"Męczeństwo i śmierć Marata"
Sztuka Petra Weissa należy do najbardziej interesujących współczesnych pozycji dramaturgicznych. Polskiej publiczności znany jest Weiss ze sztuki "Dochodzenie", przedstawiającej proces oświęcimski, granej Teatrze Współczesnym w Warszawie. Tym razem Weiss sięgnął do wydarzeń rewolucji francuskiej, do tragicznych losów wodza rewolucji Jean Paula Marata i jego zabójstwa przez młodą fanatyczkę z obozu żyrondystów Charlotte Corday.
Oryginalność utworu polega przede wszystkim na tym, że sztuka o Maracie jest rzekomo napisana przez Markiza de Sade i wystawiona przez zespół pacjentów, zakładu dla umysłowo chorych w Charehton czyli występuje tu teatr w teatrze.
Ucieczka do patologii jest częstym chwytem współczesnych pisarzy: pozwala wyjść z konwencji realistycznej i daje możliwości niesłychanie śmiałych sformułowań.
Sztuka ma jakby podwójny wymiar, rzecz dzieje się w roku 1808 zaledwie po upływie 15 lat od śmierci Marata, i przedstawiana jest w zespole prowadzonym przez markiza de Sade, który reżyseruje sztukę, prowadzi dyskurs z Maratem, poskramia występujących artystów-pacjentów, którzy przekraczają ramy sztuki, gdyż wariaci mogą swobodnie wypowiadać się o wszystkim.
Pan de Sade znany ze swojej filozofii okrucieństw i (stąd słowo sadyzm) siedział w więzieniu za niemoralność, potem za politykę, za Napoleona został umieszczony w przytułku Charenton, gdzie zamykano umysłowo chorych. Tam Sade prowadził interesujący teatrzyk, który był odwiedzany przez elitę Paryża, szukającą dreszczyków emocji. Peter Weiss oparł sztukę na autentycznym materiale historycznym, dyskusjach i wypowiedziach, zaczerpniętych z pisma "Przyjaciel Ludu", redagowanego przez Marata.
Marat pisał artykuły i traktaty filozoficzno-społeczne, odegrał ważną rolę w obaleniu monarchii, walczył z Dantonem i Robespierrem, opierał się na ludzie i w jego obronie pisał swoje słynne odezwy. 13 lipca 1793 roku został zamordowany w wannie przez Charlotte Corday.
Marat jest wyrazicielem mądrości ludu, ma głęboką świadomość rewolucyjną, "Biedny Maracie" - śpiewają o nim - wybiegłeś naprzód o całą epoką. Sympatia Weissa jest po stronie Marata, ale problemy rewolucji i jej skutki są bardzo skomplikowane.
Marat wierzy "tylko w sprawę" - a pan de Sade przeciwstawia mu swoje zdanie "ja wierzę tylko w siebie". Ciągle też toczą się na scenie starcia między poglądem skrajnego indywidualizmu, a myślą o politycznym i społecznym przewrocie.
Marat to najbardziej żarliwy obrońca spraw ludu, a markiz de Sade skrajny indywidualista i oni toczą wciąż spór o wolność i rewolucję. Pacjenci buntują się przeciwko wywodom destrukcyjnym Sade'a i popierają poglądy rewolucyjne, a pałki pielęgniarzy regulują ich uniesienia. Szczególnie gdy ich maniackie wyobrażenia o świecie przechodzą w stany seksualnego podniecenia i bełkotu.
Sztuka Weissa jest pewnego rodzaju partyturą dla reżysera. Światową prapremierę "Marata" przygotował w berlińskim teatrze utalentowany polski reżyser Konrad Swinarski, za co uzyskał publiczne podziękowanie od autora.
Następnie wystawił "Marata" Peter Brook w Nowym Jorku i w Londynie.
W Warszawie, w "Ateneum" reżyserował twórca prapremiery Konrad Swinarski i stworzył bardzo Interesujące widowisko.
Sceny zbiorowe są świetnie skomponowane, pięknie opracowane pieśni i ruchy całego zespołu.
W sztuce na plan pierwszy wysuwa się Jan Świderski w roli markiza de Sade. Stworzył on wybitną, opracowaną w najdrobniejszym szczególe kreację aktorską. To zgorzkniały intelektualista, przeżywający perwersyjne rozkosze seksualne.
Marat - Jerzy Kaliszewski jest przekonywający, skupiony, żarliwy, chociaż jego stałe umieszczenie w wannie nie sprzyja roli trybuna ludu. Aleksandra Śląska w roli Charlotty Corday znakomicie odtwarza przejścia od stanu somnambulicznego snu do fanatyzmu, jest niesłychanie sugestywna i pokazuje jak zwykle swoje świetne aktorstwo. Nieszczęśliwą kochanką była wzruszająca Elżbieta Kępińska.
Przedstawienie wymagało wielkiego wysiłku aktorskiego, śpiewu, tańca i chyba cały zespół spełnił zadanie. Barwne, bogate widowisko o potężnym ładunku filozoficznym jest wydarzeniem na końcu naszego sezonu teatralnego i w pełni zasługuje na obejrzenie i dyskusje.