Czas akcji:
Miejsce akcji:
Obsada:
Druk: "Dialog" nr 5/1959
Podtytuł: Sztuka, której nie zechce wystawić żaden teatr ani obejrzeć żadna publiczność.
Dwudziestopięcioletni Niemiec, Beckmann, wraca z frontu wschodniego II wojny światowej do Hamburga. Walczył miedzy innymi pod Stalingradem, potem przez trzy lata był więziony na Syberii. Wojna się skończyła, ludzie powoli odbudowują codzienną, mieszczańską egzystencję, w której nie ma miejsca na okaleczonych fizycznie i psychicznie weteranów. Beckmann jest "jednym z tych, którzy wracają do domu, a potem jednak nie wracają do domu, ponieważ domu dla nich już nie ma".
Bóg jako Stary Człowiek błąka się po świecie i rozpacza, że ludzie w niego przestali wierzyć, że strzelają do siebie, topią się, mordują nawzajem, popełniają samobójstwa, a on nie może tego odmienić. Za to Śmierć jako Przedsiębiorca Pogrzebowy stała się nowym bogiem i jest zadowolona ze swych interesów.
Beckmann, kulejący z powodu przestrzelonego kolana, głodny i bezdomny, rzuca się nocą w nurty Łaby, ale rzeka nie chce przyjąć życiowego "żółtodzioba". Nie potrzebuje takiej "nędznej odrobiny życia". Każe niedoszłemu samobójcy najpierw zaznać życia, a dopiero po jakimś czasie, ewentualnie, spróbować utopić się ponownie.
Obok młodego weterana pojawia się tajemnicza postać, nazwana Ten Drugi. Przedstawia się jako ten, który zawsze mówi "tak" i "jest optymistą, który w złych widzi dobre strony i dostrzega lampy w najciemniejszych ciemnościach". Beckmann powtarza swoje "nie" okrutnemu życiu. Opowiada o bólu, głodzie, chłodzie, o trzech latach spędzonych na froncie i w niewoli, o tęsknocie za domem i żoną. Teraz w jego domu z jego żoną mieszka inny mężczyzna. Roczny synek, którego Beckmann nigdy nie widział, zginął i został pogrzebany gdzieś pod gruzami.
Leżącego nad rzeką, przemoczonego bohatera znajduje Dziewczyna i zabiera do swego domu. Pozwala mu się ogrzać i wysuszyć, daje ubrania po mężu. Przez chwilę Beckmann czuje się ocalony, ale gdy dowiaduje się, że mąż dziewczyny nie wrócił spod Stalingradu - ucieka, bo nie chce zająć jego miejsca, tak jak ktoś zajął jego własne.
Beckmanna prześladuje wizja rannych i zabitych żołnierzy, wśród nich tych, których powierzono jego komendzie. Dręczy go poczucie odpowiedzialności i chcąc się go pozbyć idzie do Pułkownika. Opowiada zwierzchnikowi sen o grubym, okrwawionym generale grającym wojskowe marsze na olbrzymim ksylofonie, zbudowanym z ludzkich kości i zębów. Muzyka wywołuje z grobów rzesze zabitych żołnierzy - "straszne, nieogarnięte morze zmarłych". Kiedyś, podczas bitwy pod Gródkiem, Pułkownik uczynił Beckmanna odpowiedzialnym za dwudziestu podwładnych, wysłanych na akcję. Jedenastu z nich zginęło. Teraz Beckmann zwraca Pułkownikowi odpowiedzialność, aby móc wreszcie spokojnie zasnąć. Uważa, że dla dowódcy kilkanaście osób więcej czy mniej nie stanowi różnicy. Pułkownik nie rozumie skrupułów podwładnego i wyśmiewa go.
Beckmann, w podartym płaszczu, z krótką szczeciną na głowie i w groteskowych okularach (dostosowanych do maski gazowej) budzi rozbawienie. Postanawia więc pójść do Dyrektora kabaretu i poprosić o pracę. Ale Dyrektor nie chce nowicjusza. Twierdzi, że nie można publiczności "karmić razowcem", kiedy ona "chce biszkoptów" i że sztuka nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem. Doradza młodemu desperatowi cierpliwość, umiar i więcej elegancji.
Chłopak chce znowu pójść się topić, ale Ten Drugi namawia go do powrotu do rodzinnego domu i starych rodziców. Okazuje się jednak, że rodzice zmarli, a ich mieszkanie zajęli jacyś państwo Kramerowie. Pani Kramer brutalnie traktuje niespodziewanego gościa, ale opowiada mu o zmarłych rodzicach, na przykład o agresywnym antysemityzmie ojca, za co po wojnie ukarano go pozbawieniem emerytury i eksmisją z mieszkania. Starzy ludzie popełnili samobójstwo, odkręcając gaz. Pan Kramer na stronie utyskuje, że "na tym zmarnowanym gazie" można by gotować przez miesiąc.
Dla takich jak Beckmann nie ma miejsca w społeczeństwie. "Tak nas zdradzili. Haniebnie zdradzili" - mówi. "A teraz siedzą za swymi drzwiami. Pan nauczyciel, pan dyrektor, pan radca sądowy, pan doktor. Teraz okazuje się, że nikt nas nie wysyłał. Nie, nikt. Wszyscy siedzą za swymi drzwiami. Ich drzwi są mocno zamknięte. A my stoimy pod drzwiami. A oni ze swych katedr i foteli pokazują palcami na nas. Tak nas zdradzili. Haniebnie zdradzili. I najspokojniej przechodzą koło tych, których zamordowali, po prostu przechodzą."
Wszystkie drzwi są zamknięte, z wyjątkiem jednych - śmierci. Beckmann chce umrzeć, bo nie może już znieść cierpienia. Wie, że ludzi nic nie obchodzi cudze umieranie. Przechodzący znajomi nie przejmują się nim - ani Pułkownik, ani Dyrektor kabaretu, ani Pani Kramer, ani Żona uczepiona ramienia "nowego przyjaciela". Jedyną osobą okazującą serce i zdolną do współczucia jest Dziewczyna, która już raz pomogła niedoszłemu topielcowi. Niestety widmo jej męża uniemożliwia Beckmannowi związek z nią. Nie ma wyjścia. Nawet Ten Drugi milknie, bo brakuje mu już argumentów na "tak".
Beckmann wykrzykuje w pustkę swój ból, swoją rozpacz i pragnienie śmierci: "Czyż nie mam prawa do samobójstwa? Czyż mam pozwolić, żeby mnie nadal mordowano i czyż mam samemu nadal mordować? Co mam ze sobą począć? Z czego mam żyć? Z kim? Po co? Gdzie jest dla nas miejsce na tym świecie?" Nikt mu nie odpowiada.
Ukryj streszczenie