Artykuły

W grudniu kwitną jabłonie!!!

MINIONY ROK kończył się w warszawskich teatrach i śpiewem, i tańcem. Nieczęste to zresztą, bo jak wiadomo rozśpiewanie i utanecznienie nie bywa najmocniejszym atutem naszego aktorstwa, niemniej - coraz częstsze w Teatrze Współczesnym, w którym dyrektor Maciej Englert dobrał zespół wcale w tych sprawach biegły, a reżyser Krzysztof Zaleski słynie z tego, iż potrafi z uzdolnionych ludzi wydobyć maksimum niemałych możliwości. Tym razem, Zaleski wziął na warsztat widowisko Agnieszki Osieckiej "Niech no tylko zakwitną jabłonie!!!", lecz przerabiając je - wspólnie z Osiecką - tak znacznie, iż na afiszu figuruje również jako współautor tej nowej wersji utworu sprzed lat dwudziestu. Pamiętacie "Jabłonie"? Chyba tak, bo niegdyś obiegły niemal wszystkie polskie sceny, ciesząc się na każdej z nich niebywałym powodzeniem. Zestawione przede wszystkim z piosenek, ale i "z ogłoszeń i reklam, z ballad podwórzowych, wiadomości prasowych, powieści w odcinkach, opinii z zakładów pracy, korespondencji prywatnej", itd., itd., układało się to widowisko w intrygujący i prawdziwy obraz dwudziestolecia międzywojennego i pierwszego dwudziestolecia powojennego w naszym kraju.

To pierwsze dwudziestolecie przemieniło się już w czterdziestolecie i, przywracając dziś "Jabłonie" scenom, Osiecka słusznie zdecydowała uzupełnić je o szkic choćby - jeśli niepełny obraz - tych kolejnych, najbliższych nam dwudziestu lat Uzupełnienia pociągnęły za sobą skreślenia - aby nie przekroczyć normy dwugodzinnego spektaklu - a wszystko razem doprowadziło, niestety, do rozluźnienia wcale misternej struktury pierwszych "Jabłoni". Widowisko, które poprzednio miało pewien zarys anegdoty, tutaj stało się zestawem gorzej lub lepiej (na ogół zresztą lepiej) inscenizowanych piosenek, co zresztą nie jest złe, póki te piosenki nadał - choć nie tak wyraziście, na mój gust, jak niegdyś - trafnie oddają klimat minionych lat, niejako charakteryzując swój czas. Natomiast okres najnowszy w "Jabłoniach" nie przypomina wręcz ani jednej piosenki spośród tych, które coś dla nas w tych latach znaczyły, w których odbijała się nasza - tak inna niż poprzednio - świadomość społeczna, temperatura tych dni, ich powaga lub dowcip. Myślę, że autorka zbyt zawierzyła własnym tekstom, które przecież w tym ostatnim okresie nie współżyły już z naszym czasem tak, jak w latach STS-u. Zabrakło natomiast utworów Młynarskiego czy Pietrzaka, zabrakło Brylla z jego songami z "Kolędy-nocki", pozostała nijaka papka, która znacznie mniej mówi o nas, niż mówił Włast o swym dwudziestoleciu...

Stąd mieszane uczucia, z jakimi wychodziłem z tych nowych "Jabłoni", choć niewątpliwie zespół Współczesnego robił co mógł, aby zwycięsko wybrnąć z niełatwych sytuacji. Gwiazdą pozostała i tutaj Krystyna Tkacz (choć nie we wszystkich piosenkach równie interesująca), bardzo podobały mi się także Maria Pakulnis i Agnieszka Kotulanka, świetny okazał się Jerzy Klesyk jako Ubogi Zakochany, próbkę wspaniałych możliwości dał Wiesław Michnikowski w piosence Wertyńskiego, ale... Ale prawdziwie roztańczone, rozśpiewane i fantastycznie zgrane ze sobą towarzystwo zobaczyłem dopiero następnego wieczoru, gdy poszedłem na "Złe zachowanie". Rewelacyjny spektakl!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji