Artykuły

Artysta jest wielki

"On. Drugi Powrót Odysa" w reż. Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Narodowym. Pisze Tomasz Mościcki w Foyer.

Gdyby ktoś spodziewał się, że na wielkiej scenie Narodowego ujrzy następne przedstawienie Grzegorzewskiego zrobione w stylu, któremu artysta wierny jest od lat - z pewnością się zawiedzie. Grzegorzewski wykorzystał fragmenty drugiego aktu "Powrotu Odysa" Wyspiańskiego i stworzył swój własny scenariusz, nazwany "Drugim powrotem Odysa". Nie on zresztą wypełnia większość wieczoru w sali Narodowego, która tym razem wygląda, jakby przez widownię przeszło tsunami - fotele pierwszych rzędów leżą poprzewracane, na scenie świat zredukowany: wielkie kontenery na śmieci, karoseria samochodu oblana zastygłym plastikiem. Ten świat jest - jak na Grzegorzewskiego - wyjątkowo brzydki, choć ta brzydota jest starannie wymyślona i zakomponowana.

A w tym pozornym chaosie monologuje Jerzy Radziwiłowicz. Wyrzuca z siebie kaskady tekstu napisanego przez córkę reżysera, Antoninę. Tekst nazywa się "On" i jest wiwisekcją psychiki człowieka owładniętego alkoholową obsesją. Radziwiłowicz przechodzi przez godzinę tego monologu przez różne fazy choroby - bywa przerażony, czasem w jego głosie brzmi sarkazm, za chwilę tryumf, który w mgnieniu oka zmienia się w depresyjne cedzenie słów. Trudno opisać tę rolę, to karkołomne literackie zadanie warte eseju. Zdumiewa w niej ogromna powściągliwość Radziwiłowicza, umiar w dozowaniu środków wyrazu. On nie gra człowieka pijanego - od czasu do czasu daje tylko lekki sygnał - nieco chwiejny krok, niedbale trzymany kieliszek. Wielka, wybitna rola.

Przedstawienie w Narodowym to rozdzierające przeczucie kresu, krzyk o pomoc, której nikt nie może udzielić. Świat rozpadł się, wciąż jeszcze trwa

dobra passa, ale elementarne życiowe czynności: jedzenie, posprzątanie mieszkania, zapłacenie piętrzących się telefonicznych rachunków zupełnie tracą znaczenie. W tym przedstawieniu najbardziej przeraża chyba to, że jego bohater nie jest żadnym zapitym menelem, nierozumiejącym tego, co się z nim dzieje. Tytułowy On to jednostka wybitnie inteligentna, wrażliwa, zdająca sobie sprawę, że droga, którą przebywa, ma tylko jeden koniec. A jest nim śmierć.

"Powrót Odysa", zredukowany przez Grzegorzewskiego do kilku scen, jest dopełnieniem tego wielkiego monologu. Można nawet odnieść wrażenie, że tym razem Grzegorzewski potraktował Wyspiańskiego niemal lekceważąco. Jakby ta wielka artystyczna miłość wypaliła się, nie była już istotna. Próba przedstawienia

"Odysa" nie może się odbyć. Przedstawienie rozpadło się, tak jak rozpadł się świat Onego. Sami wykonawcy mają wątpliwości: "Czy my mamy to w ogóle grać?" - pyta sędziwy Igor Przegrodzki jako jeden z Artystów Komediantów, Jan Englert (znów wspaniała rola po zeszłorocznej "Duszyczce"!) usiłuje przejąć ster. Bez rezultatu. To przedstawienie się nie odbędzie. Jego twórca jest daleko, może krąży wśród śmietników, może jego towarzyszkami są w tej chwili wysztafirowane dziwki, wypisz, wymaluj jak te Syreny Ladacznice, które oglądaliśmy chwilę wcześniej.

Po premierze Roman Pawłowski w "Gazecie Wyborczej" zamieścił diagnozę: Grzegorzewski nie powinien więcej reżyserować, bo choruje. Kategorycznie odrzucam tę podłość i radzę Państwu: poświęćcie spektaklowi z Narodowego półtorej godziny swego życia. Wielu odnajdzie w nim samych siebie.

Na zdjęciu: scena ze spektaklu "On. Drugi Powrót Odysa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji