Artykuły

Opera za 3 grosze

NA EKRANIE

Bertolt Brecht nigdy nie miał szczęścia do filmu. Podobno nawet odnosił się do niego wręcz negatywnie. Największy człowiek współczesnego teatru europejskiego traktował film jako produkt podawany widzowi w- formie łatwostrawnej papki. Uważał, że fakt współuczestniczenia widza w perypetiach bohatera, absolutne identyfikowanie się z jego działalnością wywołuje zgubne skutki i prowadzi do odintelektualizowania widowni.

Niechęć Brechta do filmu współczesnego jest w rzeczywistości konsekwencją jego teoretycznej opozycji wobec romantycznej koncepcji dzieła sztuki, wobec konwencjonalnej dramaturgii, którą narzuca kino. Sukcesy teatralne sztuk Brechta nęciły jednak filmowców.

Jako pierwszy, sięgnął do twórczości Brechta G. W. Pabst, realizując w 1931 r. film pt. Opera za 3 grosze. Film wywołał olbrzymi sprzeciw ze strony Brechta, który wytoczył Pabstowi proces, a dokumenty z tego procesu opublikował jako dodatek, do Opery za 3 grosze.

Mimo wyraźnej opozycji wobec filmu, Brecht napisał jednak scenariusz do Kuhle Wampe - którego wyświetlanie zostało zabronione przez niemiecką cenzurę.

Ostatnio została także ukończona realizacja filmowej wersji Pana Puntilli reżyserii Alberto Cavalcantiego.

NA SCENIE

Warszawskie przedstawienie Opery za 3 grosze jest trzecim w Polsce. W roku 1929 wystawił "Operę" w Teatrze Polskim Leon Schiller. Przedstawienie zostało jednak bardzo szybko zdjęte przez cenzurę, która motywowała swój krok tym, że jest to spektakl wyraźnie probolszewicki. W br. Opera za 3 grosze grana jest w Teatrze Polskim we Wrocławiu, reżyserii Jakuba Rotbauma. Opera za 3 grosze jest wodewilem opartym na motywach ludowych. Widz teatralny uczestniczy w widowisku, w którym wszystko jest na niby - jak w operze - ale w którym odnajdujemy aktualne prawdy.

Fikcja artystyczna odnosi absolutny sukces. Opowieść o Mackisie, dobrym szeryfie i przewrotnej Jenny jest opowieścią o złych i dobrych ludziach - jest protestem przeciw tym, którzy mają pieniądze, jest ochroną tych, których puste żołądki zmuszają do żebraczych arii: "Dajcie żreć - o moralności potem".

Warszawskie przedstawienie Opery za 3 grosze odniosło wielki sukces. Tak rzadko po zakończeniu spektaklu bije się dziś brawo i wywołuje reżysera. Tak rzadko gra się u nas Brechta.

Wiesława Czapińska

NA MAŁYM EKRANIE

Każdej nowej inscenizacji sztuk Bertolda Brechta towarzyszą z reguły dyskusje w rodzaju: czy i do jakiego stopnia trzymano się kanonów inscenizacyjnych autora, jego założeń i wskazówek? O ile przedstawienie jest brechtowskie?

Inscenizacja Opery za trzy grosze przygotowana przez zespół Teatru Współczesnego i Teatru Telewizji nie zupełnie wyszła telewizji na dobre. Gdy się chce koniecznie upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu - jedna z nich zazwyczaj się przypala. W tym wypadku przypaliła się telewizyjna "pieczeń".

Przedmieście Saho w Londynie. Dzielnica żebraków, prostytutek i bandytom Wśród mętów i szumowin różnego autoramentu kręci się Mackie Majcher, król podziemia, bandyta o uwodzicielskim wyglądzie i manierach dżentelmena. I oto snuje się opowieść zgoła romantyczna, niby uliczna ballada, okraszona obficie sentencją, humorem, piosenką.

Inscenizacja jak najbardziej brechtowska i zdecydowanie udana. Wydobyła specyficzny klimat przestępczej dzielnicy, tragizm i bogactwo postaci z półświatka. Brechtowskie jest także owo porozumiewanie się autora z publicznością ponad głowami grających aktorów, za pomocą eksponowania tablic z treścią kolejnych scen. No i oczywiście songi - rzecz zupełnie wyjątkowej wagi, wydzielona "chwila refleksji", która ma pobudzić do zastanowienia nad istotą ogólnie znanych zjawisk.

Dlaczego, mimo wszystko, przypaliła się telewizyjna "pieczeń" Opery za trzy grosze.

1. Wiele krwi zepsuła telewidzom zła, po prostu nieudolna praca operatorów kamer na początku widowiska. Niektóre sceny były skadrowane wprost fatalnie - aktorom ucinano głowy, plecy itp.

2. Kamery były ustawione zbyt nisko, co wywołało ogólnie niekorzystne wrażenie spłaszczenia i skrócenia postaci.

3. Napisy z treścią kolejnych i scen z reguły nie mieściły się na ekranie. Ponieważ przedstawienie było przygotowane nie tylko dla teatru, ale również dla telewizji- trzeba było w tym wypadku pójść na kompromis. Tablice powinny być nie pionowe lecz poziome, wtedy i wilk byłby syty i owca cała i ogólne wrażenie lepsze.

4. Dźwięk pozostawiał szczególnie wiele do życzenia. Bardzo kiepski na początku, a w scenach zbiorowych słowa z trudem docierały do telewidzów.

5. Na przykładzie dekoracji widać, że spektakl był przygotowany bardziej dla teatru niż dla telewizji. Patrząc na ekran, trudno było chwilami oprzeć się wrażeniu ogólnej pstrokacizny i bezładu, a gdy kamera obejmowała całą scenę - uwaga rozpraszała się w nadmiarze dekoracji i rekwizytów.

Trzeba stwierdzić lojalnie, że najgorszy był początek. Mniej więcej od połowy - wszystko się "rozkręciło" i niektóre mankamenty (praca kamer, dźwięk) już o wiele mniej dawały się we znaki. Przedstawienie działało przede wszystkim całością obrazu, a ta była dobrze skomponowana, zgrana i żywa.

Barbara Kaźmierczak

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji