Brutalna prawda ulicy
To nie jest pogodna historia ze szczęśliwym zakończeniem. Sporo tu przemocy i agresji. Jest tez bezsensowna śmierć. " Ulica Gagarina" - najnowszy spektakl zrealizowany w bielskim teatrze - to drastyczna opowieść o współczesnym, pozbawionym nadziei świecie
Chociaż akcja sztuki rozgrywa się w Szkocji, mogłaby wydarzyć się wszędzie: smutna rzeczywistość przemysłowego miasta, apatyczni ludzie, niskie zarobki i brak widoków na przyszłość. Zaradni dorabiają, np. kradnąc części do komputerów z fabryki, w której pracują. Jednym z nich jest 32-letni Eddie, który nie lubi swojej pracy. Ma sporą wiedzę, bo - jak sam mówi - przesiadywanie w bibliotekach przynosi zadziwiające efekty. Nie on jeden ma poczucie zmarnowanego życia. Jest jeszcze Garry, były działacz związkowy, który, chcąc utrzymać rodzinę, musi pracować na dwa etaty. Obaj planują porwanie i zabicie członka zarządu fabryki. To ma być nowy rodzaj protestu, manifest robotniczego niezadowolenia z nierówności społecznych.
Sprawy się jednak komplikują. Pojawia się przypadkowy, niewygodny świadek, a uprowadzony okazuje się zewnętrznym konsultantem. Cóż jednak, kiedy powiedziało się "a", trzeba też powiedzieć "b". Akcja toczy się w magazynie fabryki, późną nocą. Napięcie rośnie, bohaterom zaczynają puszczać nerwy. Do głosu dochodzą tłumione emocje i lęki.
Bohaterowie "Ulicy Gagarina" to ludzie szukający sensu życia, miotający się i buntujący przeciw otaczającej beznadziei. Tę złożoność trzeba pokazać, inaczej spektakl stanie się pozbawionym głębszego sensu obrazem bezrozumnej przemocy. Bielscy twórcy szczęśliwie uniknęli tego zagrożenia. Aktorzy na ogół dobrze poradzili sobie z rolami, stworzyli pełnokrwiste, bardzo różne postacie. Przekonująco wypadł Tom - nieśmiały, zagubiony i nieco naiwny magister politologii, pracujący jako ochroniarz, Frank - dobrze zarabiający konsultant, całkowicie opanowany, stanowi silny kontrast dla nadpobudliwego, wulgarnego i agresywnego Eddiego. Ostatni z nich jest najbardziej żałosny - Garry to człowiek zmęczony, nieszczęśliwy i niespełniony.
Przydałaby się jednak pewna powściągliwość. Nie wszystkie emocje trzeba wykrzyczeć, by wstrząsnąć widzem. Czasami cisza jest bardziej wymowna, a oszczędny gest lub spojrzenie bardziej znaczące od najbardziej dramatycznych póz.
Pomimo tych zastrzeżeń, bielski spektakl jest interesujący. Zrealizowany został bardzo sprawnie, jest dynamiczny i zwarty. Może wprawdzie razić bardziej konserwatywną publiczność licznymi wulgaryzmami, ale w końcu jakie czasy, taka sztuka.