Artykuły

Znowu Dulska

W SEZONIE teatralnym 1897/8 Tadeusz Pawlikowski wystawił w Krakowie prapremierę "Małki Szwarcenkopf" Gabrieli Zapolskiej. Sztuka miała znakomitą obsadę, spektakl był ponoć świetny, a przecież bardziej konserwatywny odłam opinii szalał. "Nie dość - wspominał Ludwik Solski - że znowu proletariat, to jeszcze do tego - żydowski. Tego już było za wiele. Opozycja, która po kiesce schowała się do mysiej dziury, znowu podniosła głowę. Krucjatę przeciw Zapolskiej i Pawlikowskiemu prowadził klerykalny "Głos Narodu", redagowany wówczas przez K. Ehrenberga. Dyrektor ze stoickim spokojem przyjmował wszystkie ciosy, ale sztuki nie zdejmował z afisza. Zresztą cieszyła się ogromnym powodzeniem. Tylko Zapolska nie wytrzymała i na własną rękę - zgodnie ze swą życiową zasadą: unguibus et rostro - zrobiła niewiarygodny kawał: w loży należącej do redakcji "Głosu Narodu" ułożyła na krzesłach psie kagańce." Świadomość tego faktu i dziś nastraja do ostrożnego formułowania sądów o przedstawieniach sztuk Zapolskiej. Nawet jeżeli są to tylko przeróbki musicalowe, jako owa "Jeszcze Dulska..." zaadaptowana przez Janusza Minkiewicza z muzyką Jerzego Gaczka.

Od wielu lat - za amerykańskim przykładem - weszło w modę przerabianie na musicale wybitnych, najczęściej komediowych, pozycji z repertuaru klasycznego. Były sukcesy w skali światowej, jak np. "My Fair Lady" wg "Pigmaliona" Shawa, jest też "Jeszcze Dulska...". Przykrojona w partiach tekstowych, rozbudowana o piosenki i upstrzona czterema scenkami rodzajowymi sztuka broni się tam, gdzie pozwolono swobodnie żyć Zapolskiej, ginie, gdzie ją poprawiano, ulepszano i dopowiadano. Jakże charakterystyczna jest reakcja widowni: zawsze punktująca śmiechem i brawami tekst oryginalny! I trudno się dziwić. Przykrojenie "Moralności pani Dulskiej" do formatu farsy z muzycznymi wstawkami nie okazało się zabiegiem najszczęśliwszym. Zbyt spoisty to i zbyt precyzyjnie zbudowany utwór, aby bez szkody mógł wytrzymać tego rodzaju zabiegi. Tym bardziej że owe adaptacyjne pomysły (choćby scenki w kawiarni, na ulicy, na ślizgawce i przy trzepaku) nie grzeszą świeżością, nie bawią dowcipem, nie wpadają w ucho melodią.

Do grzechów adaptacyjnych dodano grzechy inscenizatorskie. Przede wszystkim śmiertelny grzech niejednolitości stylu gry, różnorodności konwencji. I tak Irena Kwiatkowska (Pani Dulska) z właściwym sobie kawaleryjskim temperamentem nie szczędzi nam żadnego gagu, żadnej gierki. Wystarcza za dziesięć Dulskich, ale nie z Zapolskiej, tylko z "Syreny". Może to i bardzo śmieszne, może nawet aż za bardzo... Teresa Lipowska zaprezentowała dla odmiany Flankę w tradycyjnym stylu, właściwie powtarzając swą niedawną rolę z Teatru TV (reżyserował - Józef Słotwiński). Również Barbara Burska (Hesia) i Jolanta Zykun (Mela) podtrzymują ów tradycyjny styl panien Dulskich, znany nam z setek dotychczasowych spektakli tej świetnej tragikomedii. W odmienny, nowy, nieco parodystyczny wobec oryginału, sposób zagrał Edward Dziewoński (Dulski) i Ewa Berger-Jankowska (Lokatorka). Te dwie, obok Juliasiewiczowej (Barbara Rylska), role zaliczyć wypada do aktorskiej czołówki przedstawienia. Właśnie za świeże spojrzenie na kreowane postaci, konsekwentną rewizję dotychczasowych metod ich interpretowania, stworzenie sylwetek odmiennych niż znane nam z tradycji, a przecież nie mniej bogatych i nie mniej fascynujących. Reszta ratowała się jak tam kto umiał, a najsłabiej Krzysztof Wakuliński (Zbyszek), któremu jednak młody wiek należy policzyć za okoliczność łagodzącą.

Niestety ani wiek, ani doświadczenie nie stanowią takiej okoliczności wobec reżysera przedstawienia i autora "opracowania dramaturgicznego" (i takie widać było w tym musicalu potrzebne) - Aleksandra Bardiniego. Ten niezwykle kulturalny reżyser, znakomity znawca teatru, zwłaszcza teatru muzycznego, zawiódł tym razem. Zawiódł brakiem pomysłowości, niejednolitością, konwencji, niemożnością podjęcia decyzji czym ma być ten spektakl: tragikomedią, farsą, musicalem, dramatem obyczajowym, czy ubawem za wszelką cenę, skoro nawet wiadomość, że panna Dulska kopnęła służącą w brzuch staje się okazją do salw śmiechu.

Stanisław Brzozowski napisał: "Zapolska wmawiała w siebie nieskończenie wiele rzeczy: feminizm i patriotyzm, socjalizm i modernizm, naturalizm i mistykę. Jest to najpłytsza strona jej działalności. Siłą jej pozostanie na zawsze wzgarda, nienawiść, pozostanie głębokie obrzydzenie dla życia, spazmatyczny krzyk bólu, śmiech szyderski i gorzki." I dlatego " Moralność pani Dulskiej" nie nadaje się do przeróbek na musicale i farsy. Bo chociaż "Jeszcze Dulska" nie zginęła, do zgubienia jej już cholernie blisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji