Artykuły

Kochankowie z Sajgonu

Kim, 17-letnia Wietnamka, i Chris, amerykański żołnierz, spotykają się w Sajgonie. Trwa wojna. Jest 1975 rok, za chwilę wkroczą wojska Wietkongu. Historia wydaje wyrok na ich miłość. Chris wraca do Ameryki, brzemienna Kim zostaje w samym środku piekła.

Miss Saigon to legendarny musical, który przez dziesięć lat nie schodził z afisza na londyńskim West Endzie. W dwunastu krajach obejrzało go 28 milionów widzów. W warszawskim teatrze Roma po wielu staraniach i dwóch latach negocjacji z Cameronem Mackintoshem, londyńskim producentem i właścicielem praw, będziemy mogli obejrzeć polską wersję głośnego musicalu. Sukces Miss Saigon polega na sile wzruszania publiczności. Połączenie grozy wojny z rozrywkową formą, jaką z natury rzeczy jest musical, choć ryzykowne, okazało się strzałem w dziesiątkę. Z piekła Sajgonu przenosimy się do Ameryki. Chrisa dręczą wspomnienia z Wietnamu. Po trzech latach wraz ze swoją młodą żoną Ellen przyjeżdża do Bangkoku. Tu schronili się uchodźcy z Sajgonu. Dzięki pomocy Szefa, dawnego sutenera z nocnego klubu, odnajdują Kim i Tama, trzyletniego syna Chrisa. Zrozpaczona i porzucona Kim prosi, by zaopiekowali się dzieckiem i popełnia samobójstwo.

Dla reżysera Wojciecha Kępczyńskiego, dyrektora Romy i musicalowego czarodzieja, Miss Saigon to współczesna Madame Butterfly przeniesiona w realia wietnamskiej wojny i scenerię dusznego, żyjącego mitem ucieczki do Ameryki miasta. - Przedstawienie musi być wierne szczegółom, prawie dokumentalne, a jednocześnie tak uniwersalne, żeby ćwierć wieku po wydarzeniach, które rozgrywają się na scenie, widownia wzruszała się do łez - mówi Wojciech Kępczyński. -Temat jest przejmujący, a wskazanie czytelne: nie wolno igrać z miłością.

Przygotowania do premiery trwały ponad trzy miesiące. Budżet przekroczył rekordową jak na teatralną produkcję sumę dwóch min złotych. W intensywnych próbach wokalnych, choreograficznych i aktorskich brało udział 40 osób. Są to wybrani z wybranych.

Na przesłuchania zgłosiło się 800 młodych ludzi z całej Polski. Do pięciu głównych ról: Kim, Chrisa, jego żony Ellen i przyjaciela Johna oraz Szefa, czyli wietnamskiego sutenera, "opiekuna" Kim, wybrano siedmiu artystów. W Polsce nie ma jeszcze tzw. musicalowych gwiazd. Ten nowy u nas gatunek wymaga operowej skali głosu i rockowego śpiewania, żywiołowego aktorstwa i nowoczesnego tańca. Ale wielu młodych ludzi chce tak śpiewać i czeka na odkrycie. - Lea Salonga, pierwsza Kim, zrobiła światową karierę. Anglicy znaleźli ją na Filipinach, w Manili. Ja swoją Kim znalazłem w Tomaszowie Mazowieckim - opowiada Wojciech Kępczyński. Kasia Łaska (pisaliśmy o niej w TS/9) ma 20 lat i lekko orientalne rysy. Skończyła szkołę muzyczną. Śpiewu, dykcji, tańca i aktorstwa uczyła się na scenie, grając w musicalach Józef i płaszcz snów w technikolorze, Fame i Crazy For You. W drugiej obsadzie filigranową Kim będzie Ewa Wlazłowska, studentka Akademii Muzycznej w Katowicach. Zdezorientowanego Chrisa, którego w ostatnim dniu pobytu w piekle dopada miłość, będą grać na zmianę: młody aktor Radosław Elis (dla tej roli zrezygnował z Teatru Narodowego) i Damian Aleksander, absolwent gdyńskiego studia im. Baduszkowej, dysponujący ogromnymi możliwościami wokalnymi. Rolę Szefa zdobył Tomasz Steciuk, solista Teatru Muzycznego w Gdyni, który na trzy lata, bo tyle trwa umowa licencyjna, przeniósł się do Warszawy. Ubrany w brokaty i obwieszony imitacjami roleksów Szef to kluczowa rola w przedstawieniu. - Z pozoru cwaniak, ale w środku wrażliwy człowiek - wyjaśnia Andrzej Ozga, współautor polskiego libretta, który od początku uczestniczy w próbach. Mówi, że tłumaczenie takich hitów jak piękny miłosny duet Chrisa i Kim Słońce i księżyc czy piosenki-marzenia Mój sen było pracą pod włos, gdyż język polski ma powolniejszy rytm i dłuższe słowa.

W ciągu ostatnich tygodni zaplecze teatru Roma przekształciło się w wielki sajgoński poligon. Gigantyczny birmański bęben i wietnamskie instrumenty perkusyjne sprowadzone z Berlina ustawiono w kanale orkiestry, w garderobach zalśniły orientalne makijaże i fryzury. Mundury amerykańskich marines i kolorowe jak ptaki kostiumy wietnamskich dziwek uszyto w pracowni krawieckiej. W ostatniej fazie prób pojawiły się niespodzianki: wojskowa ciężarówka, którą wjeżdżają na scenę oddziały Wietkongu i wykonana w Krakowie z najdrobniejszymi szczegółami makieta amerykańskiego śmigłowca Bell w skali 1:1. Producent zastrzegł, że w warszawskiej wersji, innej niż londyńska, nie może zabraknąć najefektowniejszej sceny z lądującym w teatrze helikopterem. - Jak to zrobimy, to tajemnica Marka Chowańca, scenografa, który ożywił krokodyla i wprawił w ruch piracką łódź w musicalu Piotruś Pan - mówi Wojciech Kępczyński. - Pierwszy raz obejrzałem musical Miss Saigon na początku lat 90. w Londynie, w zbudowanym specjalnie w tym celu teatrze Drury Lane. Wrażenie było piorunujące. Podczas każdego z czterech przedstawień słyszałem szloch na widowni. Wtedy postanowiłem, że zrobię ten spektakl w Polsce. Moje marzenia sprzed dziesięciu lat się spełniają. Mamy Miss Saigon w Romie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji