Czas akcji: lata trzydzieste XX wieku.
Miejsce akcji: przedział w wagonie kolejowym, kantor sklepowy, garderoba teatralna.
Obsada:
Druk: "Dialog" nr 5-6/1986.
Sztuka w trzech aktach.
Akt I
Z Warszawy do Poznania jedzie na gościnne występy Helena Otocka, młoda, pełna kobiecego wdzięku aktorka. Będzie ponownie grać w sztuce "Strusie pióro". Towarzyszy jej starsza pani, Marcysia Jędrzejowska, garderobiana i przyjaciółka, opiekunka, towarzyszka teatralnego życia. Marcysia przed wieloma laty także była aktorką, ale, jak z żalem wspomina, wyszła za mąż i to był powód końca teatralnej kariery. Bez teatru żyć jednak nie mogła i gdy została sama wróciła za kulisy, jako garderobiana. Marcysia wspomina teatr gwiazd, artystek, które obok talentu scenicznego miały cudowny dar wywoływania skandali, a te z kolei dawały komplety publiczności na widowni i sprowadzały do teatru tłumy wielbicieli. Dlatego Marcysia ucieszyła się, gdy Ochocka przed czterema laty opuściła swego męża i bez reszty oddała się teatrowi. Helena Otocka marzy o sukcesie artystycznym w Poznaniu, o wysokich zarobkach, które jej się należą i, po kobiecemu, o miłości. Karty stawiane przez Marcysię przepowiadają na drodze życia Heleny bruneta.
W Gnieźnie do przedziału wchodzi Hugo Brandt, mężczyzna w średnim wieku. Dość szybko nawiązuje rozmowę z Heleną i równie szybko deklaruje, że jako jej wielbiciel podczas poprzednich jej występów w Poznaniu był na każdym przedstawieniu. Helena za komplementy rewanżuje się miłą rozmową. Mówi o teatrze, w którym coraz rzadziej dochodzi do twórczej pracy i gorącego porozumienia między sceną a widownią, który zamiast miejscem magicznym staje się coraz bardziej wymagającą firmą narzucającą aktorom styl życia. Rozmowa toczy się tak swobodnie, że Helena z całą kobiecą bezwzględnością krytykuje towarzysza podróży za fatalne ubranie - zły krój marynarki, niemodną koszulę, brązowe buty, źle dobrany krawat - i zobowiązuje go do całkowitej zmiany garderoby. Zakłopotany Hugo Brandt obiecuje poprawę. Przedstawia się jako spadkobierca firmy "Brandt i syn", stale rozwijającej się sieci sklepów kolonialnych, firmy, która ma prawie studwudziestoletnią tradycję i świetną renomę. Hugo zarządza firmą osobiście, co nie pozwala mu na życie prywatne, podróże, uprawianie sportu, szukanie kandydatki na żonę, która "będzie pasować do firmy", na czytanie książek, korzystanie z przyjemności życia. Firma, jak mówi Hugo, to tradycja, której nie wolno sprzeniewierzyć się, firma żąda poświęcenia, uzależnia. Helena, choć odważnie krytykuje taki styl życia, przyznaje na koniec, że sama, w nieco odmienny sposób, ale oddała całe swoje życie teatrowi. U kresu podróży Otocka i Brandt wyraźnie darzą się sympatią, obiecują spotykać się w Poznaniu. Brandt przyznaje się, że od sekretarza teatru zdobył informację, którym pociągiem Helena przybędzie i wyjechał jej naprzeciw do Gniezna, aby odbyć z nią wspólną podróż. Aktorka przyjmuje tę wiadomość z wyraźnym zadowoleniem.
Akt II
W kantorze sklepu firmy "Brandt i syn" pracują Hugo i Jan Nepomucen Chyliczek, od czterdziestu lat buchalter firmy, któremu staż pracy i zażyłość z rodziną Brandtów pozwalają krytykować postępowanie Hugona. Właśnie beszta go za demonstrowanie uczuć do aktorki, o czym mówi "cały" Poznań, za posyłanie do teatru prezentów na koszt firmy. Ale i tak nie wie o wszystkim. Brandt w tajemnicy wykupuje za tysiąc sto złotych wszystkie bilety na ostatnie przedstawienie Otockiej w Poznaniu. Sam Chyliczek jest świadkiem wizyty najlepszego w mieście krawca, który przyszedł z przymiarką garnituru uszytego według wskazówek Otockiej. Ona także odwiedza Brandta w sklepie, chwali jego nowe ubranie, stara się udobruchać buchaltera. Ale prawdziwa bomba wybucha, gdy posłaniec z teatru przynosi książki biletowe. Otocka protestuje, nazywa zachowanie Brandta rozrzutnością i domaga się odesłania biletów. Dowiaduje się jednak, że zerwanie umowy niegodne jest dobrej firmy. Więc Otocka wpada na pomysł, który natychmiast akceptuje Chyliczek, a zagubiony Brandt nie protestuje. Firma "Brandt i syn" na następny dzień zamówi druk afiszy i da ogłoszenia do wszystkich gazet, że każdy klient robiąc zakupy w sieci sklepów "Brandt i syn" będzie mógł nabyć bilet do teatru po atrakcyjnie niskiej cenie. Chyliczek jest zachwycony, a Otocka ma nieoczekiwaną reklamę, czym czuje się wyróżniona. Tylko Brandt ma poczucie klęski. "Chciałem zrobić coś szalonego, po raz pierwszy w moim życiu" - zwierza się Helenie. Ale Helena jest teraz zachwycona światem dotąd jej nieznanym. W przeciwieństwie do niestabilnej pracy w teatrze, w której "najważniejszy jest nastrój chwili", widzi wartość w tym, co zmierzone, zważone, nazwane, wycenione. "Mam takie wrażenie, że chętnie zostałabym kimś z was" - mówi do Hugona. On po tym wyznaniu wiele sobie obiecuje. Ma zamiar po występach Otockiej oświadczyć się jej i zatrzymać ją w Poznaniu.
Akt III
Garderoba Otockiej tonie w kwiatach od Brandta. W przerwie ostatniego przedstawienia Helena odpoczywa po wyczerpującej scenie i choć narzeka, jest bardzo szczęśliwa. Żartobliwą rozmowę na temat małżeństwa stara garderobiana puentuje uwaga serio: "Mam nadzieję, że nie popełni pani żadnego głupstwa." Zdaniem Marcysi artystka z taką pozycją, z takim scenicznym dorobkiem już nie może uzależniać się od męża.
Do garderoby przychodzi Brandt, mówi, że po dokładnym obliczeniu firma na pomyśle Otockiej nie straciła, przeciwnie osiągnęła zysk. Ofiarowuje 1690 złotych Otockiej, ale szczodry gest psuje żądaniem pokwitowania odbioru pieniędzy. Teraz urażona Helena pilnuje, aby świat Brandta nie przeniknął do jej teatru. Demonstruje brak szacunku dla pieniędzy. Mówi o tym, co w teatrze liczy się naprawdę: reakcja publiczności, bo potwierdza talent aktora i wysokość gaży - bo daje pozycję w teatrze i prestiż. "Kiedy już mamy swoje pieniądze, mało nam na nich zależy" - kończy Otocka. Brandt jest świadkiem rozmowy Otockiej z dziennikarzem "Popołudniówki", który przyszedł z gotowym wywiadem z artystką - nieprawdziwym, ale ładnie brzmiącym, nieszczerym - ale taki spodoba się czytelnikom. "Jestem od nich zależna" - mówi o dziennikarzach Otocka. Osłupiałemu Brandtowi wyjaśnia, że teatru nie można porzucić. Ona sama musiałby spotkać kogoś, kogo pokochałaby mocniej niż teatr. A to jest niemożliwe. Konałaby z tęsknoty za szminką, oklaskami, rolami, za wszystkim, czego w teatrze nienawidzi i co kocha jednocześnie. Rozmowę przerywa Marysia, przynosząc adresowaną do Otockiej depeszę. Jest w niej propozycja zagrania na warszawskiej scenie Lady Makbet. Otocka, oszołomiona szczęściem, wraca na scenę. Brandt widzi, że do tego świata nie ma wstępu. Nie odprowadzi aktorki do pociągu. Nie będzie nosić nowego garnituru, wróci do dawnego ubioru. Z Chyliczkiem, który przyszedł usłyszeć całkiem inne wiadomości, już omawia nowe plany, interesy, otwarcie kolejnego sklepu. Tego nie wytrzymuje Marcysia: "Tak nie można! O interesach? W teatrze?" - krzyczy oburzona. Panowie wychodzą.
Ukryj streszczenie