Pornogwiazda na sprzedaż
"Zwierzenia pornogwiazdy" w reż. Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin w Supraślu. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Obitym się wraca z teatru Wierszalin. Po głowach dostają tam wszyscy: i my, i wy, i oni. Podglądacze, moraliści, artyści. Schlebiający gustom. Ci, co mamią tłum. I ci, co dają się omamić
I choć podczas najnowszej premiery Wierszalina przez małą salkę supraskiego teatru co i rusz przelatuje śmiech (bo spektakl jest autentycznie zabawny) - to wypada się przyznać: z siebie się śmiejemy, drodzy widzowie.
Język Big Brothera
Piotr Tomaszuk wziął na warsztat monodram "Zwierzenia pornogwiazdy" Erica Bogosiana. Amerykański dramaturg lubuje się w obnażaniu mechanizmów rządzących współczesnym światem - tym razem szydzi z show-biznesu.
Tomaszuk też się lubuje: w grotesce, karykaturze, tworzeniu skandalizującej otoczki wokół opowiadanej historii. Czasem przekracza granice, czasem przesadza, czasem męczy. Ale nie kłamie. Opowiadając o współczesnym świecie-opowiada jego językiem: Big Brothera, Radia Maryja, talk-show, sztuki, która karmi się skandalem i szokiem.
A że wszystko to razem, skupione w jednym spektaklu, daje piorunującą mieszankę? Wszak taka jest nasza rzeczywistość, tyle że na co dzień jakoś sobie z nią radzimy, porcjując ją za pomocą pilota.
Pośladki aktorek
W kilka postaci monodramu - przedstawicieli show-biznesu - wciela się jeden aktor: Rafał Gąsowski. Miota się po scenie, przy świetnej muzyce Piotra Nazaruka zrzuca kolejne wdzianka (wyposażone w cały arsenał erotycznych gadżetów - autorstwa Evy Farkasovej), jest pornogwiazdorem, producentem i reżyserem pornosów, aktorem na castingu, scenarzyst ą. Za pomocą wszystkich tych postaci - ostro i karykaturalnie - snuje historię Rafała Gaczuka vel Rafiego Gonsona, zagubionego w pełnej oszustw i iluzji medialnej rzeczywistości, której się poddaje i która go gubi.
Miało być bulwersujące - i było. Tomaszuk opowieść o blaskach i cieniach
show-biznesu, osadzoną w hollywoodzkich realiach, zrobił po swojemu. Amerykańskość zmiksował z niepiękną polskością, dorzucił wątki białostockie, szafował gołymi pośladkami plastikowych aktorek porno i wulgaryzmami. Oczywiste, niewykraczające poza banał prawdy Bogosiana (świat show-biznesu jest brudny, liczy się tylko kasa, wszystko jest na sprzedaż) podrasował i obudował dodatkowymi wątkami. Efekt? Spektakl nierówny, w którym obok scen znakomitych, konsekwentnych (tych jest zdecydowana większość) zdarzą się też nieprzekonujące (choćby niepotrzebny wtręt z Wajdą) i przydługie.
Ostatecznie jednak Tomaszuk dowodzi czegoś, do czego nie zawsze chcemy się przyznać: z największego odkrycia pornobiznesu, jakim jest żerowanie na instynktach - zaczyna korzystać cała rzeczywistość: media, kultura, literatura. A nawet niektórzy przedstawiciele Kościoła.
Zabij pedała
Na scenie pojawia się więc Wielebna, która monotonnym radiomaryjnym tonem ogłupia słuchaczy i snując historie o "dzieciaczkach poszkodowanych przez tsunami i... pedofilów", wyciągnie pieniądze na tacę (rewelacyjny Gąsowski). Wizjoner w berecie, z obłędem w oczach, ostrzeże świat przed grzechem, po czym zawoła: "w imię Boga, weź karabin i zabij wszystkich pedałów", a na koniec rzuci się z długopisem - niczym poseł Andrzej Fedorowicz w galerii Arsenał - na niewłaściwe, bo gołe pośladki manekinów (Gąsowski na początek ciekawy, potem przynudzający).
Pojawi się showman w stylu chippen-dales - w slipkach, z gołymi pośladkami, koloratce - krzyczący do mikrofonu: "Moi drodzy, przyznajcie, dziś bez skandalu i szoku nie da się robić sztuki !". Filmowy producent o orientacji homoseksualnej (znów świetny Gąsowski - budując tę postać, znakomicie wykorzystał wszystkie potoczne stereotypy na temat homoseksualistów), przebierając w portfolio aktorów, zamiast zdjęć ma w nich wymyślne kolorowe prezerwatywy...
Tomaszuk szydzi ze wszystkich: z moralistów hipokrytów, z aktorów, którzy biorą udział w upadlających castingach, z obowiązującego designu, z pseudosztuki, która sięga po skandal, bo inaczej nie będzie miała publiczności, z głupawych fabuł sitcomów - które, mimo to, mają największą oglądalność. Powtarzając tekst Bogosiana, kpi też z samego siebie (teatr wszak też jest show-biznesem) i z widzów. I słusznie.
Bo też - jak szepcze do nas złowieszczo Gąsowski: - Każdy z was to taki malutki zboczeniec, który lubi podglądać. Więc jak macie czelność mnie oceniać?