Artykuły

Dowcipy i zabawy

SŁOWNIK wyrazów obcych" Krzysztofa Toeplitza należy do tych nielicznych audycji telewizyjnych, które łączą rozrywkę z pewną akcją intelektualną. Może nie we wszystkich odcinkach "Słownika" dostatecznie ta akcja jest wyeksponowana, czasem można odnieść wrażenie, że poszczególne hasła stanowią tylko pretekst do zabawy (bardzo zresztą telewizyjnej)

Ale patrząc bardziej sumarycznie na ten program nie można odmówić mu wynalazczości satyrycznej, dowcipnego rewidowania pojęć, przekory w ukazywaniu stereotypów społecznych i indywidualnych.

"Słownik" Toeplitza przypomina akcje intelektualne jakie prowadzili w Oświeceniu encyklopedyści. Także tu literaturze polskiego Oświecenia mamy do czynienia z bardziej lub mniej dowcipnymi słownikami (np. Jezierskiego). Parantela, zwłaszcza jak na rozrywkowy program telewizyjny - znakomita. Z tym jednak zastrzeżeniem, że Toeplitz nie wprowadza nowych pojąć filozoficznych, najwyżej sprawdza znane. Poza tym stara się za wszelką ceną być zabawny (czasem paradoksalny) nie tylko w sformułowaniu ale i w podpierających jego wywody filmach skeczowych. W każdym razie jego działalność, rodzaj dowcipu a nawet swoisty dydaktyzm mieszczą się z powodzeniem w kręgu (nowoczesnego) racjonalizmu.

Zwraca uwagą strona obrazowa felietonów Toeplitza. Otóż te filmowe skecze nie zawsze stanowią prostą ilustrację jego wywodów. Czasem na odwrót, stanowią one swoiste ich zaprzeczenie, działają na zasadzie kontrapunktu. W tym żywiole filmowej groteski nawiązującej świadomie i celowo do niemej komedii działa Zdzisław Leśniak. Swoją klownadę zawdzięcza on wprost Charlie Chaplinowi. Ryzykowny w naszych czasach styl gry komediowej znakomicie dostosowuje on do okoliczności. Być może, że właśnie jego grze sprzyja telewizja, że na normalnym ekranie nie wypadł by on tak przekonywująco (próbkę takiej klownady zademonstrował on raczej bez powodzenia w "Upale'')

Pogoń za dowcipem czasem jednak doprowadza do pewnych nieporozumień. Myślę tu o ostatnim programie "Słownika" z końca czerwca, poświęconemu "modnemu" terminowi: eskalacja (w dużym skrócie - stopniowanie). Być może, że należy to złożyć na karb przewrażliwienia, ale ukazywanie girls wchodzących po drabinie (po stopniach w momencie kiedy jest mowa o eskalacji działań wojennych w Wietnamie wydało mi się bardzo nie na miejscu.

Ktoś powiedział że nasze współczesna kultura, zwłaszcza obrazkowa (a więc i telewizyjna) ma charakter wielorodny, makaroniczny, że zderzają się w niej ze sobą elementy z różnych parafii. Ale ten "makaronizm", to zderzenie girls z Wietnamem nie był chyba konieczny.

W ubiegły piątek krakowskie przedstawienie "Historii pana Ardena" zainaugurowało Telewizyjny Festiwal Teatralny. Wbrew zapowiedziom spektakl nie został dostatecznie przygotowany do potrzeb telewizji. Samo jednak przedstawienie było interesujące, ze względu na styl gry aktorów, którzy celowo, po "amatorsku" "odwalali" kwestie (najlepiej wypadł tutaj Ryszard Filipski, świetnie podchwytujący intencje reżysera Swinarskiego) oraz ze względu na, ciekawą przemianę widowiska w miarę rozwoju akcji - od uciesznej zabawy do zastanawiającej, barokowej formy moralitetu.

W wakacyjnym konkursie rozrywkowym (sobota 2. VII) miast zwyciężył zdecydowanie i zasłużenie Wrocław. Gdyby nie pewne wady techniczne (fonia) jurorzy doceniliby pewnie i wykonanie, Tym razem jednak budził wątpliwości skład jury. Niektórzy jego przedstawiciele robili wrażenie, jakby nie mieli pojęcia o rozrywce telewizyjnej, o rozrywce w ogóle. Oddając Wrocławiowi, co należy - nie wypada taić, że produkcji pozostałych ośrodków słuchało się ze znudzeniem a nawet zażenowaniem, i to do tego stopnia, że wszystko to stawia pod znakiem zapytania sensowność samego konkursu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji