Artykuły

Gangster robi karierę

ŚWIETNE przedstawienie - jak przyjemnie to napisać, nie ukrywając entuzjazmu. I gorąco polecić: chcecie zobaczyć dobry teatr, idźcie do Współczesnego na "KARIERĘ ARTURA Ul". Ta sztuka BRECHTA stała się sławna dopiero w ostatnich dwóch latach. Wystawiona przez Berliner Ensemble, gdzie stanowi niewątpliwie najwyższe obok "Matki Courage" osiągnięcie tego zespołu w ciągu całego jego istnienia, obchodzi wiele scen europejskich wszędzie odnosząc triumfy. Jeden z krytyków francuskich i to zasadniczo niechętny Brechtowi porównał ją do kronik historycznych Szekspira, których miałaby być współczesnym i nowoczesnym odpowiednikiem. To zapewne przesada, ale trzeba podziwiać jak Brecht potrafił na bieżąco ("Karierę" zaczął pisać w roku 1941) ująć w kształt dramatyczny całkiem świeży proces historyczny i pokazać istotny mechanizm dojścia Hitlera do władzy. W tym mechanizmie Hitler spełnia rolę pionka wyniesionego na wierzch przez siły klasowe, a nie przez swoją wielkość - choćby to była nawet wielkość zbrodnicza. "Należy obalić szacunek dla morderców" - pisze Brecht, dlatego obnaża całkowitą nicość Hitlera, godzi weń zabójczą bronią śmieszności, nie odbierając mu jednak grozy straszliwego zbrodniarza. Czyni to w metaforycznej opowieści teatralnej o karierze gangstera z Chicago i jego bandy, historii opartej zresztą w głównych liniach na autentycznych faktach z kroniki kryminalnej.

Przy tym wszystkim sam tekst "Kariery Artura Ui" jest dosyć wątły. To prawie tylko partytura, którą teatr musi rozwinąć w przedstawienie i w której dzięki temu dla reżysera jest duże pole do popisu. ERWIN AXER skorzystał z tych możliwości reżyserskich. Starał się zgodnie z intencjami Brechta - a inaczej niż to było w Berliner Ensemble - uczynić z historii gangsterskiej sprawę samoistną bez natrętnych analogii zewnętrznych z hitleryzmem; analogie istotne są przypominane w napisach wyświetlanych między obrazami. Jednakże w samej sztuce ta historia gangsterska nie interesuje nas jako taka, cała przyjemność jej smakowania polega na nieustannym wyławianiu zdumiewających podobieństw w karierach dwóch równie nędznych - choć w nierównej skali działających - gang sterów. I pod tym względem przedstawienie Axera jest bardzo przejrzyste, czytelne, dohudowuje pomysłami reżyserskimi i grą aktorów to czego brak samemu tekstowi; znakomicie chwyta o-powiadającą i "wyobcowującą" konwencję Brechta, zachowuje ją w każdej scenie i w każdej roli czysto i konsekwentnie.

Niekonsekwencję można by wytknąć w czym innym, Sztuka zaczyna się jako przedstawienie teatru jarmarcznego. Świadczy o tym druga kurtyna wewnętrzna i Zapowiadacz (ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ), tak jest zresztą u Brechta. Ale potem w przedstawieniu stylizację jarmaczną ma tylko kilka postaci: Hitler, Goering (ALEKSANDER BARDINI, przerażający w grymasach potwornej groteski), Goebbels, (lodowata maska EDWARDA DZIEWOŃSKIEGO), wspólniczka gangsterów, prostytutka Dockdaisy (BARBARA WRZESIŃSKA). To jest jaskrawość jarmarczna i wyrazistość w uproszczeniu niemal kukiełkowym. Co do reszty. to panuje w niej umiar i powściągliwość, nie styl jarmarczny ale styl Axera. Myślę, że był to świadomy zamysł reżysera w takim wyeksponowaniu gangsterskiej czołówki i można się z tym zgodzić.

Natomiast fałszywie w całości zabrzmiała postać Roehma (gra go MIECZYSŁAW CZECHOWICZ) ustawiona w ten sposób, że wyrósł on niemal na pozytywnego bohatera. Zawinił tu oczywiście także, czy może nawet przede wszystkim Brecht, ale teatr mógł to złagodzić choćby przez zrezygnowanie bez żadnej szkody z słabego zresztą literacko obrazu XIV, w którym przemawiający przez megafon duch Roehma ostrzegą Hitlera, że mordowanie własnych przyjaciół doprowadzi go do zguby.

MIMO tych zastrzeżeń przedstawienie zasługuje na miano świetnego, zważywszy do tego jeszcze doskonałą w każdej najmniejszej roli grę aktorów oraz wręcz niepospolitą kreację TADEUSZA ŁOMNICKIEGO W roli gangstera Ui-Hitlera. Łomnicki był stworem nędznym w każdym calu, tchórzem gotowym na każdą podłość, pół-debilem, błaznem i zwyrodnialcem, eunuchowatym potworem i słabeuszem podminowanym kompleksem niższości. Na widok tej pochylonej postaci z opadającymi łapami zbrodniarza i twarzą potwora z błędnymi oczyma i nerwowymi skurczami dreszcz przechodził widza. Twarz ta zmieniała się przybierając jakby co raz to inne koszmarne maski - kretyński uśmiech, obłąkane przerażenie, gniew szaleńca, grymas sadysty. Znakomicie zrobiona rola, należy się za nią wielkie brawo dla Łomnickiego.

W przedstawieniu występuje cały męski zespół Teatru Współczesnego i to z nadwyżką. Wypadałoby wszystkich wymienić, bo wszyscy na to zasłużyli. Wymieńmy jednak tylko ważniejsze role: kapitalny KRZYSZTOF OPALIŃSKI jako Hindenburg, IRENA BORECKA jako Dolfussowa, HENRYK BOROWSKI jako nieskazitelny szef kapitalistów, JÓZEF KONDRAT jako stary szmirus, aktor uczący póz Hitlera, STANISŁAW BIELIŃSKI jako śpiewający gangster, JAN KOCHANOWICZ, EDMUND FIDLER, TADEUSZ FIJEWSKI, WIESŁAW MICHNIKOWSKI i wielu innych. Dość powiedzieć, że w małym epizodzie sędziego wystąpił KAZIMIERZ RUDZKI, w innym nie wymieniony nawet w programie ŁAPICKI, a w niemej rólce dziennikarki BEATA TYSZKIEWICZ. Scenografia bardzo funkcjonalna była dziełem EWY STAROWIEYSKIEJ i KONRADA SWINARSKIEGO. Muzyka ZBIGNIEWA TURSKIEGO ostra i brutalna, w drugiej części trawestująca motywy marszów żałobnych z symfonii Beethovena, doskonale stapiała się z całym przedstawieniem. Miało ono jeszcze inną muzykę: jednolicie zachowany przez wszystkich aktorów dyskretny rytm białego wiersza w gładkim przekładzie ROMANA SZYDŁOWSKIEGO i WITOLDA WIRPSZY, Był to jeden więcej element nadający przedstawieniu jedność artystyczną wysokiej klasy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji