Artykuły

Komedia grana "Hamletem"

Szekspir nie należy do autorów goszczących na scenie przy ulicy Mokotowskiej. Miejsce dla niego znalazło się tu bodaj tylko raz, prawie przed dwudziestoma laty.

I oto znowu Teatr Współczesny pokusił się o spotkanie z Szekspirem, spotkanie dla teatru znowu nie takie łatwe - tak jak nie jest prosta żadna inscenizacja szekspirowska, jeśli nie ma być li tylko prezentacją głównych wątków akcji, a chce oddać sens i ładunek refleksji całego utworu.

W "Śnie nocy letniej" aż gęsto od symbolicznych znaczeń, przewrotności skojarzeń oraz umowności, którą wnosi już, antyczny, ateński kostium, a potęguje przeplatanie się wydarzeń realnych z fantastycznymi, jawy ze snem, życia z teatrem.

Maciej Englert (reżyser) i Ewa Starowieyska (scenograf) nocne przygody dwóch par kochanków i fantastyczny świat podateńskiego lasku zaprezentowali na tle czarnych ścian, w ciężkich, ponurych, postrenesansowych kostiumach. Zapewne zamysł ich wyrósł z jednej z literackich interpretacji, mówiącej iż "Sen" "był współczesną sztuką miłosną". Tyle, że interpretacje te dotyczą raczej stylu mówienia o miłości, aluzji wziętych z tamtej epoki i powinowactw teatralnych bliższych karnawałowej zabawy niż inscenizacyjnej powadze i grze serio w stylu tragedii Hamleta, jaki zaprezentowano nam na scenie.

Reżyser dokonał daleko idących skrótów w tekście, czym osiągnął przejrzystość akcji, ale nie wiele ponadto. A fakt, iż najmocniejszym akcentem przedstawienia stała się grupa pana Pigwy, jest właśnie po części konsekwencją takiej adaptacji tekstu. Po części zaś jest zasługą aktorów. Borowski, Kowalewski, Michnikowski, Stockinger w rolach rzemieślników bawiących się w teatr są po prostu indywidualnościami silniejszymi od reszty wykonawców.

Rolę Puka - chyba najważniejszą w sztuce - reżyser powierzył Adamowi Ferency. Miał to być Puk diaboliczny. Podobnej prowieniencji należy doszukiwać się w scenicznym orszaku Tytanii (Marta Lipińska) - królowej elfów. Puk Diabłem? Zgoda. Ale powinien być również i skrzatem i Arlekinem zarazem. A on choć "dwoi się..." (dosłownie) i wisi w powietrzu za osłoną ściany, z pewnością nie ma nic wspólnego - jak sam mówi - z "duchem płochym". Podobnie tupiące i skrzypiące po scenie, czarne, pokraczne elfy.

I choć można w przedstawieniu wyłuskać role interesujące, choćby Mieczysława Czechowicza czy Czesława Wołłejki - trudno jednak uznać, iżby ponowne szekspirowskie doświadczenie Sceny Współczesnej wpisało się na trwałe do teatralnych kronik sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji