Artykuły

Szopka narodowa

Przeżywamy nowy okres wzmożonej aktywności reży­serskiej, epidemii eksperymen­tów z klasykami, alarmy bieg­ną z Krakowa, z Opola, wy­padki chodzą i po Warszawie. Trudniej na pewno zagrać (do­brze) klasyka klasycznie, "kon­cepcja" pokryć może braki ak­torskie, plamy w scenografii, dziury w reżyserii, skrupuły widowni. To jest, oczywiście, złudzenie koncepcjonistów. Bo tak naprawdę "koncepcja" ob­naża przede wszystkim własne słabości. Ale czyż złudzenia nie są wdziękiem życia?

Czy ja to wszystko piszę z powodu nowego "koncepcyjne­go" przedstawienia "Wesela" w Teatrze Powszechnym w re­żyserii Adama Hanuszkiewicza? Trochę tak, trochę nie. Gdyż to przedstawienie, aczkolwiek dyskusyjne i sporne, a miej­scami budzące słuszny sprze­ciw (tam mianowicie, gdzie re­żyser poczyna sobie zbyt już bezceremonialnie z tekstem poety), ma też zaskakujące za­lety i wnosi tyle nowych ar­gumentów w nieustający spór o interpretacje "Wesela", iż wiele może mu być wybaczone. Co do mnie - dość daleki je­stem od zachwytu; ale na pew­no o wiele dalszy od potępień.

Eksperyment tak długo ma rację bytu, jak długo nie sprzeciwia się podstawowym ideom sztuki nie fałszuje ich, nie zastępuje innymi. I jeszcze jedno: sam teatr mu­si zrozumieć, wczuć się w obraną koncepcję, podołać jej warsztato­wo. Pod tym względem nader pouczające są losy nowej, beckettowskiej koncepcji ,.Króla Lira", za­proponowanej przez Jana Kotta.

Zygmunt Hubner w Warszawie mo­że i zrozumiał ją prawidłowo, ale nie umiał przekazać tej wiedzy zespołowi i przedstawienie rozło­żył. A Peter Brook tę samą myśl inscenizacyjną zrealizował podob­no wspaniale (przekonamy się w przyszłym roku, gdy Teatr Szek­spirowski zawita do nas). W sprawie "Wesela" wystąpił w 1955 ro­ku Konstanty Puzyna z koncepcją jednorodności "Wesela" jako pamfletu politycznego. I czekał spo­kojnie, kto ją spróbuje oblec w sceniczne życie. Doczekał się. Spró­bował Adam Hanuszkiewicz, naj­pierw w TV, obecnie - w pełnym kształcie - w teatrze.

Nie powrócę tu do dyskusji, którą swego czasu toczyliśmy z Puzyną. Okazja jest, ale miejsca brak. Ograniczę się za­tem do praktycznej konfronta­cji z Hanuszkiewiczem. Jak mu wyszło?

Połowicznie. I nie mogło być inaczej. Bo "Wesela" nie da się wtłoczyć w ramy jednej linii ideowej, jednego wyrazu. To jest - da się wtłoczyć, bo sztuki umarłych autorów są cierpliwe jak papier, na któ­rym koncepcjoniści spisują swe propozycje. Ale koszty takiej operacji są ogromne. Obok scen udanych, wręcz znakomi­tych, tworzą się miejsca pu­ste, albo jeszcze gorzej - sy­tuacje fałszywe, w których kon­cepcja kompromituje tylko sa­mą siebie.

Przedstawienie w Teatrze Powszechnym zuboża sztukę Wyspiańskiego. Ale że częścio­wo przekazuje ją znakomicie - dowód, że koncepcja chybia też tylko częściowo. Najpierw jest wygrana w części szopko­wej. Potem, gdy do szopki wkracza dramat, widowisko trzeszczy, gnie się, grozi zawa­leniem na głowy widzów. Po czym, po przerwie, pojawia się nowy dramat, nie skojarzony zresztą ani z realistycznym ani z chocholim planem. W fi­nale, w dobrej formie, zwy­cięża Wyspiański omal trady­cyjny. Oto jak Wyspiański je­szcze raz pokonał Puzynę.

Hanuszkiewicz też miał po­mysł: wszystkie "osoby drama­tu" (dramatu!) odtworzy jeden aktor, ten sam co Chochoła. Wojciech Siemion stanął przed zadaniem nie do rozwiązania. Bo jak warstwa realistyczna "Wesela" nep jest jednolicie sa­tyryczna, tak samo widma w "Weselu" nie są jednorodne. Są takie, są owakie. Siemion zagrał poprawnie Chochoła, ale potykał się raz po raz o du­chy, choć to bezcielesne istoty. Sceny ze Stańczykiem, z Het­manem, z Wernyhorą przybrały charakter parodystyczny, prze­ciwny Wyspiańskiemu.

Osobiście pójdę na koncesję. Od dawna już naigrawają się ludzie z Wernyhory i jego absurdalnych rozkazów. Scena z Wernyhorą w Powszechnym to jedna z najostrzejszych kpin z mistycznej blagi wieszczokletów. Jeszcze nigdy Gałczyński czy Mrożek na scenie nie rozśmieszyli mnie do tego stopnia jak polecenia Wernyhory przekazywane ogłupiałemu Gospodarzowi. Ale młodszy (wiekiem i doświadczeniem) widz jak przyjmie Siemiona w roli duchów? Ubawi się, ale pewnie nic nie zrozumie. Teatr robi wiele, by mu to zrozumienie utrudnić. Siemion kukiełkowy jako Hetman, nijaki jako Stańczyk, kpiarski jako Szela, gra Wernyhorę w najlepszym stylu STS. Ale czy tylko o zieloną gęś tu chodzi?

Romantycy z dziecięcą ufnością zrzucali na teatr brzemię troski o realizację ich sceno-fantazji. Wyspiański może i był neoromantykiem, ale prze­de wszystkim doskonale wie­dział czego chce od teatru, da­wał dokładne pouczenia, był Inscenizatorem ścisłym i konkretnym. Dlatego nie mo­żna wmawiać w widza, że sztuki Wyspiańskiego to tyl­ko partytury czy scenariusze (i poczynać sobie z nimi jak z surowcem). Zamiana bronowi­ckiej chaty w szopkę krakow­ską, ulalkowienie postaci reali­stycznej komedii to nie jest "szarganie świętości" niejakie­go pana Walewskiego, pierw­szego reżysera "Wesela", lecz naruszanie wyraźnie obrysowa­nej wizji teatralnej Wyspiań­skiego. Czy to znaczy, że chcę naskoczyć na Hanuszkiewicza za jaskrawe odstępstwa od wskazówek scenicznych Wy­spiańskiego? Bynajmniej. Kon­cepcja bowiem dosłownego uszopkowienia bronowickiego wesela nie sprzeciwia się za­sadniczemu założeniu poety, jest jakby jego założeń śmia­łym rozwinięciem.

I sprawdziła się na scenie. "Tańczy, tańczy cała szopka" jak chciał przecież Wyspiański, wiruje obrotowa scena, tempo, tempo, a żadna z puent poety, nie umyka uwadze reżysera, nie uchodzi uwadze widza. Świetność artystyczna "Wese­la" - to genialna sztuka, kto wie czy nie największe dzieło sceniczne w polskiej literatu­rze - zwycięża nierówne ak­torstwo, do aktorsko rewela­cyjnego "Wesela" trzeba by zre­sztą dobrać ekipę ogólnopolską, taki team narodowy. Są w "Weselu" w Powszechnym role poprawne, pilnujące tek­stu i osadzone w spektaklu, są i słabe, nawet z brakami w dykcji. Ale jest też kilka ról, zagranych dobrze, a trafiła się i bardzo dobra.

To HANUSZKIEWICZ jako Po­eta. Do ogólnej koncepcji przed­stawienia pasuje jak ulał. Znako­micie mówi wiersz, jego dialog z Maryną w akcie pierwszym i z Panną Młodą w akcie trzecim to najmocniejsze sceny widowiska. Kpina i pamflet ustępują tu wprawdzie, w pierwszym przypadku wirtuozerii psychologicznej, w drugim - patriotycznemu zamyśleniu nad sprawą polską - i Puzyna jest pewnie niezadowolony z tych scen. Ale widz jest wzruszony. Zasługą musi się zresztą Hanuszkiewicz podzielić z obiema partnerkami: ZOFIA KUCÓWNA, ładnie narysowała portret Panny Młodej, a EWA WAWRZOŃ utrafiła wybornie w "nowoczesność" Maryny. Ostro, komediowo potraktowali swe role WOJCIECH RAJEWSKI (Żyd) i WIESŁAWA MAZURKIEWICZ (Rachel). Sylwetka Racheli zaznacza się przez to wprawdzie mniej niesamowicie i niezupełnie znajduje uzasadnienie węzłowa rola Rachel w akcji ,,Wesela", ale przecież reżyseria nie traktuje spraw dramatycznych "Wesela" serio, a więc o co się prawować. I jeszcze słowo o Nosie: usuwany w większości dawniejszych inscenizacji "Wesela" na plan drugi, plan podrzędny, Nos najmocniej podbudowuje tę część koncepcji Puzyny, która jest słuszna. Więc nic dziwnego, że Nos wyodrębnia się wyraźnie z otoczenia. GUSTAW LUTKIEWICZ unika wszelkich mocniejszych akcentów alkoholizmu Nosa. Nie jest ani mniej ani więcej pijany niż inni goście weselni. To także trafne ujęcie.

Na ogromne uznanie zasługuje plastyczna oprawa widowiska. ADAM KILIAN miał pozornie za­danie ułatwione: skoro szopka to wystarczy szopkowo. Kilian zro­bił szopkę i dał stroje krakowskie, ale w świetnej stylizacji. I zestroił je z ubiorami inteligentów, w któ­rych śmiałą modernizację (kostiu­my Maryny, Rachel) skojarzył z wyborną karykaturą (kostium i sylwetka Radczyni). Chochoł jest zgrzebny, realistyczny. Obecność widm, ludowa, w wykrojach szopki, kłóci się z charakterem wier­szy przez nie wypowiadanych, ale to już wina naginania realiów dra­matu do ogólnej koncepcji.

"Wesele" w Teatrze Pow­szechnym zaraz na premierze obudziło żywe dyskusje. To dobrze. Spory znajdą może przedłużenie w druku. Tym lepiej. Klasyków warto znać tylko żywych, zaangażowanych w nasze sprawy. Cokolwiek na­pisałem, lub jeszcze napiszę, ujemnie, krytycznie o tym "Weselu" Hanuszkiewicza, nie zmienię mego sądu, że jest to "Wesele", o które warto się spierać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji