Artykuły

Śpiewająca krzywa życia

Rewia na scenie dramatycznej? Proszę bardzo. Przywykliśmy do tego. Był czas, że scenograf rządził przestrzenią sceniczną. Przyszła pora i na kompozytora. Reżyserzy chętnie poruszają się po pięciolinii,, mają nie tylko scenopis, ale i partyturę w ręku. Kramy z piosenkami (które nobilitował Leon Schiller) są mile widziane przez, obie strony - scenę i widownię.

Jak zaklęcie zespół Teatru Współczesnego w Warszawie śpiewa "Niech no tylko zakwitną jabłonie". Od prapremiery tego widowiska w warszawskim Ateneum minęło dwadzieścia lat.

Czas wszystko zmienia. Nie tylko sytuację społeczną, ekonomiczną, polityczną. Także modę, gust, styl, obyczaj, nie mówiąc o piosence. Ta lubi być kibicem teraźniejszością złej czy dobrej. Rymy i rytmy, to co się śpiewa i tańczy, są swoistym znakiem każdego okresu. Odzwierciedlają odgórne dyrektywy i oddolne nastroje, porozumienia i konflikty, oczywiście na swój skrótowy sposób.

Dlaczego "Niech no tylko zakwitną jabłonie" zrobiły taką furorę? Agnieszka Osiecka pochwyciła bowiem, w jednym widowisku ducha przemian. Odwołała się aż do kilkudziesięciu autorów i kompozytorów, których teksty i melodie z różnych parafii, z nurtu oficjalnego i tych pobocznych, zgrabnie powiązała.

Trudno wymienić wszystkie źródła, z których czerpała. Wartość poznawczą miały zarówno doniesienia prasowe, jak i donos, instruktaż i list prywatny, ogłoszenie i reklama. Trzeba tylko umieć czytać i pointować.

Śpiewające zderzenie dwudziestolecia międzywojennego i lat powojennych zainteresowało Krzysztofa Zaleskiego. Należy on do reżyserów, którzy czują muzykę, lgną do niej, traktują ją nie jako ilustrację lecz jako integralną cząstkę swojego teatru. Jest to kolejna, po głośnym "Mahagonny" Brechta, premiera laureata "Wawrzynu Radaru 1983".

Z prawdziwą satysfakcją ogląda się zespół Teatru Współczesnego, który sprawność aktorską wspiera zaletami wokalnymi (pierwsza z najpierwszych pozostaje pod tym względem Krystyna Tkacz) i tanecznymi.

Reżyser uszanował osobowość autorską Osieckiej. Jej domeną jest kpina łagodna. Nie zwykła ona smagać swoich bohaterów szpicrutą ani chłostać zjawisk. Pokazuje skrzywienia rzeczywistości, celnie trafiając w sedno, ale z wyrozumiałością. Więcej w niej uśmiechu niż śmiechu. Tonację rozrywkową przełamuje jednak momentami zamyślenia i refleksji. Satyrę podszywa ciepłem lirycznym. W takiej bogatej gamie interpretacyjnej utrzymuje się zespół w pastiszowo-groteskowych scenach: budowania zrębów, przecierania oczu, hossy i bessy, przełomów, składania samokrytyki, wyjazdu do Turoszowa.

Inscenizacja potwierdza, że rozrywkowe spojrzenie - jedno z wielu - na krzywą życia może być nie tylko rozweselające, ale i pouczające i ożywia kontakt z historią. Przez wszystkie lata przewija się leitmotiv: mam nadzieję. Jest w nim nie tylko zabarwienie ironiczne ludzi, którzy się sparzyli, ale i wiara, z jaką każdy rocznik chce odnawiać to, co zastał. Trzeba mieć ciało - owszem - ale i cel. Dopiero później się okazuje, co z tego wynika.

A że autorka soczyściej przedstawiła czas powojenny, czyli część drugą - trudno się dziwić. Bliższa ciału koszula. Kłaniają się doświadczenia z STS-u, którego klimat przecież współtworzyła i z którego coś, mimo odległości czasowej, ocalało w wytrawnym widowisku spółki: Osiecka - Zaleski. "Jabłonie" musiały zmienić optykę, wyostrzyć widzenie spraw, wprowadzić nowe konwencje. Trudno w teatrze tak po prostu zgubić nowsze doświadczenia narodowe. Udawać, że się ich nie dostrzega, skoro wciskają się każdą szparą także na scenę. Niezależnie od tego, czy tańczy się charlestona, lambeth-walka, sambę, boogie-woogie.

Przesuwa się przed nami w żywym tempie rewiowym galeria postaci charakterystycznych dla epoki Rodziców oraz Dzieci i Wnuków - taką cezurą posłużyli się twórcy widowiska. Antreprener z I części zmienia się w II w Organizatora. Obowiązuje inna nomenklatura, jak w rzeczywistości. Są indywidualiści i podporządkowani. Jedni idą za owczym pędem, inni się wyłamują. Zbiorowość tworzy mozaikę w wiecznym ruchu, dążeniach, przyglądaniu się sobie, cały czas w atrakcyjnej melodyjnej oprawie. Aż trudno uwierzyć, że tyle piosenek zmieściło się w tym jednym widowisku. Żeby zbiorowość tak współgrała w życiu jak aktorzy na scenie Współczesnego!

W Ateneum tymczasem (gdzie przed dwudziestu laty odbyła się prapremiera "Jabłoni") studenci z PWST proponują całkiem inny styl, przekorne "Złe zachowanie" i zabierają się do przeobrażenia świata w nowym rytmie z ekwilibrystyką break-dance i przylegającymi do niej poetyką i poczuciem humoru. Na widowni każdy numer oklaskują zarówno Rodzice, jak i Dzieci i Wnuki z "Niech no tylko zakwitną jabłonie". Linia musicalowa nie zostanie przerwana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji