Artykuły

Zakończył się XIV Festiwal Szekspirowski w Gdańsku

"Perykles" w reż. Phillipa Parra Grupy Parrabbola na XIV Festiwalu Szkspirowskim w Gadńsku. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Festiwal szekspirowski skończył się w niedzielę. Za nami kilka "Burz" i "Snów nocy letniej", jedno spotkanie kochanków z Werony, "Makbet" w dawnej zajezdni tramwajowej i aż cztery wersje "Hamleta", w tym jedna słynnego litewskiego reżysera Oskarasa Korsunovasa. Ale Festiwal Szkspirowski to nie tylko takie spektakle. To także artystyczne i edukacyjne działania na gdańskim Dolnym Mieście.

W sobotę i niedzielę widzowie przez prawie trzy godziny wędrowali po Dolnym Mieście z Peryklesem. Sztuka "Perykles" nie była dotąd pokazywana na festiwalu szekspirowskim. Rzadko też jest grywana w Polsce. Ten romans dramatyczny fabułę ma niemal powieściową. Bohater podróżuje przez długie 14 lat, przez różne kraje, a miejscem akcji jest wybrzeże Morza Śródziemnego. Rozmach akcji, awanturniczość i "cudowność" urzekły angielskiego reżysera Phillipa Parra z grupy Parrabbola. Jednak jego spektakl to nie tylko inscenizacja dramatu Szekspira, ale przede wszystkim projekt społeczny, w którym biorą udział mieszkańcy Dolnego Miasta.

Phillip Parr był zachwycony Dolnym Miastem i dziwił, że jest tak niewykorzystana artystycznie.

Spektakl Parra zaczyna się w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia. Następnie widzowie wyruszają na wędrówkę, prowadzeni przez mistrza ceremonii Johna Gowera (angielskiego poetę). Idziemy za aktorami na tyły dawnego szpitala przy ulicy Łąkowej. Po drodze morze wyrzuca Peryklesa na brzeg, tu spotyka rybaczki, które pytają

- "A cóż to za pijany nicpoń z tego morza, że cię wyrzygało nam pod nogi".

Stamtąd już tylko parę kroków do podwórka, gdzie rozgrywa się turniej rycerski i czeka nas uczta. Pewne sceny inscenizowane były przy jednym z bastionów, inne nad kanałem Motławy. Zajezdnia tramwajowa zamieniła się w dom rozpusty.

Trudno rozpatrywać ten w spektakl w kategoriach artystycznych, jest to raczej projekt, mający za zadanie przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu, jakie dotyka mieszkańców "gorszych" dzielnic. Z "Peryklesa" zostaje w pamięci scena, gdy Perykles płynie łodzią po kanale Motławy na tle zachodzącego słońca lub już o zmroku podpływa łodzią do śluzy na spotkanie z utraconą żoną. Ciekawa była wędrówka ze śpiewem i muzyką na bastiony, odkrywająca nieznany Gdańsk.

Nasuwa się jednak porównanie z innym spektaklem, pokazanym na tegorocznej Fecie także na Dolnym Mieście. Aktorzy wzięli w dłonie pielgrzymie kije, aby razem z widzami wyruszyć na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Zatrzymywali się na chwilę, gdy w ruinach ubrana na biało kobieta opowiadała swoją historię, gdy ze śpiewem przybiegły praczki, aby piorąc bieliznę opowiadać swoje historie.

Motławą płynęły dziwne postacie. Wędrowałam razem z innymi na bastiony, reduty, przystając, aby obejrzeć zagrane przez aktorów scenki. Tamto wędrowanie było wyjątkowym przeżyciem artystycznym. Czego niestety nie można powiedzieć o "Peryklesie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji