Artykuły

Pełna chata

Dawniej własne mieszkanie było szczytem marzeń. Dziś lepiej niż samemu mieszka się w duecie, trio lub kwartecie - konfiguracja nie ma znaczenia, podobnie jak kasa. Liczy się jedno: dobrze mieć kogoś, kto wieczorem zje z tobą spaghetti albo obejrzy głupawy film. Kto pomoże stawić czoło anonimowej samotności.

Zastanawiam się, dlaczego Ally MacBeal mieszka z koleżanką, a sympatyczna szóstka "Przyjaciół" gnieździ się po sąsiedzku w dwóch apartamentach. Przecież zdolną amerykańską prawniczkę czy pnącego się błyskawicznie po szczeblach kariery biznesmena stać na własne lokum, po którym nie szwendaliby się współlokatorzy.

Otóż cierpią oni na syndrom wielkiego miasta. Wychodzą na ulicę i widzą setki anonimowych twarzy. W pracy są jedynie małymi trybikami. Gdyby dodatkowo musieli wracać do pustych czterech ścian, strzeliliby sobie w łeb. Młodzi Polacy też

Przyjaciele madę in Poland

Długo uważałam, że z całym tym "macbealizmem" to gruba przesada. Aż pewnego dnia moja współlokatorka wyjechała na kilka tygodni do rodziny. Początkowo rozkoszowałam się swobodą, tym, że nikt mi nie zrobi awantury, kiedy zużyję ostatnią zapałkę. Dni mijały. Po miesiącu samotnego życia zaczęłam mówić do siebie. I wtedy zrozumiałam zarówno Ally MacBeal, jak "Przyjaciół".

Poznałam też ludzi "obciążonych" tak samo jak ja. Są różni i w różnych konstelacjach żyją pod jednym dachem. Przynajmniej niektórych zapewne stać byłoby na życiową samodzielność. Ale jej nie chcą, bo ona oznacza samotność. A poza tym - żeby już nie było tak minorowo - w kupie (za przeproszeniem) zawsze raźniej.

Sajgon w wieżowcu. Czy troje artystów wytrzyma pod jednym dachem? Ci nie wyobrażają sobie innego scenariusza. Ona i ich dwóch: 21-letnia Kasia, "Miss Sajgon" w teatrze Roma, oraz Paweł, lat 27, i Tomek, lat 30 - z tego samego teatru - żyją sobie w dwóch pokojach w wieżowcu. Do dyspozycji mają około czterdzieści metrów kwadratowych.

Ich przyjaźń rozkwitła w teatralnych kuluarach. Przez dwa sezony egzystowali w pokojach gościnnych Romy. - Ale w końcu trzeba było pakować walizki i szukać lokum w Warszawie - wspominają. I wtedy złapali się na jednym. Myśl o luksusie mieszkania osobno nagle okazała się zaskakująco niekomfortowa.

Banda Piwoszy i ona. Czy można żyć zgodnie i szczęśliwie we czwórkę w dwóch pokojach? 24-letnia Ola, agentka Call Center Poland, dwa lata młodszy Piotrek, student, jego brat Jarek, lat 24, pracownik serwisu Idea i Mariusz, 23-latek, przedstawiciel Pepsi-Co., twierdzą, że tak. Pod warunkiem, że sprawiedliwie podzieli się przestrzeń.

Prawie wszyscy w tej grupie zatrudnień są w tak prężnych firmach, że wcześniej czy później mogliby zagwarantować sobie własną przestrzeń życiową. Ale jakoś nic ich nie goni. Dlatego, choć Ola w towarzystwu jest niewiastą jedyną, zamieszkała w pokoju z Mariuszem. Nie oponowała. - Bardzie martwiłam się, jak sobie poradzę z tak bandą piwoszy, niż tym, że będę zasypia w jednym pokoju z facetem - wspomina.

Aniołki Charliego. Czy w jednym pokoju zmieszczą się cztery kobiety i ich garderoba? Na Saskiej Kępie wykonano te manewr bez problemu. Materace Beaty i Iwony dzieli pół metra podłogi, dwa metry dalej śpią na rozkładanej kanapie Grażyna i Basia. Rano zrywają się na nogi i kłębią w łazience, potem pędzą do pracy. 25-letnia Beata i 26-letnia Iwona razem - do UdsKiOR (Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych), 32-letnia Grażyna i 33-letnia Basia do ZAiKS-u. Ponad czterdziestometrowe M-2, gdzie w sytuacjach awaryjnych drugim pokojem staje się kuchnia, wynajmują od pół roku. Najpierw wprowadziła się tu Beata z Iwoną, potem dołączyła siostra Iwony, Basia wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Grażyną. I tak żyją sobie w dwóch podgrupach na jednym skrawku podłogi. Pojedynczo czułyby się w stolicy zagubione.

Życie wewnętrzne grupy

Opisuję je na podstawie zwierzeń wyżej wymienionych Sajgonistów, Piwoszy i Aniołków, plus moich własnych doświadczeń.

Do mycia biegiem marsz. Nie cierpię poranków. Zwykle budzę się pięć minut po tym, jak moja współlokatorka zamyka drzwi łazienki. Siadam na łóżku i nerwowo odliczam czas. Po wypaleniu trzech papierosów szturmuję drzwi i obiecuję sobie, że następnego dnia to ja wygram wyścig pod prysznic. Czy w takiej sytuacji można ustrzec się przed syndromem porannej toalety? Można, o ile człowiek znajdzie sposób na kompromis.

U Sajgonistów panują zasady dżentelmeńskie. Pierwsza do łazienki wpuszczana jest Kasia. Ma trzydzieści minut. Nawet jeśli siedzi godzinę, Paweł i Tomek starają się zachować spokój. - Chyba że na wczoraj potrzebuję maszynki do golenia - zaznacza Paweł. W takich sytuacjach wali w drzwi i krzyczy: "Zarzuć ręcznik", potem zamyka oczy i wchodzi.

Innym sposobem na uniknięcie porannych frustracji pod drzwiami łazienki może być zróżnicowany grafik budzenia się. Ten patent stosują Piwosze. O siódmej zrywa się Ola. Gdy wychodzi spod prysznica, oczy przeciera Mario, potem budzi się Jarek, gdzieś koło drugiej po południu nowy dzień wita Piotrek.

By się rano nie zabić, można też zastosować sposób "na kupę". Robią tak Aniołki: Beata myje zęby, Iwona wskakuje pod prysznic, Basia wpada po tonik do twarzy. - i jakoś się nie zabijamy, jedyny szkopuł, że one - Basia wskazuje wzrokiem na Iwonę i Beatę - trochę się guzdrzą.

Niech się wstydzi ten, kto widzi.

W mieszkaniu, które wynajmuję z koleżanką, zniknął gdzieś wstyd. Obie czujemy się czasami tak, jakby tej drugiej nie było. No, ale jesteśmy kobietami. Przecież przy facecie nie chodziłabym w stroju Ewy.

Pewnego dnia w "Sajgonie" Tomek zapukał do drzwi pokoju "Miss". Usłyszał spokojne: "Proszę". Wchodzi, a Kasia stoi w samej bieliźnie i najwyraźniej nie ma zamiaru chować się w panice za szafą. Jest przecież aktorką, a to zawód, który wyklucza poczucie wstydu. - Skoro na scenie gram klienta - mówi Tomek - a moja koleżanka prostytutkę, i całujemy się "naprawdę", to chowanie się, żeby Kasia nie zobaczyła mnie w gatkach, byłoby absurdem! - tłumaczy Paweł. Kasia wydyma usta. - Przecież codziennie przebieramy się za kulisami, to mamy szansę przyjrzeć się sobie dokładnie.

U Piwoszy stała się rzecz straszna. Piotr nakrył Olę pod prysznicem. A wszystko przez brak haczyka. - Następnego ranka chłopcy zamontowali "winowajcę" zamieszania i problem mieliśmy z głowy. Choć tak naprawdę nie było przecież problemu, bo to, że czasami oni widzą mnie w bieliźnie czy w pidżamie, jest naturalną konsekwencją wspólnego mieszkania. I nie ma się co wstydzić - uważa Ola.

No i kwestia partnerów. Ola ma chłopaka, Mario ma dziewczynę. Ola nie widzi nic dziwnego w tym, że mieszka z facetem, który nie jest jej facetem. - Mój chłopak zaakceptował, że śpię w jednym pokoju z Mario. Przecież mamy osobne łóżka. Do tej pory nie słyszałam, żeby był zazdrosny. Zresztą o kogo? O Mario? - Ola patrzy na swojego współlokatora. - Traktuję go jak brata. - A my Olę jak kumpla, a nie obiekt westchnień - zapewniają chórem piwosze.

Aniołki pod względem wstydu cielesnego mają życie anielsko bezproblemowe. Lub - jak kto woli - bezpłciowe.

Wspólnota łyżki i talerza. Nie umiem gotować. Kiedy moja współlokatorka na dłużej znika w kuchni, wiem, że muszę tam zajrzeć. Liczy się odpowiedni moment. Nagie pojawiam się i niewinnie wpatruję w kuchenkę. Współlokatorce serce się kraje i podstawia mi talerz. Zdarza się to od czasu do czasu. Czy można ciągle pichcić dla drugiej osoby? Można, o ile żyje się we wspólnocie.

- Traktujemy się nawzajem jak rodzina. Jak mógłbym siostrze czy bratu czegoś żałować? - dziwią się Sajgoniści. W wieżowcu "rodzinne" obiadki są więc na porządku dziennym. Gdy Paweł ma dobry humor, rusza do kuchni na rekonesans, grzebie chwilę w lodówce, duma, potem dzwoni do Kasi i Tomka z krótkim hasłem: "Jecie?". Odpowiedź jest błyskawiczna: "Za 20 minut jesteśmy w domu". I za chwilę siedzą przy stole w dużym pokoju, a Paweł wyłania się z kuchni z talerzem, z którego unosi się jakiś smakowity zapach. U Piwoszy mistrzem garnka jest Mario. Gotuje prawie codziennie i prawie dla wszystkich. Jest małomówny i nie lubi się chwalić. Pichci, jak przystało, kotlet schabowy, ziemniaczki, marcheweczkę... Piotr i Jarek wzdychają nad talerzem: - Ech, szkoda, Mario, że nie jesteś kobietą.

W przypadku Aniołków stosunek metrażu do gęstości zaludnienia powoduje, że z jedzeniem sprawa trochę się komplikuje. Tu działają dwie grupy. Basia i Grażyna żywią się na mieście. - Ale razem - podkreślają. Beata i Iwona jedzą w domu - gotowane przez Beatę zupki. - Palce lizać - rozmarza się Iwona.

Sprzątanie brudów. Kto będzie mył wannę? A talerze? Każda swój czy razem? Może zrobić listę dyżurów i wywiesić na lodówce? - zastanawiałam się pierwszego dnia po zamieszkaniu z koleżanką. Przecież musi być sprawiedliwie! A czy jest inny sposób, by uniknąć czepiania się o to, kto zmyje podłogę w kuchni? Jest. Dobra wola i wyczucie.

Sajgoniści sprzątają, piorą, odkurzają, ścierają bez dyżurów. Działa ten, kto zauważy, ma siłę i ochotę. - Jak widzę stos talerzy, to biorę "ludwika" i nie pytam się, kto jadł - podkreśla Paweł. Kasia też sprząta, o ile nie jest na próbie, albo nie przygotowuje się do premiery. - Bo wtedy nic nie robi, tylko kwestie powtarza - wzdycha Tomek.

U Aniołków każda sprząta zwykle po sobie, choć, prawdę mówiąc, najczęściej za ścierkę chwyta Beata. Jedyna zostaje w domu na weekendy. - Kiedy tak się plączę po mieszkaniu, w końcu z braku zajęcia zaczynam robić porządki - przyznaje.

Piwosze kuchnię mają w przedpokoju. - Zwykle ten, kto wchodzi, widzi gary -mówi Piotrek, który, choć osobiście nie cierpi obowiązków, reguł i robienia czegokolwiek, co nie sprawia przyjemności, nieraz zmywał podłogę w łazience. Najmniej pracy fizycznej przypada Oli. Jako kobieta, istota delikatna i subtelna, odciążona jest w takich sprawach, jak wyrzucanie worków ze śmieciami, przesuwanie mebli i mycie okien. - Ja w tym domu najmniej sprzątam! I chciałabym obalić stereotyp, że faceci są bałaganiarzami - zauważa ku ogólnej radości reszty. Tylko jedna sytuacja wyprowadza Olę z równowagi. - Oni litrami piją piwo i wszędzie walają się puszki. Ja sobie tak chodzę, chodzę i zbieram te puszki, jedną znajdę pod fotelem, drugą pod biurkiem... -mówi.

Pranie brudów. Mam manię chomikowania zapalniczek. Zwykle zabieram je z kuchni i nigdy już nie oddaję. Po trzech tajemniczych zniknięciach źródła ognia moja współlokatorka wybuchnęła, że pozbawiam ją przyjemności wypicia wieczorem filiżanki herbaty. Pokłóciłyśmy się na tydzień. Ale to normalne. Bo jak tu uniknąć konfliktów pod jednym dachem? No właśnie -jak? Trzeba stosować taktykę uników.

Ale w "Sajgonie" jak to w "Sajgonie" - bywa gorąco. W sytuacjach awaryjnych (zdarzają się niezwykle rzadko) pomaga krótkie cięcie.

- Kilka dni przed premierą Kasia straciła głos. Potem go odzyskiwała i traciła na przemian. By upewnić się, czy go jeszcze ma, noc przed godziną zero zrywała się z łóżka w odstępach 30-minutowych i recytowała na głos kwestie - wspomina Paweł. Może by wytrzymał, gdyby dodatkowo nie narzekał mu nad głową Tomek.

- Jęczał, że w pokoju jest za sucho i zniszczy sobie struny głosowe. Wieszał ręczniki na kaloryferze.

Po czternastej próbie odtwarzania przez Kasię roli i jękach Tomka wypalił: "Bo jak was zaraz kopnę w dupę". Podziałało i zapanowała błoga cisza.

Są dni, gdy Kasia wchodzi do sajgonowego domu z grobową miną. Paweł i Tomek pytają: "Napijesz się herbaty?". Kasia odburkuje: "Nie. Dobranoc panom, idę spać" i z trzaskiem zamyka drzwi do swojego pokoju. Tomkowi i Pawłowi wystarczy jedno spojrzenie. Wiedzą. Znowu nadszedł ten czas, kiedy lepiej schodzić jej z drogi. To są te uniki. Po mniej więcej pięciu dniach Kasi przechodzi - aż do następnego miesiąca. Wtedy znów najważniejsza staje się ich zasada: "Nie zwracaj uwagi na pierdoły".

Tą samą regułą kierują się Aniołki. - Trzeba spuścić z tonu i być tolerancyjną, żeby nie zwariować - zaznaczają. I wiedzą, co mówią - w końcu znają babski profil hormonalny. I mają go w czterech odmianach.

Piwosze nie przejmują się drobnostkami, a wobec Oli nie stosują taktyki uników, bo nie muszą. - Ona jest jak facet. Konkretna, prostolinijna, bez humorów - przekonuje Piotr. Nie znaczy to, że Ola nie jest typową kobietą, w domu uskutecznia po prostu sposób "na pracę".

- Tak jak w pracy, mówię grzecznie i wyraźnie, o co mi chodzi. Fochy zostawiam dla swojego chłopaka - tu jestem kumpelą - oświadcza.

Czasami jednak nie pomaga ani sposób na pracę, ani taktyka uników. Jeśli problem nie sprowadza się do głupstwa, u Piwoszy organizuje się walne zebranie i głosowanie. Ostatnie związane było z pasją Piotra. Piotr jest rycerzem. W zakamarkach mieszkania trzyma toporki, miecze i inne akcesoria. Przez pewien czas wszyscy potykali się o te skarby. Ustalono więc jednogłośnie, że Piotr ma trzymać swoje zabawki w jednym miejscu. I trzyma.

Grupy życie zewnętrzne

"Śpisz?" "Nie śpię". Tak zaczynają się nasze nocne rozmowy. Moja współlokatorka wpada do mnie z paczką ptasiego mleczka, ja wyciągam czerwone wino i chipsy. Rozmawiamy - oczywiście - o miłości, facetach, rozczarowaniach.

Kompan do zabawy i do zwierzeń. Kasia i Paweł z Sajgonu poszli do pubu. Usiedli przy stoliku. Nagle Paweł szepcze Kasi do ucha: "Na jedenastce masz branie". Pojęła w mig. Na jedenastce, czyli w kierunku godziny jedenastej na zegarku stał facet. Paweł jak zawsze ocenił go w skali od 0 do 10. - Dostał poniżej piątki, nie miał u mnie szans - wspomina Kasia. Bo jak oni mówią, że gość jest do kitu, ona przyjmuje to do wiadomości. Paweł i Tomek czasami mówią o Kasi "nasza instrukcja obsługi kobiet". Kasia uważa, że dzięki nim wreszcie zaczyna rozumieć facetów. - Ja jestem chyba nietypowym mężczyzną, bo na Kasię patrzę, nie wiem... jak na siostrę, brata, przyjaciela? - plącze się Paweł. Kasia wypłakuje mu się godzinami w rękaw. Lubi ją wtedy pocieszać. I tyle. A gdyby się zakochała? Jej obiekt westchnień musiałby bez zmrużenia oka zaakceptować, że Kasia mieszka z kolegami. - Nie poświęciłabym naszej przyjaźni dla jakiegoś faceta. Zresztą faceci się zmieniają, a Paweł nie - podkreśla.

Basia patrzy długo na Grażynę, Grażyna na Beatę. Potem jak na komendę Aniołki wybuchają: "Ona jest mi bliska jak siostra". Basia po chwili zamyślenia dodaje: - W sumie można powiedzieć, że całe życie jesteśmy razem. Razem idziemy do pracy, razem z niej wychodzimy, idziemy do teatru, do kina... Kiedy pozostałe Aniołki znikają na weekend, Beata początkowo się cieszy, po jednym dniu zaczyna jej czegoś brakować, w niedzielę nie może się doczekać, kiedy usłyszy znajome kroki na klatce.

Piwosze mówią: - Gdy przyjeżdżasz z małej mieściny do dużego miasta, jak my, mieszkanie z kimś ratuje cię od powolnej śmierci z samotności. I przywiązujesz się do tego koła ratunkowego. Jarek uzależnił się już od porad Oli. Gawędzą w prowizorycznej kuchni w przedpokoju. - Czasami stoimy tak godzinę - przyznaje Jarek. Gdy Ola wyjeżdża, bardzo brakuje mu tej paplaniny.

Kiedyś się rozstaniemy... Za trzy miesiące moja współlokatorka wyprowadza się do swojego mieszkania. Już dziś na myśl o tym przechodzą mnie ciarki. A może uda mi się namówić ją, by zabrała mnie ze sobą?

- Mamy świadomość, że wspólna egzystencja pod jednym dachem to okres przejściowy - przyznaje Piotrek od Piwoszy.

- Może jutro dostanę angaż na drugim końcu Polski i będę musiał wyjechać? W naszym zawodzie liczymy się z tym, że jeden telefon zmienia całe życie - zauważa Paweł z "Sajgonu".

- Przecież kiedyś założymy własne rodziny - przekonuje Beata-Aniołek.

Z drugiej strony, perspektywa pożegnania jest dla nich niewyobrażalna. Tomkowi-Sajgoniście, który z zapałem gra w toto-lotka, wyrwało się ostatnio: - Jak trafię szóstkę, to kupię dwa mieszkania: sobie i wam!

Basia i Grażyna poszły dalej w snuciu "anielskiej" wizji. - Lada dzień dostaniemy klucze do własnego "M" - zdradza Basia. Już dawno postanowiły kupić mieszkanie na spółkę.

Nie ma w tym nic dziwnego: przyjaźnią się tyle lat, świetnie rozumieją mimo różnicy charakterów i znają jak przysłowiowe łyse konie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji