Artykuły

Dyrektor albo artysta?

Artystą być - to dar od Boga. Mieć jeszcze na dodatek wzięcie, to dodatkowy bonus fortuny. Ale niektórym to nie wystarcza. Marzą o tym, by mieć nie tylko rząd dusz, ale i prozaiczną władzę nad ludźmi. Chcą, jak co bardziej ambitni śmiertelnicy, koniecznie zostać szefami - pisze Małgorzata Gnot.

Co z tego wynika? Ano najczęściej katastrofa. Pamiętam, jak u początków mej pracy w Kurierze Lubelskim weszłam w dziki konflikt z wielkim aktorem Ignacym Gogolewskim, który prowadzenie Teatru im. Osterwy potraktował jak "Wielką Improwizację", oczekując bezkrytycznego aplauzu. A były to czasy, kiedy rozliczano tylko z repertuaru, a nie z gospodarności. Z tą ostatnią miał potem poważne kłopoty następca Gogolewskiego - Andrzej Rozhin. Do teatru waliły tłumy, a obrażonemu dyrektorowi wyliczano rozrzutność w kupowaniu rajstop. Moje przekonanie, że artysta i szef w jednej osobie to sprawa ryzykowna, było już ugruntowane, gdy parę lat temu rozgrywał się wodewil pod tytułem: Szukamy dyrektora Teatru Muzycznego. Dzięki akcji pilotowanej przez Kurier udało się uniknąć wybrania aroganckiego artysty-polityka, a w każdym razie człowieka z rażąco politycznego namaszczenia. I kto w końcu przyszedł do Lublina? Ano Jacek Boniecki, który dziś odchodzi w aureoli męczennika za sztukę, żegnany lamentami w części mediów. Wicemarszałka, który nie chciał dłużej przymykać oczu na finansowe nadużycia mistrza batuty, piętnuje się jako tępego ignoranta niegodnego tykać wyżyn sztuki.

Po mojemu wygnanie dyrektora TM nie dowodzi większej ignorancji niż przed laty powołanie go na dyrektorski stołek. Imponująco długa liczba placówek muzycznych w kraju jak długi i szeroki, w których wielki dyrygent imponująco krótko piastował kierownicze funkcje, powinna dać decydentom do myślenia. Ale nie dała.

Finanse i księgowość ani nawet troska o kasę, to nie są powszechne przymioty artystów na stanowiskach. Powinni zatem trzymać się pulpitów, instrumentów i scenicznych desek, a nie stołków. Talent nie daje nikomu przywileju traktowania placówki jak własnego folwarku, dbania o zyski i splendory własne i przyjaciół królika, a nie załogi. Artysta, jeśli tym akurat karmi swą wielkość, ma prawo do fochów, histerii, subiektywnych ocen, wygórowanych roszczeń, pomiatania maluczkimi i postrzegania świata przez własne wybujałe ego. Szef nie.

Życie pokazuje, że szefów-artystów mamy dostatek nie tylko w placówkach artystycznych. Karuzela stanowisk nadal kręci się wedle starych, oliwionych od nowa mechanizmów Tym, którzy się na nią dostają, nader często zdarza się przypadłość zawrotu głowy. Próżno by w nią wbijać, że urząd bądź kierownicze stanowisko to nie bilet do wesołego miasteczka, a służba społeczna. Odpowiedzialna, trudna, wymagająca, o zgrozo, wyrzeczeń. Może zacząć od ślubowania?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji