Artykuły

Nasza chora wspólnota

- Dziś teatrowi grozi regres, kurczy się w teatrach przestrzeń dla współczesnej dramaturgii - mówi Przemysław Wojcieszek, który pokazał na 35. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni filmową wersję swojej sztuki "Made in Poland". Z reżyserem rozmawia Tadeusz Sobolewski z Gazety Wyborczej.

"Made in Poland" Wojcieszka to powrót do scenariusza sztuki, która miała swoje triumfy w teatrze, choć od początku było zamierzona jako film. Zgrzebny, czarno-biały, montowany jak wideoklip, przetykany animowanymi wstawkami, ma w sobie zamierzoną płaskość agitki. Jej bohater, buntownik z blokowiska z wytatuowanym na czole napisem "fuck off", jest potraktowany z ironią. Boguś (Piotr Wawer junior) rozpaczliwie poszukuje hasła dla swego radykalizmu i nie znajduje go, poza romantyczną poezją Broniewskiego, która z ekranu brzmi mocno i czysto, ale nie przebije ani rozbrzmiewających z Radia Maryja apokaliptycznych haseł, ani pieśni Krzysztofa Krawczyka, idola swojej matki, "nawróconego grzesznika". "Made in Poland" jest w gruncie rzeczy przejmującą wizją samotności polskiego lewicowca, a jej bohater - parodią swojskiego kontestatora i rewolucjonisty, postacią w gruncie rzeczy anachroniczną i bezbronną. Choć groźnie skacze z metalowym prętem po dachach samochodów, nie trzeba się go obawiać: on w Polsce rewolucji nie zrobi - bunt został przechwycony przez innych.

(...)

Być jak Michael Moore

Rozmowa z Przemysławem Wojcieszkiem:

Tadeusz Sobolewski: Film "Made in Poland" nabrał aktualności po traumie kwietniowej katastrofy. Bunt blokersa Bogusia, który miota się z wytatuowanym na czole "fuck off", w paradoksalny sposób spotyka się z głosami z Radia Maryja, które cytuje pan w filmie. One też wzywają do buntu, negują rzeczywistość, tworząc atmosferę apokalipsy. Nie uważa pan, że w tym społecznym poruszeniu jest w tym coś groźnego?

Przemysław Wojcieszek: Rzeczywiście, tam, w tym radiu, jest dziś główne źródło buntu - o charakterze narodowo-radykalnym. Jeszcze niedawno mówiło się, że Radio Maryja staje się "niszą". Tymczasem żadne inne media nie kształtują opinii tak ostro, jak właśnie tam, gdzie przez 24 godziny na dobę trwa akcja "modlitwy o ratunek dla kraju". Media laickie jakby usnęły. Nie mają nawet części tej perswazyjnej siły, podczas gdy tamte media tworzą zmasowaną wizję narodowego zagrożenia.

Powiedział pan w Gdyni, że czuje, jakby społeczeństwo znalazło się na "dziwnym, groźnym zakręcie". Jak pan to rozumie?

- Trauma, jakiej zostaliśmy wszyscy poddani w ostatnim czasie, została anektowana przez Kościół katolicki, choć na pokładzie rozbitego samolotu byli także lewicowcy i ateiści. Mam poczucie, że państwo świeckie umarło 10 kwietnia. Po raz pierwszy od lat czuję taki rozdźwięk między wizją kraju, w którym chciałbym żyć, a tym, czego pragnie ogół.

A czego pragnie?

- Bezpieczeństwa, choć nikt go nie atakuje. Rozpowszechniana przez Radio Maryja wersja, że katastrofa była zamachem, tworzy poczucie zagrożenia, budzi potrzebę przywódcy, który weźmie społeczeństwo za rękę jak dziecko. Duszno się robi w atmosferze politycznej, gdzie z jednej strony grozi neoliberalne uśpienie, z drugiej strony - narodowy radykalizm.

Jakie kino jest w tej sytuacji potrzebne?

- Jestem fanem współczesnego dokumentu, filmu eseju, którego autor bierze odpowiedzialność za obraz, jaki przedstawia. Takie kino robi Michael Moore. Imponuje mi, począwszy od dokumentu "Roger i ja". (...) Nie widzę innego wyjścia, jak uprawianie osobistego kina eseju. Trzeba głośno wyrażać opinie, bo inaczej opinia publiczna będzie kształtowana wyłącznie przez swojski autorytaryzm, przez tych, dla których demokracja jest wydmuszką. Trzeba - jak ktoś powiedział - "fedrować w narodowych symbolach", kwestionować je, tak żeby nie zastygły w formie usypiającego kiczu.

Jednym z bohaterów "Made in Poland" jest ksiądz, który był misjonarzem w Afryce i doznał objawienia, że "musi iść do bloków" tu, w kraju. Ale on też jest spętany, na pozycji przegranej.

- Jestem atakowany za antyklerykalizm, ale z drugiej strony fascynuje mnie pytanie: czym może być Ewangelia dla ateisty? Chrześcijaństwo oczyszczone z religijności magicznej, rytualnej, traktowanej jako środek do łatwych pocieszeń, podpórka do porządkowania życia. Ewangelia to niebywale radykalny tekst!

(...)

Przed kilku laty odszedł pan z kina do teatru. Znalazł pan tam chłonnego odbiorcę. Dlaczego wraca pan jednak do kina?

- Do lat 80. kino było u w Polsce miejscem kulturotwórczym, na równi z teatrem. W latach 90. żywym miejscem stał się teatr. Ale dziś teatrowi grozi regres, kurczy się w teatrach przestrzeń dla współczesnej dramaturgii. Zwalnia się dyrektorów np. za antyklerykalny spektakl. Teatr, jak chory od kroplówki, jest uzależniony od lokalnych władz, od miejscowych radnych.

Kino również przestało być miejscem, gdzie porusza się problemy, które nękają społeczeństwo. Od dwóch lat usiłuję zrealizować projekt filmowy o żydowskiej rodzinie zamordowanej przez Polaków. Uznano, że to "zbyt drażniące". Projekt dostał w PISF-ie miażdżące recenzje, z których dowiedziałem się, że bohaterowie scenariusza sami byli winni tego, co ich spotkało, bo byli komunistami. Podobne przykłady blokady świadomości, zasklepienia się w bogoojczyźnianej bajce, można by mnożyć. Dotyczą one całej naszej przeszłości. Sprawa Jedwabnego była sprawdzianem tego, co wolno. Powinno powstać na ten temat kilka filmów wchodzących ze sobą w polemiczny dialog. Mimo to wierzę dziś w kino bardziej niż w teatr, chociaż z drugiej strony coraz mniejszą mam ochotę na oglądanie i robienie tradycyjnych fabuł. Wierzę w siłę dokumentu, krytycznej animacji, wierzę w filmowy esej i pamflet.

(...)

Cały wywiad w Gazecie Wyborczej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji