Artykuły

Z gustownej wystawy kostiumu...

NA temat "Amfitriona 38", pierwszej (nie licząc przeróbki scenicznej "Siegfrieda") sztuki dramatycznej Giraudoux, napisanej i wystawionej w Paryżu w 1929 roku przez L. Jouveta, pisał Jan Lorentowicz: "Paryska publiczność powojenna jest irytująca w teatrze: udaje zabawą, reaguje na najbłahsze dwuznaczniki, śmieje się, nie wiadomo dlaczego, zachwyca się byle czym. Jeżeli do tego dodamy ogromną ilość snobizmu, nie znanego w tym stopniu przed wojną (I światową), to dopiero wówczas zrozumiemy powodzenie takiej np. przenudnej sztuki, jak "Amfitrion 38" Jana Giraudoux, gdzie stary temat mitologiczny traktuje się bez humoru i bez poezji, a jednak - z wielkim zadowoleniem widza. Cytat ten można by właściwie uznać za wyczerpującą recenzję telewizyjnego "Amfitriona", gdyby nie drobna rozbieżność w ocenie publiczności. Bo czyż nasza telewizyjna publiczność może odczuwać "wielkie zadowolenie" z powodu tego rodzaju produkcji Teatru Powszechnego TV? Zasługi Giraudox dla scen współczesnych są skądinąd (także z kilku wcześniejszych inscenizacji telewizyjny) znane, darujmy więc sobie złośliwości na temat tej nieco myślą tracącej komedii. "Amfitriona 38" można jednak czytać, bez większych dreszczy, emocji i zajęcia myślowego, ale z niejakim zaciekawieniem. Jest w tej miłej scenicznej błahostce trochę przekory wobec pruderyjnej mentalności, trochę literackiej gry opartej na przetwarzaniu znanych mitów, trochę zabawy z zaskakujących zestawień skojarzeniowych. Sztuka wydaje się dziś bardziej scenariuszem niż gotowym tekstem, pomysłem, z którego literacka, malarska, muzyczna wyobraźnia reżysera, obdarzonego nadto poczuciem humoru, wywieść może wcale atrakcyjne, może nawet feerycznej widowisko. "Amfitrion" to, jak się zdaje, uroczy materiał na musical, dowcipny spektakl studenckiego teatru lub przedstawienie dozwolone od lat iluś tam z racji perwersyjnością tchnących scen erotycznych.

Ale kiedy się sięga po ten tekst nie mają sprecyzowanego zamysłu inscenizacyjnego, efekty nie mogą zachwycać. Powstaje, jak się to właśnie zdarzyło w telewizji, przedstawienie nijakie, pozbawione dowcipu i właściwie jakiegokolwiek uzasadnienia. Najbiedniejsi w takiej sytuacji bywają aktorzy. Nie zabrakło i tym razem dużych nazwisk - Elżbieta Starostecka, Wanda Łuczycka, Anna Seniuk, Ignacy Gogolewski, Marian Kociniak - pięcioro znanych, cenionych, lubianych aktorów w godzinnym programie, czegóż chcieć więcej?... Tylko że każdy z nich miał szansę na zagranie zaledwie epizodu, razem na parę niewielkich etiud, które się w żadną spójną kompozycję nie kleiły. Gogolewski - choć rozebrany, jak na nasze przez film kształtowane gusta nieco za mało, jak na telewizję trochę nazbyt - wyraźnie nudził się w roli. Zajęty nieustanną zmianą peruk i kostiumów przypomniał niechcący amatorski teatr salonowy, którego główną atrakcją bywały z wdziękiem prezentowani kostiumy. Szkoda również, że jedna z najciekawszych aktorek lirycznych młodego pokolenia, Elżbieta Starostecka, pozbawiona jest, jak można przypuszczać, w telewizyjnym studio opieki reżyserskiej, skoro z Alkmeny Giraudoux zrobiła Alkmenę płaczliwą. Tebańska królowa, co niedwuznacznie sugeruje tekst, była wszak kobietą piękną, która nadto sztukę miłości (małżeńskiej) posiadła w stopniu aż tak doskonałym, iż z wszystkich ziemianek wydała się najbardziej pociągająca największemu uwodzicielowi z Olimpu. Jedynie Anna Seniuk znalazła stosowny klucz do pokazania postaci Ledy. W jej opowieści o przygodzie miłosnej z Jowiszem wcielonym w łabędzia była zmysłowość czysta, ale i finezja formy, jakaś wysmakowana plastyka tego dziwnego szaleństwa i uśmiech parodii. I tylko jej, epizodyczna zresztą, rola uzmysłowiła widzom, na czym polegał wdzięk tej sztuki, jakie zaspokajał snobizmy ów literacki żart na temat erotyki. Dziś "Amfitrion 38" to próba w tym gatunku ostrożna i niewinna, licząca się jednak choćby z racji cienkości użytej kreski. Cały wątek zapisany w półtonach i półcieniach, zza których coraz wyzierają podteksty, jak się niegdyś mawiało - figlarne, a także luźna forma dramaturgiczna sztuki czyni ją trudną dla Teatru Telewizji. Nieporadnego szczególnie w sytuacjach, jakie stwarza sztuka oscylująca między poezją a moralno-estetyczną prowokacją (na owe czasy), między wysublimowaną liryką a zmysłową urodą życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji