Artykuły

Wielki dramat chrześcijański

Jerzy Zawieyski: "Rozdroże miłości"

Wystawiony nareszcie na scenie emigracyjnej a tak umiłowany przez Kraj dramat Jerzego Zawieyskiego ,,Rozdroże miłości" będzie niewątpliwie zaczynał nową epokę w dziejach polskiego pisarstwa dramatycznego. Jest to zjawisko w kulturze polskiej mocy ogromnej i niebotycznej miary. Dramat nieskazitelnie dramatyczny i konflikt płonący trzaskiem krzaka gorejącego i huczący grzmotem łamanych Tablic.

Sztuka Zawieyskiego jest niebieską rosą Bożej Prawdy, na którą naród nasz Czekał przez bardzo długi adwent. Twórczość ta jest "owocem i czasu swego", jest deltą naszej I epoki u oceanu Objawienia. Jest krzyżem na czele krucjaty naszej tęsknoty za Bogiem.

Polska twórczość literacka, a zwłaszcza dramatyczna stała się od dawna już zabawą - ustawianiem malowanych klocków, rzucaniem kości, grą pomiętymi kartami. Pogoń za efektem, za wyglansowanym żartem, za ufryzowanym frazesem, za paradoksem rozbijającym ład naturalny przypominały sztukę cukierników, którzy zabiegali, aby goście po sutym obiedzie mogli zmieścić w usta jeszcze jeden frykas.

"Rozdroże miłości" przyszło nie jako jeszcze jedna próba dramatyczna, jeszcze inny pomysł do zabawy. Oto jest sztuka która wyrosła z czarnej ziemi kultury, wytrysła z odgrzebanych źródeł sumienia. Sztuka wcale nie nowa. Taką była sztuka grecka, taką była sztuka Europy chrześcijańskiej. Największą siłą chrześcijaństwa jest właśnie to, że nie ma i w nim nowych prawd w obliczu Prawdy jedynej. Są tylko nowi ludzie. Tylko każdy z nich inaczej czerpie Prawdę i innymi do niej dochodzi drogami.

Więc Zawieyski skierował dramat ludzki w stare łożysko porządku moralnego, przypomniał, że człowiek nie jest korkiem na grzywach burzy ani omyłką liczebną w pyle kosmosu, ale cząstką powszechnego ładu, uzależnioną od innych dusz i posiadającą moc strącania drugich w otchłań i dźwigania ku niebiosom. Ani się domyśla, jak kształtuje oblicze ziemi i jak za nie odpowiada. Można rzec, że Zawieyski człowiekowi, któremu odebrano człowieczeństwo, przywrócił bóstwo, Boże synostwo.

"Rozdroże miłości" jako owoc tętni sokami dojrzałej mądrości. Ale dość powiedzieć, że wraca człowiekowi całą jego godność, jego przydatność, jego powołanie. Jest to podniesienie sztandaru godności duszy, jest to przypomnienie świętych obcowania.

Artystycznie jest to robota diamentowa. Zawieyski jest tak dobrym pisarzem i tak mocnym dramaturgiem, że lekceważy polerowanie formy i fiornitury stylu. Świadomie unika efektów, wręcz zamazuje je na oczach, używa najpowszechniejszych słów. Wadą oczywistą jest jednak nadmiar słów w dramacie Zawieyskiego. Wygląda to tak, jakby się pisarz obawiał, że nie będzie zrozumiany, jakby chciał racje swoje wbić w pamięć na trwałe.

Zawieyski tworzy zupełnie oryginalny styl dramatyczny. Zewnętrzny dramat "Rozdroża miłości" już się właściwie rozegrał, kiedy się podnosi kurtyna. Sztuka jest jak gdyby epilogiem. Kiedy się już wypadki przetoczyły, zaczyna się dopiero dramat sumienia. "Rozdroże" jest dramatem sumienia. Nie ma w sztuce normalnych efektów scenicznych, pisarz odtrąca je z godnością, ale zato napięte są struny moralne, siły duchowe. Schodzi oto ziarno czynu w duszach.

Głęboka jest mądrość w rozwiązaniu dramatu. Kiedy poplątane ludzkimi rękami węzły wydają się nie do rozwikłania, kiedy bezsilne uosobienie wiary w miłosierdzie Boże - ksiądz Jan ugina się pod ciężarem prawdy, że oto zło zwalczane jeszcze głębiej korzenie w dusze ludzkie zapuszcza, wtedy przychodzi, jak w starym dramacie helleńskim i w starym dramacie chrześcijańskim, interwencja Boża. Jest w tym zakończeniu taki wicher mocy, jaki poczuć mogą tylko ci, którzy wierzą. Bo ten dramat jest dla wierzących przede wszystkim.

Wierzących Polaków pozostało jeszcze trochę na obczyźnie. Nie uczynią oni niczego lepszego, jak wybierając się na tę sztukę, której w Kraju me mogą się ludzie nasłuchać.

Teatr im. Słowackiego wystawił "Rozdroże miłości" z ogromną starannością i z doskonałym znawstwem. Reżyseria dyr. Leopolda Kielanowskiego i jego interpretacja roli księdza Jana są wzorowe - rozumne i w pełni artystyczne. Rolę Elżbiety grała wielka artystka - Jadwiga Domańska ze szlachetnością idealną, ze zrozumieniem roli nie tylko sztuki, ale i tragicznego życia. Maria Arczyńska jako Marta stworzyła postać na miarę najwyższej kultury scenicznej. To był właśnie człowiek, błądzący z bólu, ale z oczyma łaknącymi światła. Figurynkę z charakterem stworzyła K. Kamieniecka.

Z. Rewkowski jako Piotr był należycie opanowany i trafiał w właściwy ton w swej trudnej foli. Doskonałą postać wójta, ciosaną z bryły chłopskiego rozsądku i uporu, stworzył J. Bzowski. R. Ratschka w roli Michała wzorowo odegrał rolę prostodusznego chłopca wiejskiego.

Dekoracje Tadeusza Orłowicza dały sztuce bardzo szlachetną oprawę - sumienną a niepowszednią. Rzadko się zdarza, by publiczność nagradzała oklaskami dekoratora, jak to miało miejsce na londyńskiej premierze "Rozdroża".

Sztuka Zawieyskiego stawia nie tylko bohaterów swoich na rozdrożu miłości, ale nam tu także przypomina, że stoimy w miejscu nieprzekonani, którą drogą pójść ku Polsce. Stoimy na wielkim rozdrożu. Nie widzimy krzyża.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji