Artykuły

Choroba młodych

Z przedpremiowej wypowiedzi Krzysztofa Zaleskiego ("Antena" nr 4) nie wynika, aby reżyser, a więc osoba zwykle najbardziej za dzieło, czyli spektakl odpowiedzialna, był przekonany o wartości sztuki, którą zaproponował paromilionowej widowni. "Wyrasta u nas pokolenie młodych, zdolnych aktorów... Właśnie dla nich jest fen spektakl. Jego najwyższą, zdaniem moim, wartością są role tych aktorów". I zgoda, wszyscy wykonawcy "Choroby młodości" Ferdynanda Brucknera, a wśród nich przede wszystkim nasza laureatka, Maria Pakulnis jako Maria, oraz panie i panowie w pozostałych rolach zademonstrowali warsztat dojrzały i znaczną skalę możliwości obrazowania różnych stanów dewiacji psychicznych, erotycznych, osobowościowych. Nawet więcej, wśród młodych, zdolnych aktorów zadziwia wręcz pomysłowość i środki (dyscyplina a zarazem pewien psychiczny ekshibicjonizm) w budowaniu określonych sytuacji i zachowań. Wyrasta pokolenie aktorów, którzy chwilami wydają się perfekcyjni, zupełnie jakby stworzeni do uwierzytelniania najrozmaitszych odkształceń osobowości, nieuchronnych w warunkach zniewolenia. Literatura tej tonacji w coraz szerszym zakresie zdominowuje sceny i kształtuje tym samym zapotrzebowanie na taki przede wszystkim typ aktorstwa W sferze oddziaływania silnie ekspresyjnego, ale jednocześnie jakby uwolnionego z ambicji poszukiwania kontaktu z widzem w płaszczyźnie myśli. Wydaje się, że ranga roli w odczuciu wielu młodych aktorów utożsamiana jest ze stopniem trudności warsztatowych, jakie rola stwarza, z tym jak zostaje wykonana a nie co znaczy, ani też jak kształtować się może jej recepcja. Te doświadczenia warsztatowe z teatrów, bardzo przydatne w niektórych pracach filmowych, podlegają szczególnej demaskacji w telewizji. Bo tu właściwie nie ma miejsca na eksperymenty spoza kręgu społecznie tolerowanej psychodramy.

Spektakl Krzysztofa Zaleskiego wg sztuki Ferdynanda Brucknera, napisanej w 1926 roku i chyba należącej do krańcowych manifestów austriackiego ekspresjonizmu w dramacie, był przede wszystkim przejawem przemocy, jaką wobec zniechęconego i zmęczonego widza stosuje dziś wielu twórców. Ale twórcom wolno. Reżyserowi, aktorom, tłumaczowi i w ogóle całej naszej młodej i średniopokoleniowej bohemie wolno uprawiać gry i zabawy, jakie ją zajmują, a może i fascynują. Dawniejsze bohemy bawiły się jednak za nieduże pieniądze swoich spragnionych świeżości i podniet mecenasów. Dziś mecenasem bezkrytycznym jest nasza poczciwa telewizja. Tylko owa poczciwość wydaje się czasami dwuznaczna. Gromiąc na przykład śmiało wszelkie przejawy marnotrawstwa u innych, na własnym podwórku telewizja lubi, aby było cicho, sza A warto by zapytać, kto podpisał do realizacji "Chorobę młodości", kto ten spektakl kolaudował i kto skierował go do emisji w pr. I, w czasie największej oglądalności? Wreszcie czy wszyscy owi samorządni gospodarze programu nie odczuwają swędzenia sumienia robiąc nam, abonentom i utalentowanej młodzieży aktorskiej wodę z mózgu. Bo jakże inaczej traktować tę nadętą powagę, z jaką zaleca się masowej widowni okruchy dawnej literackiej dekadencji jako sztukę głębokich znaczeń i szerokich kontaktów. Uśmiałby się z podobnych praktyk św. pamięci Ferdynand Bruckner, gdyż pisarz ten, drugorzędny, miał przecież sprawny warsztat i poczucie humoru, a poza tym do obrzydzenia znudził go mieszczańsko-biurokratyczny Wiedeń. Tylko co nas to dziś obchodzi, chyba że w dobrej wierze chcielibyśmy traktować wysiłki reżysera, który starał się z tej komedii uczynić sztukę o świecie "pogrążonym w kryzysie wartości". Ale to jednak za wiele ambicji, jak na materię literacką, do jakiej się odwołał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji