Artykuły

Pokój z niepokojami po Grotowskim

"Grotowski - próba odwrotu" w reż. Tomasza Rodowicza Stowarzyszenia Teatralnego Chorea na I Festiwalu RETRO/PER/SPEKTYWY. Chorea w Łodzi. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Odpowiedzi Grotowskiego nie przydają się dziś na wiele. Ale moment postawienia sobie pytań, z którymi się mierzył, może zaważyć na dalszym życiu. Wtrąca w samotność. Młodzi artyści teatru Chorea znaleźli w Grotowskim wspólnika w walce z tym wyobcowaniem.

Nie dlatego, że był mistrzem. Kto to w ogóle widział, kto to jeszcze pamięta.... Nie dlatego, że pozostawił teorię, metodę, technikę gry aktorskiej. Podręczniki ze skryptami jego "nauk" to zazwyczaj hochsztaplerka.

Szóstka młodych artystów teatru Chorea sięgnęła po Grotowskiego, bo współbrzmiał z ich poczuciem wyobcowania i zagubienia. Bo stawiał sobie i innym ekstremalne wymagania, mając jednocześnie świadomość, ile razy zawiódł i został zawiedziony. Znaleźli w nim partnera do rozmów na krępujące tematy.

Próba odwrotu od Grotowskiego to dla Chorei próba podsumowania własnych pięciu lat działalności. Mniej na zasadzie artystycznej, a bardziej ludzkiej. Zamiast montować fragmenty starych spektakli, badają, kim stali się przez ten czas. Czy zrozumieli, na czym polega aktorstwo? Czy doświadczyli czegoś autentycznego? Z jakimi intencjami i problemami rozpoczęli wspólne działanie?

W otwierającej scenie stoją przy barze z europalet, gotowi opowiedzieć najbardziej bolesne i wstydliwe historie ze swojego życia. Zły dotyk. Porzucenie przez rodziców. Odkrycie orientacji homoseksualnej. Ale wyznania brzmią zaskakująco mizernie, banalnie. Wszystko już było. Słowa jakoś nie działają.

Szóstka artystów próbuje więc dalej. Fizycznie. Łączą elementy jogi i sztuk walki, contact improvisation i własnych, prowadzonych w Chorei badań nad ruchem, tańcem i śpiewem antycznym. Przebrani w białe kitle zmieniają się w zespół laborantów, który za obiekt badań przyjął samego siebie. Nie Grotowskiego. Nie kombatanckie opowieści o podejrzanym "guru i szamanie, który poprzetrącał tyle ludzkich życiorysów". Ale stosują też terminy i cytaty z tekstów Grotowskiego. "Pamięć ciała" okazuje się praktyczną kategorią życiową, jeśli trzeba ocenić, "czy ten pan faktycznie mnie kiedyś dotykał, czy ktoś ma interes, by wmówić mi po latach nieistniejącą traumę". Pojawiają się słowa: "performer", "wehikuł", "technika", "nieprzyzwoitość". Ale to wszystko nie tak. Poza jednym. Słowo "samotność" brzmi mocno i dramatycznie.

Wokół nich krąży reżyser Tomasz Rodowicz. Przyczaja się. Kuca w rogach. Okrąża. Przygląda się z uwagą i niedowierzaniem. Podstarzały podglądacz szarpiącej się młodości czy opiekun?

Czasem piękna, spocona aktorka usiądzie mu na kolanach, wykrzykując oskarżycielsko własne lęki i pretensje do całego pokolenia skompromitowanych autorytetów. Czasem ktoś oprze się na nim w bardziej skomplikowanej figurze gimnastycznej. W końcu sam razem z resztą aktorów da się zrzucić z baru-podestu na worki ze śmieciami. Spokojnie odczeka w ogonku na swoją kolej i stoczy się w dół.

Rodowicz, który zakładał Choreę razem z grupką dawnych współpracowników Gardzienic, jako jedyny znał Grotowskiego. Przypadek zetknął ich w latach 80., gdy młodemu muzykowi, filozofowi, społecznikowi skoncentrowanemu na Beatlesach i pracy z narkomanami nie przyszło jeszcze nawet do głowy zajmować się teatrem. Przez kilkanaście lat okazjonalnie współpracowali, wpadali na siebie, gubili się, kłócili.

Gadali, gadali, gadali. Spotkali się kiedyś przypadkiem w szpitalu w Chicago, gdzie Grotowski usłyszał przygnębiającą diagnozę - najwyżej parę lat normalnego życia, to wszystko. Rozmawiali całą noc. Po wielu godzinach Rodowicz wrócił do siebie spisać monolog Grotowskiego. Nie wracał do tego wspomnienia przez lata. W spektaklu przyznaje się jednak, że być może nigdy nie opuścił tamtego pokoju, gdzie wiedziony pozaintelektualnym impulsem przelewał na kartki słowa Grotowskiego. Najprostsze, infantylne pytania, napięcie nakazujące jeszcze raz, od początku, na własny użytek kwestionować sprawy oczywiste - to wszystko pozostało.

Ściany owinięte folią, w rogu wózek inwalidzki, nad sceną kroplówka odmierzająca czas.

Nie ma odwrotu. Nie od Grotowskiego, ale od tych chwil szczególnej intensywności, gdy wszystko się jednocześnie załamuje i wyjaśnia. Gdy trzeba wszystko w sobie zakwestionować, zawstydzić się sobą, nie zgodzić się na siebie. Grotowski umiał wywoływać te stany właśnie dlatego, że sam ich szukał i doświadczał. Nie mógł nikogo wyleczyć z samotności, w którą nieuchronnie wtrącają podstawowe pytania. Spektakl Chorei także nie ma działania terapeutycznego. Jest zaproszeniem do pustego pokoju, gdzie każdy usłyszy dokładnie te głosy, które najchętniej by w sobie zagłuszył.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji