Artykuły

"Operetkowe" utopie

"Operetka" Witolda Gombrowicza - prezentująca pewien obraz świata w operetkowej, błazeńskiej (a więc ironicznej) perspektywie, przełamanej zresztą w jakimś momencie postawą serio - stanowi dla widza atrakcyjną możliwość uczestniczenia w zabawnej i mądrej grze, stwarzając jednocześnie reżyserowi wiele możliwości interpretacyjnych. Może on bowiem stworzyć na scenie całkowicie wyimaginowaną rzeczywistość nie mającą wprawdzie bezpośrednich (czysto zewnętrznych) odniesień do rzeczywistości faktycznej; ale przecież z jej 'elementów skonstruowaną i dotykającą jej istoty. Może też zagrać sztukę w zgodzie z pewną logiką i chronologią historyczną, tworząc model (a nie odbicie) pewnych układów społeczno - kulturowych. Może więc w tym przypadku osadzić akt I w "realiach" początku XX wieku, ukazać w finale II aktu koszmar II wojny (lub nawet więcej - jak to jest w poznańskim widowisku), i wreszcie w III akcie - pokazać świat po tych wszystkich wstrząsach, świat w chaosie, galop różnych ideologii itp. Może także "Operetkę" potraktować jako zbiór aluzji i stworzyć spektakl naiwny po prostu lub fałszywy w ogólnej wymowie.

Trzeba zgoła niesamowitej inwencji, aby sprostać narzuconym przez autora w scenariuszu zasadom gry. Zespół Teatru Polskiego w Poznaniu uczynił wiele, zrobił chyba wszystko na co go stać. Doceniając wysiłek i dostrzegając różne i ego rezultaty trzeba przypomnieć, że to dopiero trzecia w Polsce realizacja "Operetki" i w ogóle jedna z nielicznych realizacji sztuk Gombrowicza, że bardzo długo przecież nie potrafiono także znaleźć klucza do sztuki - na przykład - Witkacego.

Według Gombrowicza stary świat oparty na tradycyjnych hierarchiach ulega ostatecznemu rozpadowi podczas II wojny, przywdziewając jedną z najokrutniejszych masek. Potem następuje rewolucyjny chaos. Rewolucja jest tu oczywiście pewną figurą stylistyczną, nie dotyczy żadnej rzeczywistej rewolucji proletariackiej. Reżyser Józef Gruda ukazuje na scenie rewolucje pozorne, rewolucje "fałszywe". Jest tam więc między innymi tzw. rewolucja kulturalna i rewolucja "hippisowska", są terroryści - lewacy i utopijni członkowie komun. Takie skojarzenia narzucają pantomimiczne sceny z "rewolucjonistami", chociaż nie są one zbyt czytelne.

"Operetka" poznańska nie jest najlepszą wersją jaką można było sobie wyobrazić. Ani powiem muzyka, ani dekoracje (i tym bardziej kostiumy) nie należy do udanych, a przecież to one właśnie wyznaczają styl I i II aktu. Reżyser broni się właściwie tylko III aktem, kiedy już konwencja operetkowa jest zbędna, bronią się także wtedy aktorzy: J. Jachowicz, J. Greber, J. Flur, A. Szczapiński. Zresztą cały zespół gra poprawnie (w I i II akcie wyróżniają się grą także I. Grzanka i W. Kłopocki), na tyle przynajmniej na ile pozwala mu na to styl dwóch aktów, niezbyt raczej wyrazisty i konsekwentny, nieco przyznam monotonny, mało dynamiczny.

Brak w tym widowisku konsekwentnego trzymania się przyjętych założeń interpretacyjnych. Nie skorzystano przecież z możliwości przebrania Hufnagla w kostium współczesnego lewaka-terrorysty fałszywie pojmującego rewolucyjność i lewicowość. A Gombrowicza można widzieć (poprzez "Operetkę") jako autora antycypującego nijako późniejsze wydarzenia na Zachodzie, można jego historiozofie obrabować aluzjami do tych wydarzeń. Także profesora można by pokazać (bez tej groteskowej histerii) jako kunktatora i konformistę, schlebiającego silnym, względnie jako zagubionego intelektualistę, szukającego szansy w lewackiej ideologii i jednocześnie nie potrafiącego wyjść poza ciągłe samooskarżenia. Można byłoby podkreślić absurd tej pozornej rewolucji pozwalając przeniknąć (w momencie ogólnego chaosu) do jej obozu przedstawicielom antagonistycznych formacji ideologicznych, starego porządku. Powstałaby wtedy okazja ku temu, by owego terrorystę-lewaka (Hufnagla) w atmosferze euforii i ogólnego zaczadzenia hasłami szybkiego "porządku" ("wyrwać im nogi") zepchnąć ze schodów, ogłaszając go cynicznie wrogiem ludu i stawiając go w stan oskarżenia razem z burżujami i faszystami. Sytuacja faktycznie byłaby tragiczna i jakże zrozumiała stałaby się postawa Hufnagla składającego swoje klęski, zwycięstwa i nadzieje do trumny. Również protest Fiora (w scenie sądowej) znalazłby wreszcie głębsze uzasadnienie, przestając być naiwnym lamentem rozhisteryzowanego, nie rozumiejącego Historii XIX-wiecznego humanisty. Cała też scena sądu nie brzmiałaby fałszywie i dość dwuznacznie.

"Operetka" - pisał Jan Błoński - nie jest ani z lewa ani z prawa". Świat odnowiony, odrzucone zakazy, odwrócone reguły, spontaniczność nieprzewidzianego - czyż to nie przypomina optymistycznych utopii młodzieżowej kontrkultury na Zachodzie? Dlatego też "taka awantura (idzie tu o III akt - przyp. mój) to nie rewolucja, to święto młodości" - pisze ten sam interpretator. To mitologia, utopia negatywna, a w symbolu nagiej Albertynki - przejaw utopii optymistycznej, "Operetka" to także poszukiwanie prawdy nie skażonej fałszem, to odrzucenie maski, to fascynacja młodością (pojętą tu dosłownie i metaforycznie), to także ucieczka "w nowość, świeżość, wszechmożliwość".

Te sprawy stara się akcentować J. Gruda. W zgodzie z autorem nie wierzy też w finale w podobną utopię. Powraca znów do operetki, błazeństwa, do maski. Czyżby więc od maski nie było ucieczki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji