Artykuły

Melpomena drzemiąca

Tadeusza Różewicza nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To przecież jeden z najwybitniejszych naszych współczesnych poetów, który debiutował jeszcze w czasach okupacji tomem poezji dla partyzantów. To również wybitny dramaturg, że wspomnimy tylko znaną nam już "Grupę Laokoona", czy też "Wracamy późno do domu". Prapremiera pokazanej nam ostatnio przez .warszawski Teatr TV sztuki "Kartoteka" odbyła się siedem lat temu i narobiła wówczas sporo hałasu. Dyskutowano gorąco, krytykowano, chwalono. To sztuka trudna, bo trudno jest przecież w ciągu kilkudziesięciu minut przedstawić cały życiorys bohatera i to bohatera tak skomplikowanego, jak człowiek z pokolenia, które dźwiga na sobie ciężar lat przedwojennych, który ma za sobą tragedię okupacji i trudy pierwszych lat wolności. Te kilkadziesiąt minut, to pozorny chaos, ale z chaosu tego można jednak wyłowić wizerunek bohatera-człowieka, który wspomina przeszłość w sposób nieobojętny i który poddaje egzaminowi gorącemu siebie i swoje otoczenie, pełen troski, jakim być w przyszłości. W dramacie Różewicza nic nie zostało z klasycznej zasady jedności miejsca, czasu i akcji. Wszystko plącze się ze sobą; ów pokój, w którym mieszka bohater wydaje się być ulicą, rojną i gwarną. Przechodnie to są gośćmi, to znów ukazują się i znikają łamiąc chronologię, łącząc realizm z poezją, dziwnością, zaskoczeniem.

Myślę, że sztuka z trudem mogła dotrzeć do odbiorcy, a jeśli tak, to przede wszystkim zasługa Tadeusza Łomnickiego, którego ujrzeliśmy w roli głównej.

Łatwiejsza była sztuka piątkowa, zaprezentowana nam przez gdański Teatr TV, to jest "Zamach" dwóch świetnych dziś autorów: Tadeusza Brezy i Stanisława Dygata. Wtedy wprawdzie bezpośrednio po wojnie, gdy sztuka została napisana, inaczej patrzono na okupację, może tak właśnie, jak to prezentuje owa komedia obyczajowa. Jej akcja rozmywa się w kawiarni "Arizona" w Warszawie jesienią 1943 roku. Postacią centralną, acz niewidoczną, bajkową wprost, jest legendarny kapitan Mewa, podobny do konspiracyjnego kapitana Sowy, albo bardziej nawet Zorro, bo właśnie trochę w konwencji Znaku Zorro rzecz została napisana i w reżyserii Kazimierza Łastawieckiego wystawiona. Galeria typów niby prawdziwa, byli i tacy geszefciarze i takie oficerskie wdowy, tacy kupcy i tacy głupcy. Ale czegoś tam brakuje do pełnej prawdy, nawet prawdy trochę ośmieszonej. Bo ma być to ironiczne spojrzenie na tę kawiarnianą okupację, ale humor to wątpliwy, przeto nie bardzo rozumiemy, po co było wznawiać to straszydło. Że niby świetni autorzy? Przypuszczamy, że i oni z niejaką przykrością "Zamach" sobie przypomnieli.

I ten Sławomir Mrożek, którego nazwisko nie pozwoliło nam w środę na wczesny odpoczynek. I jeszcze w reżyserii Skuszanki? Mrożek w telewizji? To trzeba obejrzeć! - stwierdził ten i ów i potem sobie chyba trochę ponarzekał. "Czarowna noc" to jakby przeciwieństwo "Kartoteki". Pan Kolega i Drogi Pan Kolega spędzają oto noc w hotelowym pokoju na delegacji. Po licznych perypetiach z mydłem. łóżkiem, oknem i światłem zasypiają i śnią nawzajem o sobie. Sen to wyprany z fantazji i wyobraźni, na miarę panów z teczką na delegacji. Dziewczyna o obfitych kształtach krążąca niebezpiecznie blisko łóżka, trochę skrupułów, że niby tam żona i dzieci, a tu ona. Mrożek w finale swoim zwyczajem sytuację doprowadza do absurdu: obaj panowie istnieją, albo nie istnieją tylko w zależności od punktu widzenia czy patrzy się na nich na jawie, czy też przez senne majaki.

Niestety, raczej nie istnieją, bo był to jak na Mrożka, Mrożek usypiający.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji