Artykuły

"Kubuś fatalista" i "Happy end"

"Znacie tę anegdotkę?" - pytał pan Jowialski swoich gości. "Znamy, znamy!" - odpowiadali. "No, to posłuchajcie!" - i opowiadał kolejną, znaną już dawno wszystkim anegdotę. Czy znamy wspaniałą powieść Denisa Diderota - "Kubuś fatalista i jego pan"? Oczywiście, że tak!, "Operę za trzy grosze" - Bertolta Brechta? Znamy, znamy! No, to pójdźcie do Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy i obejrzyjcie "Kubusia fatalistę i jego pana" w przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego, reżyserii (scenariusz i piosenki także) Witolda Zatorskiego, z muzyką Stanisława Radwana, dekoracjami Grzegorzewskiego, kostiumami Krystyny Kamler. I na "Happy end" - komedię muzyczną Dorothy Lane, wystawioną w Teatrze Rozmaitości z muzyką Kurta Weilla, tekstami songów Bertolta Brechta, w inscenizacji i reżyserii Olgi Lipińskiej, choreografią Henryka Konwińskiego, scenografią Alicji Wirth, tekstami samego utworu, jak i piosenek przetłumaczonych przez Barbarę Swinarską (w pierwszym przypadku) i Andrzeja Jareckiego oraz Agnieszkę Osiecką - (w drugim przypadku).

Znakomita kreacja Zbigniewa Zapasiewicza w roli Kubusia, który gra w przedstawieniu "pierwsze skrzypce", doskonałe dostosowanie się do gry Zapasiewicza pozostałych aktorów, przede wszystkim Magdaleny Zawadzkiej, Małgorzaty Niemirskiej i Mieczysława Voita jako Pana - stworzyło przedstawienie zabawne, dowcipne, interesujące, słowem - wyśmienitą zabawę, w której uczestniczą aktorzy i widzowie. Przyjemnie jest bowiem oglądać i słuchać filozoficznych rozprawek Diderota, włożonych w usta Kubusia i innych bohaterów sztuki. Długi, bo trwający przeszło dwie i pół godziny spektakl jest miłą propozycją na zimowy wieczór.

Słabiutka fabuła przedstawienia "Happy end" w Teatrze Rozmaitości wcale nie przeszkadza dobrze się bawić i na tym spektaklu. Z wielką bowiem przyjemnością słucha się tu wspaniałych songów Brechta. Wprowadzenie do przedstawienia dodatkowych songów stworzyło ze spektaklu prawdziwy "koncert utworów Brechta". I tego koncertu warto posłuchać. Sprawnie poprowadzone przez reżysera przedstawienie nie dłuży się, ma odpowiednie tempo, z przyjemnością oglądamy poprawną grę aktorów, świetne przygotowanie i wykonanie songów.

Na pierwsze miejsce w przedstawieniu wysunęła się i to zdecydowanie Stanisława Celińska, kreująca rolę Liliany Holliday. Ala w sukurs szli jej także i pozostali aktorzy, że wymienię - Jerzego Turka, Janusza Paluszkiewicza, Joachima Lamżę, Marka Lewandowskiego. W roli Ćmy wystąpiła Hanna Okuniewicz.

Musical "Happy end" napisany przez Bertolta Brechta i Elisabeth Hauptmann (autorzy wystąpili pod pseudonimem Dorothy Lane) - dobrze się ogląda, jeszcze lepiej słucha, jest to prawdziwie "relaksowe", świąteczne przedstawienie, które warto obejrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji