Artykuły

Notatka T-RO/01/2009

Aktor Teatru Nowego w Łodzi Dymitr Hołówko, przy okazji premiery "Brygady szlifierza Karhana", odpowiada na pytanie, "czy dzisiaj pracownicy fizyczni chodzą na spektakle?": "Pewnie. I czasem są nawet lepszym widzem niż inteligent z głową w chmurach, taki malkontent, który marudzi, że to już było. Bilety rozdawane w zakładach pracy za komuny w dzisiejszych czasach budzą uśmiech, ale przecież i teraz zdarzają się takie prezenty. Darmowa wejściówka naprawdę u wielu robotników wzbudziła nawyk chodzenia do teatru. Niektórzy nie mieli czasu czy siły. Wtedy dawali bilet dziecku i tak edukowało się młodsze pokolenie. Dzisiaj niejeden inżynier lepiej niż wyniosły humanista rozumie teatr i przesłanie płynące ze sceny". ("Gazeta Wyborcza - Łódź", nr 269/2008). I komu to przeszkadzało?

Piotr Machalica trzy lata temu zdecydował się zostać dyrektorem Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. "Ale od razu powiedziałem, że nie ma mowy, bym zrezygnował z jakichkolwiek swoich obowiązków, jakie mam i jakie będę miał. Bo moja główna pasja to aktorstwo, a nie bycie urzędnikiem". Więc decyzja nie była z pasji i najlepiej rozwój sytuacji ilustruje przykład z życia dyrektora: "Warszawę od Częstochowy dzieli 220 kilometrów. W pierwszym sezonie na tej trasie zrobiłem 56 tysięcy kilometrów, w drugim sezonie już mi było ciężej, a teraz jest potwornie ciężko i nie chcę nic mówić, no nic wiem, co będzie. Dojdziemy do końca sezonu i zobaczymy". ("Echo Dnia", nr 271/2008). W pierwszym sezonie pracy dyrektor przejechał tę trasę circa 254 razy w tę i z powrotem. To był już niemal dodatkowy etat... kierowcy. Gdzie tu czas na dyrektorowanie.

Jan Englert, dyrektor Teatru Narodowego, zagra w najbliższej premierze TR Warszawa, "T.E.O.R.E.M.A.T." według Pasoliniego w reż. Grzegorza Jarzyny. "U mnie reżyserzy nie chcą mnie obsadzać, to muszę grać gościnnie (śmiech)" - tłumaczy tę współpracę Englert. Dziennikarz dopytuje: "Odczuwa pan strach przed sytuacją pewnej weryfikacji szefa Teatru Narodowego na scenie.? - To nie kwestia strachu. Raczej tęsknota za wyuczonym zawodem. Reszta jest pochodną - reżyserowanie, rektorowanie, dyrektorowanie. Strach dotyczy raczej tego, co się ze mną stanie, gdy przestanę być dyrektorem artystycznym sceny narodowej... A co się stanie? Ma pan jakiś pomysł? - Poradzę sobie, ale widzę to tak, jakby kapitan okrętu na tym samym statku został jednym z wiosłujących. Biada mu". ("Dziennik", nr 272/ 2008).

Okazuje się więc, że z Narodowego nie jest tak daleko do TR. I na odwrót. Pod koniec listopada w sali słynnego Living Theatre w Nowym Jorku odbyła się premiera najnowszej sztuki Wendy Weiner "HILLARY: A Modern Greek Tragedy With a (Somewhat) Happy Ending" ("Hillary: współczesna tragedia grecka z (tak jakby) szczęśliwym zakończeniem"). O co w tym chodzi? "Atena, bogini mądrości, i Afrodyta, bogini miłości, od niepamiętnych czasów są w stanie wojny. Gdy młoda dziewczyna imieniem Hillary Rodham poświęciła siebie Atenie - odrzucając romanse, makijaż i modne fryzury - Afrodyta wzięła odwet, powodując, że Hillary zakochała się w człowieku o mitycznym czarze i apetytach: Billu Clintonie". Recenzenta "New York Timesa" to wystawione tuż po gorączce wyborczej przedstawienie bardzo rozbawiło - jest tam wszystko, i poplamiona sukienka, i wariacje na temat przesłuchania u prokuratora Starta. Wybory prezydenckie w Polsce już za dwa lata. Czy polska scena polityczna może być przedmiotem tragedii?

"Przyszłość polskiego aktorstwa napawa mnie troską z pozoru nieuzasadnioną. Bo dzisiaj to wszystko, co się rusza, wydaje z siebie cieniutki głosik, wciska twarze na okładki ilustrowanych pism, przeciętnemu odbiorcy kojarzy się z aktorstwem" -stwierdza Jan Nowicki i przedstawia program naprawy. "W rozmowach z kolegami żartuję często, że upadek polskiego aktorstwa zaczął się w chwili dźwigania złotego, f... Cel uświęca środki. A celem, wiadomo, są wielkie pieniądze. Ktoś powie, że bez nich żyć się nie da. Nieprawda - można! I to znakomicie. Artysta, aktor powinien o tym wiedzieć najlepiej. W latach 70. żyłem w jednopokojowym mieszkanku z Basią i małym synkiem. Roli wielkiego ks. Konstantego z "Nocy Listopadowej" uczyłem się z papierosem w zębach - na sedesie. Stawrogina przygotowywałem na ławce krakowskich Plant. Co w niczym nie przeszkadzało mi odmówić głównej roli w serialu, za którą zarobiłbym na zbudowanie willi. Nie zrobiłem tego, bo Jerzy Jarocki zaproponował mi w teatrze rolę Józefa K. w "Procesie". W moim wyborze nie widziałem nic dramatycznego, szczególnego, wyjątkowego. W tamtych czasach ta decyzja wydawała się oczywista. Bo sensu bycia aktorem upatrywaliśmy tylko w dokonaniach najwyższej rangi. Tego uczyli nas Konrad Swinarski, młody Wajda, Jerzy Jarocki. I do tego trzeba wrócić". ("Polska The Times", nr 272/2008). Ochotnicy, wystąp!

Ryszard Ostapski - niezależny teatrolog, mieszka w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji