Artykuły

Baba-Dziwo po latach

WE wspomnieniach, zapiskach przyjaciół rysuje się jej portret. Miała szczególny urok kobiety niezwykłej, lubiła to zresztą podkreślać. I wtedy, gdy piła kawę w Ziemiańskiej, i wtedy, gdy pisała. "... tworzyła jakby bez wysiłku, jakby sama się bawiąc, cacka, cuda liryczne, wiersze rzadkiej piękności, które należą niewątpliwie do najlepszych w bogatej i różnorodnej poezji dwudziestolecia... " Tak mówił o niej kolega po piórze, Stanisław Piętak.

I ciekawe, że przecież niejeden cenny tekst poetycki z tamtych lat został zapomniany, a wiersze Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej są wciąż obecne. Obecne autentycznie, choć czytane już inaczej. Kolejne zbiory od debiutanckich Niebieskich migdałów (1922) po Krystalizacje (1937) zyskały autorce szeroki rozgłos. Pawlikowska starała się być wierna dwu tematom. Miłości i naturze. Ba, któryż poeta tych spraw nie dotyka? Lecz autorka Różowej magii stworzyła swój własny krąg lirycznych obrazów. Nowoczesna, odrzucająca wiele obyczajowych tabu, broniła równocześnie atmosfery nostalgii, marzeń, snów o prawdziwym, jedynym uczuciu.

Czyżby niekonsekwencja? Na pewno. Tyle że niekonsekwencja świadoma, w imię bycia kobietą. Budziła podziw precyzją słowa. Posiadała niezwyczajny liryczny słuch. Wysoko go oceniał Stefan Żeromski. A przecież sięgała do zwrotów banalnych, użytych w języku potocznym. Jednak potrafiła dane wyrażenia wzbogacić o nowy, ważki odcień semantyczny. Stąd wywodzą się np. "pełne wspomnień tapety", telegram "Jak tancerka z parasolem po linie". Zafascynowana naturą odkrywała świat małych i wielkich krajobrazów. Perspektywa groźnych gór zjawia się więc w pobliżu akrobacji gąsienicy. Z pewnością na takim widzeniu przestrzeni zaważyła wyobraźnia plastyczna pisarki.

Wnuczka Juliusza, córka Wojciecha Kossaka miała we krwi talent malarski. Rozpoczęła zresztą studia w krakowskiej akademii. Próbowała portretu, pejzażu, interesowała się litografią. Malarstwo towarzyszyło jej zawsze w doświadczeniach poetyckich. Widziała słowa. Odkrywała ich barwę i kształt, wprowadzała światłocień:

A we mnie biało, biało, cicho, jednostajnie -

bo noszę w sobie wszystkich barw skupioną tajnię.

O jakże się w białości mojej bieli męczę -

Zdarza się nieraz, że poeci miewają tęsknoty teatralne. Pawlikowska nie była od nich wolna. Próbowała sił w komedii bulwarowej (debiutancki Szofer Archibald), w dramacie fantastycznym (np. Kochanek Sybilli Thompson), psychologicznym (np. Powrót mamy). Wspólnie z Witkacym napisała Koniec Świata (utwór zaginął).

No cóż, ten wcale pokaźny dorobek dramatopisarski przeszedł próbę czasu dość ciężko. Żarty przybladły, fantastyka poszarzała, obserwacje straciły siłę wyrazu. Lecz choćby już ze względu na fakt, iż ze sceny mówiła poetka wybitna, wart jest uwagi. Pawlikowska nie rezygnuje bowiem w swoich sztukach z lirycznej perspektywy. Tylko rozmaicie ją i nie zawsze szczęśliwie sytuuje. Co ona oznacza? - To pytanie należałoby zaadresować do reżysera, który podjąłby trud wnikliwej analizy zapomnianych utworów. Prezentacja "jak leci" jest złą przysługą wobec autorki, która była poetką, ale bywała dramaturgiem.

Okazję do nowego spotkania z dramatopisarstwem Pawlikowskiej stwarza spektakl Baba-Dziwo (Scena Kameralna - Teatr Polski). Ta tragikomedia antytotalistyczna, ściślej - antyfaszystowska, co zresztą szybko odkryli hitlerowcy, wpisując jesienią 1939 roku autorkę na listę osób poszukiwanych, już po krakowskiej prapremierze (1938) wywołała dyskusję. Zarzucano utworowi gadulstwo, myślowe mielizny, lecz i podkreślano mocne akcenty satyryczne, frapujący materiał aktorski (postać tytułowa).

A dziś? - Gdyby nie dwie ciekawe role: Nina Andrycz (Valida Vrana) i Irena Szczurowska (Baronowa Lelika Skwaczek) oraz kilka dobrze uszytych epizodów (m.in. Jolanta Czaplińska, Igor Śmiałowski, Czesław Bogdański, Krzysztof Kumor), rzecz byłaby tylko i wyłącznie bezbarwna. Mariuszowi Dmochowskiemu zabrakło bowiem pomysłu na pomysł. Został wyciszony cały kontekst faszyzmu. Zabieg nielojalny przede wszystkim wobec litery dramatu. Lata trzydzieste zjawiają się w dekoracjach, szczegółach kostiumu (scen. Łucja Kossakowska). Podziwiamy elegancję państwa Gondorów. Anna Nehrebecka i Marek Barbasiewicz wyglądają pięknie i stylowo. Tylko nic z tego nie wynika. Przepraszam - wynika: wirtuozeria Niny Andrycz jako sztuka sama w sobie i znakomicie towarzysząca wybitnej solistce Irena Szczurowska. Obie panie robią teatr, ale jest on pomimo i ponad inscenizacją.

Pawlikowska bała się upływu lat. Bała się jako kobieta i jako poetka.

Życie moje wstawione w cień

więdnie bez światła dziennego.

Codziennie opada z niego

pożółkły, zwiędły dzień...

Autorka nie przewidziała jednaj że można czas wpisać w pustkę. Baba-Dziwo na Scenie Kameralnej jest, niestety, tego przykładem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji