Autor: Paweł Huelle
Czas akcji:
Miejsce akcji:
Obsada:
Druk:
Monodram
Bohaterem monodramu jest Heller, nauczyciel akademicki, wykładowca filozofii na Akademii Medycznej w Gdańsku, który stoi przed sądem i jako jeden z grupy oskarżonych składa wyjaśnienia w sprawie o lżenie głowy państwa, rozrzucanie ulotek wzywających do obalenia rządu, pobicie po pijanemu młodych turystów, którzy ćwiczyli marsz na azymut. Świadek oskarżenia, którego nazwisko Hellerowi wyjątkowo trudno zapamiętać i którego nie wymawia, bo nim gardzi, ten świadek złożył oburzająco nieprawdziwe zeznanie, więc Heller zdecydował się bieg zdarzeń opowiedzieć, dowieść niewinności i obnażyć absurdalność donosu. Zeznanie Hellera jest szczegółowe, zawiera potrzebne dygresje i, jak na filozofa przystało, czerpie wiedzę ze zdobytej nauki; jest mądre, błyskotliwe, inteligentne.
Rzecz miała miejsce w Gdańsku, w połowie sierpnia 1992. Tego dnia Heller czekał na swych dwóch kolegów, którzy tak jak on, będąc nauczycielami filozofii na Akademii Medycznej w Gdańsku, zostali zwolnieni z pracy. Uzasadnienie decyzji i swój pogląd rektor tej uczelni wyrażał następująco: "Na cóż studentom medycyny rzecz tak niepraktyczna jak filozofia? Czy przy pilnowaniu kości pomocna może być znajomość Platona, Arystotelesa albo subtelnych wątpliwości Kanta?" Koledzy poszli odebrać urzędowe pisma potwierdzające poglądy rektora, ale nie zabrali ze sobą Hellera, bo już raz byli świadkami zdarzenia, które pokazało jak bardzo różni się poczucie humoru jego magnificencji i filozofa.
Heller czekał na przyjaciół w piwiarni ocienionej kasztanowcami, do której w niedalekiej przeszłości przychodził na kufel piwa elektryk ze stoczni, Lech Wałęsa. Teraz prezydent Wałęsa takich miejsc nie odwiedza, w przeciwieństwie do prezydenta Czech, Vaclava Havla, o czym głośno mówił siedzący przy stoliku emerytowany suwnicowy i wyjaśniał, że gdyby prezydent Wałęsa "przynajmniej raz w miesiącu spotkał się z prostymi ludźmi przy kuflu piwa, skończyłyby się nasze kłopoty ekonomiczne". Gdy emerytowany suwnicowy mówił o głowie państwa, do piwiarni weszli dużą grupą kadłubowcy pracujący na terenie stoczni w spółce S.A., którzy nie bronieni przez związek zawodowy dostali pisemne wypowiedzenia z pracy - rozgoryczeni i przerażeni przyszli prosto ze stoczni na piwo. Jeden z nich demonstracyjnie podarł swoje wypowiedzenie, w powietrze rozrzucił strzępy papieru, które długo fruwały nad głowami bezrobotnych. Inni śpiewali "Międzynarodówkę", by dodać sobie otuchy. Wkrótce potem przyszli pełni smutku muzycy z Filharmonii, bo tego dnia ich instytucja zbankrutowała i członkowie orkiestry zostali bez pracy. W piwiarni grali najpierw utwór Mozarta, a potem trwał prawdziwy koncert życzeń - filharmonicy wykonywali każdy utwór, o jaki byli proszeni. Na koniec nieoczekiwanie nadjechała platforma konna, której właściciel właśnie spełnił obowiązek demonstranta zrzucając płody rolne przed Urzędem Wojewódzkim i przyjechał na piwo. "Zostaliśmy w skarpetkach" - oceniał sytuację altowiolista, a filozof Heller przypomniał z najgłębszym wstydem, bólem i smutkiem, kto i co niedawno mówił o polskiej inteligencji, nade wszystko o tym, że trzeba przełożyć ją przez kolano. Wspólne stoczniowców, filharmoników, trzech nauczycieli filozofii i rolnika dyskusje, rozmowy, przewidywania co do przyszłości, skargi, tłumiony żal, pretensje o zawiedzione zaufanie zakończyła czyjaś propozycja, by odbyć przejażdżkę konną platformą. Na niej filharmonicy cudownie grali jazz, obok siedzieli kadłubowcy S.A., trzech filozofów, powoził rolnik, po bokach widniały transparenty "Jestem za, a nawet przeciw" i drugi: "Nie chcem, ale muszem". Przy szczerym aplauzie przechodniów malownicza grupa połączona bezrobociem "Pod kasztanami" ruszyła ulicami Gdańska do Doliny księcia Sambora, by pod dębami przeżyć majówkę w połowie sierpnia. Zapłonęło ognisko, nieopodal klerycy śpiewali pieśń z krzepiącymi słowami: "Podaj rękę swemu bratu, niechaj nikt nie czuje się sam...". Zacięty spór stoczniowców, muzyków i filozofów wywołały hasła "Pro Life" i "Sierpień miesiącem poczętego życia", które klerycy umieścili po bokach dużego balonu w kształcie sterowca. Dyskusję przerwało nieoczekiwane zjawienie się siedmiu gniewnych młodzieńców w krótkich spodniach, z podgolonymi karkami, z nienawiścią w oczach, należących do Konfederacji Polski Nieskalanej, którzy rozkazali bezrobotnym opuścić dolinę. Dolina jest ich, właśnie zabezpieczają teren do demonstracji "W obronie praw, narodu, życia..." Filharmonicy, kadłubowcy S.A. i trzej filozofowie zgodnie z tym, że "stoją we własnym kraju" odmówili spełnienia rozkazu, czym spowodowali agresję podwładnych "ukochanego wodza". Jeden z nich użył broni palnej, strzelając przebił kulą balon kleryków, wreszcie został unieszkodliwiony przez pana Janka z S.A. Policja przyjechała zaalarmowana doniesieniem o grasującej uzbrojonej bandzie, napadającej na młodych turystów. Piękna majówka skończyła się na komisariacie policji, składaniem i podpisaniem zeznań.
Były one jaskrawo różne od zarzutów postawionych w akcie oskarżenia. Dlatego filozof Heller przed sądem składa obszerne wyjaśnienia, przedstawiając całą prawdę o własnej i kolegów niewinności. Na koniec, by obalić oskarżenie o popełnieniu przestępstwa, filozof Heller powołuje się na Arystotelesa, który w pierwszej księdze "Retoryki" wyjaśnia w jakich trzech przypadkach ludzie dopuszczają się czynów przestępczych. A te nie zaistniały.
Filozof Heller powiedziawszy wszystko, co miał do powiedzenia, dodaje na koniec, że "pomiędzy słowami zawsze zostaje reszta, która jest tajemnicą."