Artykuły

Miedzy groteską a... wzruszeniem

50. Kaliskie Spotkania Teatralne. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Jubileuszowe 50. Kaliskie Spotkania Teatralne mają szansę zapisać jako festiwal wieńczący minioną epokę i jako historyczna cezura, która otwiera nowe perspektywy.

Tegoroczne KST od początku zapowiadały się ciekawie. Dysponując budżetem prawie dwa razy większym niż w poprzednich latach, organizatorzy mogli zaprosić czołowe polskie sceny, wielkie spektakle i znanych aktorów. W repertuarze znalazły się więc najgłośniejsze przedstawienia sezonu. Spektakle prowokacyjne, ironiczne, drażniące - wręcz otoczone aurą sensacji! Trochę wprawdzie zaciążyła nad tym festiwalem tragiczna katastrofa pod Smoleńskiem i narodowa żałoba (sztucznie rozdmuchana i ponad miarę celebrowana na fali kampanii wyborczej), ale - jak się szybko okazało - takie odreagowanie nadmiaru fałszywego patosu było nam po prostu potrzebne. Festiwalowa publiczność najżywiej przyjmowała właśnie te najbardziej prześmiewcze i obrazoburcze propozycje sceniczne. Zainaugurował jubileuszowy festiwal - o czym już szerzej pisałam - spektakl "Miedzy nami dobrze jest" [na zdjęciu] Doroty Masłowskiej w reżyserii Grzegorza Jarzyny, przygotowany przez warszawski Teatr Rozmaitości wespół z jedną z berlińskich scen. Groteskowa wizja współczesnej Polski i Polaków, wraz

z całym bagażem naszych narodowych kompleksów, urojeń czy fobii, pokazana została w konwencji farsy, która dopiero rodzi się na scenie. I tak samo powoli wykluwał się z tego spektaklu obraz społeczeństwa niedojrzałego, zagubionego, niepewnego swej tożsamości. Obraz tyleż zabawny, co gorzki i na swój sposób prawdziwy. A kaliska publiczność przyjęła to widowisko v owacyjnie, szczególnie ciepło oklaskując nestorkę scen polskich, 95-letnią Danutę Szaflarską.

Największym festiwalowym "hitem" była jednak "Trylogia" wg Henryka Sienkiewicza, którą wykreował w Teatrze Starym w Krakowie kontrowersyjny reżyser Jan Klata. Ta dość osobliwa lekcja naszej historii, pokazana została wyraźnie "na opak". Wielcy bohaterowie sienkiewiczowskich opowieści jawią się tutaj jako weterani, stłoczeni w jakimś przytułku czy szpitalu dla obłąkanych, albo też wojskowym lazarecie, urządzonym w opuszczonej świątyni. A choć już słabi, pokrzywieni, połamani, pokonani przez los, na hasło "Ojczyzna w potrzebie!" zrywają się ze swych barłogów - w piżamach, dresach czy domowych papuciach i pędzą "na odsiecz". Ich siermiężne łóżka staję się rumakami, na których galopują po falującym stepie, albo murami obronnymi Zbaraża, Częstochowy czy Kamieńca Podolskiego; a wielkie batalie przypominają domowe wojny na poduszki, zabawy w chowanego czy dyskotekowe szaleństwa. Za to jak najbardziej prawdziwe są nasze narodowe wady (warcholstwo, ciemnota, ksenofobia, wielkomocarstwowe rojenia, zamiłowanie do cierpiętnictwa na pokaz itd.). A mimo całej karykaturalności tej wizji, niespodziewanie odżywają w niej także nasze narodowe mity o heroizmie, ofiarach dla ojczyzny, obronie wiary itd. I znów uwodzi nas ich złudne i niebezpieczne piękno... Znakomicie zagrany spektakl urzekł nie tylko widownię, ale także jurorów, którzy uhonorowali go trzema wysokimi nagrodami.

Klęską okazało się natomiast drugie przedstawienie Jana Klaty, czyli "Szajba" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk z Teatru Polskiego we Wrocławiu. Typowy zlepek absurdalnie głupich pomysłów, z których niewiele wynika, odsłonił nam jednak pewną głębszą prawdę, że ten reżyser czerpie inwenq'ę ze zmagań z tekstem, a kompletnie się gubi w sztukach pisanych pod jego gust. I nawet tak znakomita aktorka, jak Kinga Preis, nie była w stanie uratować tego spektaklu.

W tym samym nurcie karykaturalnych i prześmiewczych widowisk pomieściłabym jeszcze inscenizację "Według Agafii", którą na motywach "Ożenku" Mikołaja Gogola przygotowała Agata Duda-Gracz w Teatrze Jaracza w Łodzi. Niestety pośród całego bogactwa pomysłów tej insceniza-torki, obdarzonej niezwykłą wyobraźnią plastyczną, sami aktorzy wyraźnie czuli się nie najlepiej, co nie pozostało też bez wpływu na widownię.

Obok spektakli, w których przeglądaliśmy się jak w krzywym zwierciadle, w programie KST znalazły się także propozycje z innego bieguna, wnikliwie penetrujące ludzkie dusze i prawa rządzące tym światem. Do najciekawszych należała niewątpliwie "Sztuka bez tytułu" (wg. "Płatonowa" Antoniego Czechowa), którą wyreżyserowała Agnieszka Glińska w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Jest to swoiste studium odchodzącej epoki, jaką zapowiada tu zmierzch świetności ziemiaństwa; a zarazem jedno wielkie kłębowisko osobistych dramatów ludzi, tracących grunt pod stopami i szukających rozpaczliwie swego miejsca w nowym świecie, którego wilcze prawa już zaczynają obowiązywać. W tej szczególnej magmie nawet miłość nie niesie ratunku ani ukojenia, przeciwnie dostarcza jedynie kolejnych złudzeń i rozczarowań. Ten spektakl to najczystsza gra na emocjach. I zarazem piękny popis aktorstwa - wyciszonego, przenikliwego, poruszającego.

Druga podobna propozycja to "Getsemani" Dawida Hare'a w reżyserii Anny Augustynowicz (wspólna realizacja Teatru Współczesnego w Szczecinie i teatru kaliskiego). Ten spektakl pokazuje dylematy ludzi, już uwikłanych już w ów nowy ipozornie "lepszy porządek świata", który bynajmniej nie okazuje się idealny. Przeciwnie zdaje się sam sobie zaprzeczać. Inscenizatorka świadomie zrezygnowała tu z eksponowania chwytliwych politycznych aluzji czy też "mrugania okiem" do widzów. Skupiła sie wyłącznie na ludzkich przeżyciach - i wygrała! Przedstawienie, praktycznie bez dekoracji i kostiumów, toczy się w pustej i ciemnej przestrzeni. Aktorzy siedzą na prostych krzesłach, ustawionych wpółokrąg, co najwyżej zamieniając się miejscami. I prowadzą swój wielki dialog, w który widzowie (przynajmniej ci bardziej myślący) wsłuchują się z napięciem i uwagą.

Rozczarowania zafundowali nam w tym roku jedynie najmłodsi reżyserzy: Kuba Kowalski ("Zwodnica" z Teatru Wybrzeże w Gdańsku) i Artur Urbański ("Miasto" z Teatru Ateneum w Warszawie), a nawet okrzyknięta reżyserskim objawieniem Barbara Wysoka. I jeśli nawet jej inscenizację "Kaspara" można uznać ze wyraz "nowej teatralnej ekspersji", nie da się ukryć, że była to ekspresja nachalna, męcząca, drażniąca. A cały jej sens objawił się dopiero w końcowym monologu tytułowego bohatera, którego rolę dostrzegli też jurorzy. Kaliszanie zgłosili w tym roku do konkursu "Hamleta" w inscenizacji Marka Kality i "The New Electric Ballroom" w reżyserii Rudolfa Zioło. Ale honor gospodarzy uratowała dopiero koprodukcja ze Szczecinem czyli spektakl "Getsemani", gdzie jedną z ciekawszych kreacji stworzył nestor kaliskiej sceny, Maciej Grzybowski.

Poza konkursem większych niespodzianek też nie było. Mistrzowskie popisy w wykonaniu m.in. laureatów Grand Prix KST z minionych lat były interesujące, ale... Jerzy Trela w monodramie "Rozmowy z diabłem" wykazał się wprawdzie sprawną techniką aktorską, lecz diabelskiego ognia w nie było. Bratosz Porczyk w recitalu "Smycz" zaproponował ciekawe interpretacje aktorskie, za bardzo jednak zachwycił się sam sobą. Justyna Szafran w spektaklu "Rzecze Budda Chinaski -dosłownie i w przenośni - stawała na głowie, aby wywiązać się w powierzonych jej niewdzięcznych zadań. Natomiast "Bruzda" Leszka Mądzika okazała się niezwykle szlachetnym zjawiskiem ale z zupełnie innego świata, które chyba niepotrzebnie wtłoczono w ramy festiwalu.

Jubileuszowy festiwal zdominowały cztery wielkie spektakle: "Między nami dobrze jest", "Trylogia", "Sztuka bez tytułu" i "Getsemani". Zdecydowanie najciekawsze i najlepiej przyjęte przez publiczność, zostały także w pełni docenione przez jurorów 50 KST, którzy - zgodnie z zasadami tego festiwalu - oceniali wyłącznie grę aktorską. I gros nagród rozdzielili pośród realizatorów tych właśnie propozycji scenicznych.

A publiczność przyjęła ów werdykt z pełnym aplauzem, co wcale nie zdarza się często w teatrze nad Prosną.

Werdykt jury KST

Jury w składzie: Agnieszka Celeda, Mirosław Baka, Mirosław Bork, Remigiusz Brzyk i Łukasz Drewniak - postanowiło przyznać: Grand Prix za rolę kobiecą Annie Januszewskiej za rolą Meredith w "Getsemani" z Teatru Współczesnego w Szczecinie i Teatru Bogusławskiego w Kaliszu; Grand Prix za rolą maską Krzysztofowi Globiszowi za rolę Chmielnickiego i Kmicica w "Trylogii" z Teatru Starego w Krakowie. (Obie nagrody po 20.000 zł wraz ze Statuetkami Wojciecha, patrona kaliskiego teatru).

Nagrody aktorskie (po 4.000 zł) otrzymali: Monika Krzywkowska za rolą Anny Wojnicew i Borys Szyc - za rolą Płatonowa w "Sztuce bez tytułu" z Teatru Współczesnego w Warszawie; Juliusz Chrząstowski za rolę Zagłoby i Zbigniew Kaleta za role Bohuna i Azji w "Trylogii" z Teatru Starego w Krakowie; Maciej Grzybowski za rolą Ottona w "Getsemani".

Nagrodą im. Jacka Woszczerowicza (3.000 zł) przyznano Danucie Szaflarskiej za rolę Osowiałej Staruszki w spektaklu "Między nami dobrze jest" z Teatru Rozmaitości w Warszawie.

Wyróżnienia (po 2.000 zł) otrzymali: Aleksandra Popławska za rolę Małej Metalowej Dziewczynki w "Między nami dobrze jest", Dominika Kimaty za role Monique w "Getsemani" oraz Szymon Czacki za tytułową rolę w spektaklu "Kaspar" z Teatru Współczesnego we Wrocławiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji