Artykuły

Małe dramaty w zielonych ogrodach

PRZEWROTNE przedstawienie. Niebezpieczne dla naśladowców. Inteligentne. I jednocześnie - śliczne, relaksowe, szlachetne, wzruszające. Także - kasowe.

Zawistnicy Adama Hanuszkiewicza mają znowu okazję zzielenieć z irytacji: Teatr Mały daje od niedawna "Miesiąc na wsi" Iwana Turgieniewa.

Mistrz niuansów i subtelności psychologicznych, twórca literackich pasteli uczuciowych na skalę zawrotną, pierwszy Rosjanin, który wszedł brawurowo na europejski Parnas, nazwał "Miesiąc na wsi" komedią. Nazwa jest ironiczna i przewrotna. Komediowość tego wakacyjnego szkicu wiejskiego ma posmak ironiczno-serdeczny, przypomina dzieła i "humor" Czechowa (nie na próżno widzi się w Czechowie sukcesora turgieniewowskich tonacji i tematów).

Jest lato, w ziemiańskim dworze rosyjskim połowy XIX wieku kilkoro ludzi przeżywa uczuciowe przygody. Tyle - i tylko tyle - powiedzieć da się najkrócej o treści "Miesiąca na wsi". Każde zdanie więcej jest już dokładnym streszczaniem wątlutkiej akcji lub indywidualna interpretacją odbioru nastroju. Nastrój bowiem, szczególne "powietrze" sztuki, rozstrzygające o ciężarze i gęstości tego, co tkwi między wierszami, jest tu przecież elementem jednym z najgłówniejszych, najbardziej charakterystycznym zresztą dla twórczości Turgieniewa w ogóle. Więc uczuciowe przygody: fascynacje, rezygnacje, deklaracje, klęski ale bez fanfar i dramatycznych rekwizytów. W scenerii tchnącej spokojem, na tle drzew, ptaszków, kwiatków i zapachów.

Na scenie Teatru Małego są owe drzewa, ptaszki, kwiatki i zapachy jest ogród - z prawdziwą trawą i prawdziwą wodą w ozdobnym kanaliku-sadzawce. Rosną prawdziwe konwalie i nieprawdziwe, choć udane "jak żywe", kwiaty przeróżne, jakie znaleźć można w każdym dobrze utrzymanym ogrodzie. Kwitną jabłonie, śpiewają niewidoczne ptaki. Na świeżuteńkiej, jadowicie zielonej i pachnącej trawie ogrodowe mebelki. Od czasu do czasu, dosyć często zresztą, wbiegają na trawę dwa piękne psy. Bawią się z Janem Machulskim, tulą do kolan Zofii Kucówny. Aktorzy noszą ubrania jak z żurnala, stosowne na elegancką wilegiaturę: biele, beże, szarości, szantung, czesucza, naturalny jedwab. Jest rodzajowo, ogrodowo, ekskluzywnie i sielsko. Dialogi prowadzi się błyskotliwie i niewymuszenie, krasi się je bogato uśmiechami i zalotami. Zalotów - wzajemnych - dużo tu i pięknych, sceneria im sprzyja i właściwie na dobrą sprawę nie wiadomo jak, kiedy, w którym momencie - znajdujemy się w środku autentycznego dramatu. Oczywiście, dramat nie przerodzi się w tragedię; białe suknie, falbanki i zielona trawa obiecują to solennie. Dramat będzie mały, kameralny i rozegra się - by tak rzec - w ogrodzie. Metafora wcale niezgorsza. postawił na nią Hanuszkiewicz bez reszty. Wyszedł z tego Turgieniew nowoczesny nad podziw, niemalże proroczy, niemalże prekursorski.

Znamy już spokojne zielenie angielskich trawników z "Powiększenia" Antonioniego, znamy kolorowe, relaksowe kadry filmów Leloucha... Małe dramaty Albeego, Pintera, Osborne'a fascynują niektórych odkryciem dramatyzmu w zjawisku, nie najnowszym i nie najweselszym, jakim jest atrofia uczuć. Hanuszkiewicz zrobił oko perskie do widza: pokażę wam klasyka, który o tejże atrofii powiedział więcej, lepiej i pełniej dużo, dużo wcześniej. Pokażę go tak, jak należy, "dosłownie" i przekonacie się, że będzie to akurat nowoczesne wielce, ujęte w cudzysłów, modne. A jednocześnie dam wam przedstawienie "normalne" według kryteriów ciotek, babć i ojców: będzie i elegancko, i dydaktycznie, i do śmiechu.

Dotrzymał obietnicy. "Miesiąc na wsi" to jeszcze jeden sukces. Sukces w dobrym stylu, nie reklamujący się hałaśliwie, nobliwy. Dzielą go zgodnie wszyscy twórcy spektaklu: scenograf - Xymena Zaniewska oraz WYKONAWCY.

Napisałam to słowo dużymi literami, bo "Miesiąc na wsi" to nie tylko ukłon w stronę Turgieniwa i dowód inteligencji i przenikliwości reżysera, ale także świetne aktorstwo. Hole, kreacje, popisy kunsztu - teatr w starym, tradycyjnym stylu, kiedy to aktor był jego pierwszym elementem i siłą sprawczą.

Więc najpierw Kucówna. Zakochana w młodziutkim studencie, korepetytorze własnego syna, Natalia Pietrowna. Dojrzała kobiecość na próżno usiłująca ulokować gdzieś autentyczną potrzebę przeżywania. Świetna rola, bogato haftowana podtekstami. Jej młody partner - Krzysztof Kolberger. Cudowny, charakterystyczny i rodzajowy zimny drań prowincjonalny - postać cudeńko - to lekarz Szpigielski w interpretacji Andrzeja Łapickiego. Bardzo interesujący Jan Machulski jako adorator pani, a przyjaciel pana domu - Miszel Rakitin. Wreszcie młodziutka rywalka Kucówny-Natalii - wychowanica Wieroczka, czyli Halina Rowicka (niegdysiejsza Ismena w "Antygonie"). W części pierwszej przedstawienia - sam wdzięk, infantylizm i młodość, pod koniec, swoisty "ogrodowy" (czytaj: mały, użytkowy) cynizm. Metamorfoza przeprowadzona sprawnie, a więc brawo za Wierę. I jeszcze Kazimierz Wichniarz, Zofia Tymowska, Włodzimierz Bednarski i Janina Nowicka. Ogrodowi, eleganccy bohaterowie małego dramatu, który rozwieje się w powietrzu...

Zastanawiam się, czy "Miesiąc na wsi" przebije frekwencyjnie "Balladynę"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji