Artykuły

Czyj to Kubuś?

Według ZBIGNIEWA ZAPASIEWICZA istnieją cztery powody, by przypomnieć doskonałą, uniwersalną inscenizację "Kubusia Fatalisty" wg Diderota sprzed trzynastu lat. Sądzę, że znalazłby się jeszcze piąty powód, ale o tym za chwilę, po przedstawieniu czterech poprzednich.

WITOLD ZATORSKI był bezdyskusyjnie wybitną postacią teatru. A tak niepozornie zapowiadał się, gdy debiutował jako aktor (mało kto o tym pamięta) w tępiącej bezlitośnie wzorce zza "żelaznej kurtyny" komedii Zdzisława Skowrońskiego "Kuglarze"... To były początki lat sześćdziesiątych. I chociaż repliki ze Skowrońskiego, choćby w sztuce Stanisława Tyma "Jaja jak berety" zewsząd nas osaczają, wspominamy tę wartko napisaną sztuczkę niemal jako signum temporis. Tym większa zasługa Zatorskiego, iż nie utkwił w takich właśnie realiach.

Jego pomysł na "Kubusia Fatalistę" zasadzał się na tym, co charakteryzowało sam tekst Diderota: bezmierna, nieskończona pogoda ducha i optymizm. Dlatego poprosił znanego mistrza muzyki teatralnej STANISŁAWA RADWANA o wspaniałe, wpadające do ucha melodie, a sam napisał do nich teksty piosenek, które pamięta się po latach. No, i zmusił aktorów występujących we "własnym" Kubusiu, by - oprócz bezbłędnego, nienagannego podawania tekstu - wykazali się jeszcze wielką sprawnością fizyczną.

Zapasiewicz, jako wykładowca w wyższej szkole teatralnej, postawił - i tu tkwi drugi powód dzisiejszej premiery "Kubusia" - na tych, na których postanowił zbudować przyszły zespół Teatru Dramatycznego: młodych, zdolnych, obiecujących. Niestety, w tym przypadku okazało się że to stanowczo za mało. [fragm. nieczytelny]

Nie będę (z litości) przypominała dwóch poprzednich inscenizacji "Kubusia Fatalisty", powiem tylko, iż tworzyły je głównie wyśmienite nazwiska. W pierwszej z nich debiutowała BARBARA DZIEKAN, w drugiej - pierwsze skrzypce grał WIESŁAW GOŁAS. Czegóż więcej trzeba? Ano, więcej niż profesor ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ i garstka jego - choćby najbardziej utalentowanych - adeptów.

Tak zatem, "Kubuś Fatalista" nie może być li tylko treningiem, choćby i dla najbardziej uzdolnionych. Tym bardziej, iż niektórym nie stało ni umiejętności wokalnych, ni aktorskich, o sprawności fizycznej już nie mówiąc, skoro mieli trudności z najzwyklejszym wejściem na drabinę. Z wykonawców wyróżniłabym MIECZYSŁAWA MORAWSKIEGO w roli tytułowej, choć jeszcze musi popracować nad dykcją, a także JOANNĘ WIZMUR (chociaż trema przed obecnym na scenie profesorem zjadała jej chyba połowę talentu) i MIROSŁAWA GUZOWSKIEGO, najmniej pretensjonalnego ze wszystkich młodych biorących udział w tym niezwykłym przedstawieniu.

Niezwykłym - bowiem IMPROWIZACJI stanowiącej o indywidualnym rysie każdego spektaklu było tu aż nadto. Zaiste, przeholował Zapasiewicz, niepomny przestróg nieżyjącego Witolda Zatorskiego, który inspirował rzecz całą, w "uaktualnianiu" tekstu Diderota. Dlatego pytam: czyj to "Kubuś Fatalista"? Bo na pewno nie Denisa Diderota, chyba też nie Zatorskiego, może - więc - samego Zbigniewa Zapasiewicza?

To trzeci powód powrotu "Kubusia" na scenę. Znany - a więc trzeba jeszcze raz go obejrzeć. I wiążący się z tym bezpośrednio czwarty - ci czepialscy krytycy na pewno zaczną porównywać. Nasze prawo. Ale wspomniałam i o piątym powodzie wystawienia "Kubusia Fatalisty". Oto on. Sądzę, iż od momentu jego wystawienia należałoby wreszcie przestać stosować taryfę ulgową wobec Teatru Dramatycznego w nowym kształcie i zacząć przykładać nową miarę do jego poczynań. Taką, która nie imałaby się odgrzewanych pomysłów, choćby i najlepszych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji