Artykuły

Kolorowa migrena

"Migrena" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

Tu Anna Augustynowicz zerwała z teatralną ascezą. I wygrała.

Trzy wielkie rzeźnickie haki wymalowane czerwienią wiszą nad sceną i szokują. A przecież kompletnie odwykliśmy od barw w monochromatycznym świecie duetu Augustynowicz-Braun! Tudzież od tak jednoznacznych, konkretnych, wręcz krwistych przedmiotów w ich teatrze. Czy nieprzyjemna to jednak niespodzianka? Anna Augustynowicz zawsze redukowała. Fabułę do najpotrzebniejszych ogniw, psychologię do elementarnych stosunków, sentymenty do wyliczonych sygnałów. Szlachetne to. Aliści niekiedy nieznośne - gdy przedstawienie staje się suchą wymianą replik jak szermierczych sztychów. Kunsztownych, aktorsko nasyconych, ale stawiających widza przed koniecznością wytężenia uwagi powyżej wszelkich standardów obowiązujących w naszych mało skupionych czasach. Czy nie będzie to los "Getsemani" Hare'a? Inscenizacji będącej - przy wszystkich wspaniałościach, o których z zachwytem, całkowicie zasłużonym, pisze poniżej Łukasz Drewniak - czymś w rodzaju wyrafinowanej i niesamowitej... próby czytanej? Anna Augustynowicz, śmiem twierdzić, robi swój najwspanial-

szy teatr właśnie wtedy, kiedy nie tnie reduktorem do oporu, nie trzyma się ascezy jako gwarancji jakości i klasy. Taką szansę dała jej "Migrena". Opowiadanie norweskiej noblistki Sigrid Undset sprzed mniej więcej stulecia przepisała po nowemu Antonina Grzegorzewska, dokładając groteskowe intermedia i językowe zabawy. Mamy więc fabułę z naturalistycznej literatury: poczciwa kobieta bierze na wychowanie dziecko niepoczciwej matki, która - gdy jej się życie lepiej ułoży - upomni się o matczyne prawa. Co się nie skończy przykładnym morałem, lecz przeciwnie: klęską ogólną i niesprawiedliwą, dotykającą szczególnie poczciwość i niewinność.

Nad samoniszczącym pojedynkiem kobiet od początku wiszą owe rzeźnickie haki. Groteskowe świnki trzy śpiewają egzekwie nad samymi sobą w drodze na rzeź; rzeźnik ma w łapie nóż, a na łbie cylinder, i szlachtując, uwodzi sprzedawczynie niczym amant z operetki. Uwodzone noszą czerwone suknie wieczorowe z balu, na jaki nigdy nie trafią. Jest w tym świetnej klasy psychologia. Małgorzata Klara (niepoczciwa) i pożyczona z warszawskiego Powszechnego Anna Moskal (poczciwa) prowadzą swoje postacie wiarygodnie, oszczędnie i precyzyjnie, nie upiększając ich i nie moralizując. A już zwłaszcza nie rozdając racji. Ba, zachowując znaczną porcję formalnego dystansu, który dzwoni widzowi alarmowym dzwonkiem i każe myśleć, czy to nie jest przypadkiem ironiczny portret dwóch połówek jednej kobiecej duszy rzucony na sarkastyczne tło rzeźnickich amorów i mszy żałobnych składających się na życie?

Augustynowicz otwiera niezwykłe perspektywy, ale ich nie narzuca, raczej uwieloznacznia. Reżyserska asceza poszła tu w las. Rozkwita pełnokrwisty teatr czuły i drwiący, przejęty i chłodny, upojony migotliwością absurdu, choć wciąż trzymany w rygorach powściągliwości. Jak ta czerwień, co wyrwała się z monochromatyki, tworząc przemożne wrażenie obrazu kipiącego kolorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji