Artykuły

Niesamowite

Po przedstawieniu "Krzeseł" Eugeniusza Ionesco wdaliśmy się w towarzyską rozmowę, która zakrawała raczej na dyskusję makabryczną. Trudno. Myśli jakie człowieka opadają po obejrzeniu "Krzeseł" nie są zbyt wesołe i dlatego trzeba było naszą rozmowę rozpocząć od następującego pytania:

- Czy człowiek przekroczył już dozwoloną granice zbrodni, jeśli w ogóle można mówić o dozwolonych granicach? Czy istnieje różnica między zabiciem jednego człowieka, 4 milionów ludzi w Oświęcimiu i zniszczeniem bombą atomową całego globu ziemskiego? Czy istnieje różnica między śmiercią milionów ludzi, a śmiercią człowieka umierającego ze starości?

Pytania, na które bez większego szczęścia staraliśmy się odpowiedzieć, stawia przed nami również Ionesco. "Krzesła" to tylko pozornie sztuka o starości, to tylko pozornie obłęd starych ludzi. Bo przecież gdyby "Krzesła" były sztuką o obłędzie można by rzeczywiście nazwać owe dzieło tworem optymistycznym. A przecież idzie tam o wielkie zbrodni, których wymiar absolutnie nie zmniejsza się przez wtłoczenie go w jedną postać.

Jest teraz w modzie nazywać teatr Becketta i Ionesco bełkotem. Twórcy, którzy tkwią jeszcze rękami i nogami w przemijających, co nie znaczy, że mało wartościowych, poetykach małego realizmu czy realizmu - mają za złe dwom wymienionym autorom, że mówią ludziom rzeczy przykre bez używania przejrzystych, jednoznacznych sposobów. Wydaje mi się po prostu, że pretensje zgłaszane pod adresem Ionesco przez takich właśnie twórców wynikają z niezrozumienia pewnej uniwersalności jego teatru, bez której właściwie niczego tam zrozumieć nie można.

Tak więc rozmowa Starego i Starej z wyimaginowanym tłumem nie jest li tylko czymś, co dotyczy przemijania w wymiarze jednej osoby. Dla Ionesco w gruncie rzeczy zbrodnie - do jakich byłby zdolny Siary, który mógłby się stać i właściwie staje się na naszych oczach dyktatorem, politycznym pochlebcą, żebrakiem, starym lowelasem - są takie same, jak zbrodnie wielkich przywódców politycznych.

Mówimy patrząc na becketowskiego "Godota" i "Końcówkę", na "Krzesła" Ionesco - o umęczonej ludzkości, która szuka wyjścia z zaułku bezsensownej rzezi, pogoni za nieokreślonymi dobrami. I dobrze, że tak rozumiemy wielki teatr aluzji moralnych politycznych.

Równocześnie jednak musimy zrozumieć, że pozorne niedomówienia, pozorne symbole budowane np. w "Krzesłach" na tej zasadzie, że i Stary i Stara są mało znaczącymi, roztrzęsionymi ludźmi, a nie np. Kordianem dźwigającym na swoich barkach odpowiedzialność za historię całego narody - są miarą wielkości sztuki Ionesco. Zresztą wszyscy, którzy narzekają na niezrozumiałość "krzeseł" będą musieli skapitulować za jakieś 30-40 lat, by można było wrzaskliwe przemówienie Starego zrozumieć inaczej niż wielki speach człowieka gotowego do każdego czynu dla urojonych, chorobliwych ambicji.

Teraz należy wyjaśnić czytelnikom, na czym polega rozwój akcji scenicznej "Krzeseł". Czynić to zresztą trzeba będzie zawsze wtedy, gdy omawiać się będzie sztuki podobne do "Krzeseł". Ich kondensacja, symbolika wymagają pewnych rozszyfrowanych już sądów.

W pokoju - sali, do której prowadzi mnóstwo drzwi rozmawiają Stara i Stary. On ma lat 95, ona 94. On chce zbawić świat i do swojej zatęchłej norki, gdzie jest "marszałkiem domu" zaprasza ludzi, aby jawić im swoje credo moralne. Przychodzą niewidzialni Pan, Pani, Cesarz i wiele innych osób. Wrażenie jest niesamowite - Stara przynosi coraz więcej krzeseł i ustawia je na scenie, po czym Stary przemawia i tłumaczy się, że mówca za niego wszystko powie, mówca, który ma przyjść. Kiedy obłędny, a znaczący bardzo wiele bełkot Starego i Starej, kończy się wyskoczeniem ich przez okna do otaczającej cały dom wody - wkracza na widownię niemy. Mówca. Mory wypisuje na tablicy dwa słowa: chleb, anioł. Ładny mi optymizm! Prawda?

Trzeba podziwiać autora "Krzeseł", Który potrafił tak wiele zmieścić w dialogu Starej i Starego. Rozpiętość spraw dziejących się w tej sztuce sięga rzeczywiście (o paradoksie!) od czerwonych pończoch Starej i jej krygowania się do niewidzialnego Partii, do wrzaskliwego skandowania dwóch sylab i hitlerowskiego pozdrowienia ręką.

Jak więc należy grać "Krzesła", by niczego nie uronić z tego dzieła. Trzeba je grać tak, by z równą siłą pokazywać ohydę natrętnego starca, jego zawiedzione nadzieje i miłości, i równocześnie nie zapomnieć o krzyku Ionesco, który chce urządzić społeczeństwo w sposób sensowny.

Reżyserzy "Krzeseł" w Teatrze Poezji Jerzy Grotowski i Aleksandra Mianowska zadbali o to, by obydwa znaczenia sztuki dotarły do widza. Jeśli do tego dodamy, że Halina Gall znakomicie wręcz zagrała wspomniane już krygowanie się staruchy do Pana, a Jerzy Nowak wywoływał w nas rzeczywiście pełne poczucie grozy wykonując bardzo trudne przemówienie Starego - zrozumiemy, że spektakl jaki ujrzeliśmy w Teatrze Poezji jest spektaklem bardzo dobrym.

Halina Gallowa zaskoczyła dosłownie widownię niesłychaną zwrotnościa aktorską. Bo posłuchajcie: przez cały czas krzątania się po scenie, kiedy Stara znosi krzesła - trzeba grać każdym krokiem ów szaleńczy, tarczy obłęd. I rzeczywiście - każdy krok, każdy ruch Gallowej podporządkowany jest celowi ukazania owej dwuwarstwowości "Krzeseł", gdzie rozgrywają się ważne sprawy świata i jego najpodlejszych nawet obywateli.

Jerzy Nowak grał Starego z dużym nakładem pracy, a trzeba przyznać, że typowe, oklepane nawet chwyty aktorskie przy graniu przez młodego człowieka - starca, zostały w tym wypadku właściwie wykorzystane. Może nazbyt młodzieńczy jest stary w końcowym momencie spektaklu, ale ujdzie to uwadze widza wstrząśniętego treścią monologu.

Jerzy Sopoćko jako Mówca nie powiedział nic więcej niż mówi tekst.

Mam jedno zastrzeżenie: tekst "Krzeseł" mówi wyraźnie, że po wyjściu Mówcy na scenie rozlegają się "wybuchy śmiechu, szepty, syki, ironiczne chrząkania". Odgłosy te rosną i mają jako zakończenie decydować o ostatecznym wrażeniu widza. Reżyserzy zrezygnowali z tego. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Jest to okaleczenie niepotrzebne, tym bardziej, że wszelkiego rodzaju, przewidziane zresztą przez Ionesco, efekty akustyczne (pluskanie wody uderzanej przez wiosła) i doskonała muzyka Adama Kaczyńskiego podkreślają wrażenie niesamowitości. Bo przecież niesamowite są te "Krzesła"! Zrozumiał to scenograf Wojciech Krakowski umieszczając na półkolistych ścianach sali i na suficie szaro-białe ni to refleksy świetlne, ni to plamy.

Jest rzeczą dziwną, że "Krzesła" wystawiono w Krakowie tak późno. Kiedy już rozpoczynają się "ogóry", kiedy znakomita większość widzów woli plażę niż teatr - wtedy dopiero pokazuje się frapującą sztukę. Może dlatego chyba, aby przyciągnąć z powrotem ludzi z plaży. "Krzesła" powinny być w Krakowie wystawione 4 miesiące temu. Nie musimy wiecznie wszystkiego powtarzać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji