Artykuły

Wakacje z duchami

"Klątwa cesarskiej włóczni" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Recenzja Leszka Pułki w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Paweł Kamza nie dał szans ani aktorom, ani widzom. "Klątwa cesarskiej włóczni" to klapa do kwadratu.

Kamza wraz z Iloną Binarsch przebudowali klasycystyczne wnętrze teatru. Usiedliśmy na scenie przed pustą przestrzenią z umieszczoną pośrodku gablotą. W niej stała replika włóczni św. Maurycego - symbol królewskiej godności. Światła były intrygujące. Rekwizyty leciuteńko futurologiczne. W kulisach szaleli agenci tajnych służb. Pierwsza minuta zapowiadała polityczną "Seksmisję". Ale reżyser w tej samej minucie pogrzebał polityczną komedię - rozczarowuje od pierwszego zdania mizerną intrygą, niepotrzebnymi wulgaryzmami, bylejakością postaci. Żart wydawał się przedni: oto w 2025 roku na tronie zjednoczonej Europy ma zasiąść Polak. Nie podoba się to ani CIA, ani MI 6. Agenci próbują sprawić, aby włócznia została "zniknięta". Z kolei kustosze poznańskiego muzeum, które wygrało casting na organizację koronacji, przy okazji załatwiają prywatę. Barbara (Anita Poddębniak) skubie cudami słynący oryginał i podkłada pod materac niedowidzącemu mężowi, eksasowi policji (Tadeusz Ratuszniak). I to właściwie jedyny cud tego spektaklu. Komisarz w finale odzyskuje wzrok. Reszta - nudy na pudy.

Śledztwo w sprawie odzyskania włóczni i wyjaśnienia przyczyny dwóch tajemniczych zgonów toczy się na poziomie, przy którym scenariusz "Wakacji z duchami" to arcydzieło. Kamza tak bardzo zapętlił się w rozpisywanie bzdurnej intrygi i intryżek pobocznych, że zapomniał napisać role. Janusz Chabior gra manekina męża zamordystki-dyrektorki Halszki (Justyna Pawlicka), która tu weszła wprost z socrealistycznego plakatu. Zmobbingowany przez Halszkę Portugalczyk Baptysta (Przemysław Bluszcz) traci miecz św. Sebastiana, więc zabija z zemsty biskupa Pampucha (Tomasz Sobczak), który ów miecz przywłaszczył.

Sprawy i sprawki wyjaśnia dwoje śledczych - ze strony kościelnej siostra Paula (Katarzyna Dworak) i wspomniany komisarz Suchywilk. Psychologia postaci i dialogi na poziomie dramatów produkcyjnych klasy B. Tyrady. Przemowy. Dyrdymały. Jakieś mierne dowcipy i scenki przeciw biurokratom, przeciw antysemitom, na temat homoseksualizmu, przeciw pysze polityków, przeciw chirurgii plastycznej krocza. Trzeba dużo dobrej woli, żeby to coś, co słyszymy na scenie, usprawiedliwić. Zrozumieć się nie da.

Kto nie drzemał, zobaczył jeszcze żarciki ze stylu serialowych twinpeaksów - komisarz zapisywał uwagi na temat śledztwa na dyktafonie. Chyba sam nie wiedział po co. Agenci w komeżkach lub babskich fatałaszkach i peruczkach wtykali ognie sztuczne zamiast lontu w papierowe bomby. Jak było mało wrażeń, duchy zamordowanych cytowały półgłosem Witkacego. Kompletne qui pro quo. Żeby choć okruch surrealizmu. Gdyby jakiś absurdzik w stylu Przybory/Wasowskiego. Nawet humor "Gangu Olsena". A tu zero życia, nic stylu, akcja oraz postaci płaskie jak deska do prasownia. "Klątwa" to bardzo cienki dwugodzinny skecz. Dla cierpiących na bezsenność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji