Artykuły

"Nie igra się z miłością" w Teatrze "Rozmaitości"

W TEJ "komedii" Musseta wszystko co się mówi o miłości, pozostało piękne, żywe i ciągle jeszcze wzruszające. Cała pozostała reszta jest mało zabawna, trochę naiwna i prymitywna, a miejscami nudna. Oczywiście można dorobić do tego komentarz historyczno-literacki i wytłumaczyć, że chodzi tu o wyśmianie różnych szanownych cnót i powag. Nie mniej dzisiaj nie przemawia nam to do przekonania. I rzecz ma się tu odwrotnie, niż to przeważnie bywa w teatrze. Kiedy na scenie coś się rozgrywa, kiedy chcą nas rozśmieszyć czy nabawić - z pewnym trudem tłumimy ziewanie. Kiedy zaś padają drugie tyrady i wyznania - słuchamy z zapartym oddechem.

Być może dzieje się to wszystko dlatego, że ten genialny dwudziestokilkuletni młodzieniec zdążył przeżyć do głębi właśnie tylko miłość, ona stanowiła dlań istotę życia i o niej tylko pisał z przekonaniem. I jak pisał! Niewiele jest w literaturze utworów, w których by mówiono o miłości z takim żarem i przejęciem jak w tej komedii Musseta. I niewiele jest też utworów, w których tkwiłby tak duży ładunek pesymizmu i niewiary w życie. Wszystko jest koszmarem i ohydą oprócz miłości, upiększającej i uskrzydlającej rzeczywistość.

Oczywiście wiele jest w tym teorii romantycznej - trzeba o niej pamiętać by zrozumieć autora. Nie trudno by wytknąć i w tej mierze niejedną naiwność z dzisiejszego punktu widzenia, tak bardzo odległego od tamtych czasów. Ale "Nie igra się z miłością" jest pełne szczerej i niepospolitej poezji, wielka poezja zaś jest przenośnią i skondensowaniem prawdy. Dlatego komedia Musseta pozostała i pozostanie prawdziwa.

"Igraszki" dwojga zakochanych ludzi zakończone tragicznie śmiercią trzeciej dziewczyny, która stała się tych igraszek narzędziem, mają niezwykły wdzięk i urok. Nie obchodzą nas już dzisiaj ploteczki historyczne, że to właśnie jest poetycka transpozycja uczuć Musseta do George Sand. I bez tego dialog a właściwie dwa monologi z drugiego aktu należą do najpiękniejszych kart w literaturze światowej. Istotnie tak o miłości można tylko pisać, mając dwadzieścia kilka lat...

BOHATERKĄ przedstawienia w "Rozmaitościach" była p. Anusiakówna. Jako Kamila pokazała całą skalę uczuć, wygrała precyzyjnie wszystkie momenty, wszystkie odcienie miłosne, naturalny wdzięk młodości i dyskretną sztuczność pozy romantycznej.

Stworzyła kreację dużej klasy. Próbował podciągnąć się do jej poziomu p. Sadowy. Miał jeden duży atut: młodość. Ale nie potrafił narzucić sobie przekonania i wiary w to, co mówił; operował przy tym trochę jednostajnymi środkami ekspresji! Z tymi wszystkimi zastrzeżeniami rola ta wypadła poprawnie. Sam tekst zresztą był tu aktorowi pomocny. Miłą Rozalką była p. Janecka, którą pamiętamy jako "trzy gwiazdki" w "Starych przyjacielach". Poza tym... Chciało się czasem powiedzieć podczas przedstawienia: "Nie igra się z Mussetem"

Cz. Szpakowicz jako inscenizator i reżyser miał trudne zadanie rozwijania scenicznego całego szeregu scen, dziejących się zgodnie z romantyczną poetyką coraz to w innym miejscu. Rozwiązał je w sposób, jako pomysł, bardzo dowcipny. Krajobraz, stanowiący tło, rozsuwał się jak drzwi otwierające pokój w pałacu. Wprowadzenie tak daleko idącej jedności miejsca niewątpliwie kłóciło się z charakterem tej romantycznej komedii. Był to Musset i pod tym względem - bo pod innymi też - bardzo niestylowy. Rozumiemy jednak pewną celowość artystyczną i przede wszystkim techniczną tej koncepcji. Takie igraszki z rozsuwaniem ścian i umownym źródłem czy parkiem byłyby dobre, gdyby miały odpowiednie ramy plastyczne. Niestety jednak tak nie było. Przyczyniły się do tego duże trudności techniczne teatru "Rozmaitości", które uniemożliwiają lepsze rozwiązanie sceniczne, ale także brzydota dekoracji w kolorze i w koncepcji, raz nazbyt realistycznej, raz nazbyt uproszczonej. A na takim fortepianie "Foerstera" za czasów Musseta też nie grywano.

Wszystko to nie wzbogaciło naszych wrażeń przy słuchaniu Musseta. Gdyby wspomniana wyżej trójka aktorów podała nam wybrane fragmenty tekstu autora bez dekoracji, strojów i całej reszty - puścilibyśmy teatr nie ubożsi w wrażania, niż to miało miejsce w teatrze "Rozmaitości". Może jest w tym trochę winy samego utworu, ale na pewno nie tylko jego jednego.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji