Artykuły

Czysta forma

Spektakl przygotowany w Teatrze Dramatycznym przez Jerzego Grzegorzewskiego, który opracował scenariusz widowiska, scenografię i sam całość wyreżyserował, wzbudził spore kontrowersje. Opinie krytyki i publiczności są niemal biegunowo odmienne. W prasie ukazały się już niezłe recenzje, w radiu słyszałem dwie optymistyczne audycje, w których pochwalono dzieło Grzegorzewskiego i skrytykowano ... niesforną publiczność za to, że niczego z dzieła nie pojęła. Bo rzeczywiście widzowie odebrali widowisko z drwiną i pod koniec trwającego niecałą godzinę przedstawienia dały się słyszeć śmiechy na sali, ktoś ją nawet opuścił, protestowano także (choć nie nazbyt gorąco) oklaskami w najzupełniej niestosowanych momentach. Wreszcie podczas muzycznego epilogu trzeba przyznać, że wcale ładnego, szmery i przekorne śmichy-chichy opanowały całą salę. A przecież muzyka o awangardowe niebo trudniejsza i dziwniejsza przyjmowana jest z pokornym szacunkiem i aplauzem w czasie Warszawskiej Jesieni. Czyżby więc o wszystkim decydowało opakowanie?

Zanim spróbujemy przedstawić własne stanowisko, należałoby opisać spektakl. Problem w tym, że jest to w ramach krótkiego felietonu niemal niewykonalne. Fabuły w przedstawieniu praktycznie nie ma, dialogi składają się z krótkich fragmentów powyrywanych z rozmaitych utworów literackich (w programie wymieniono dziewięć dzieł ośmiu autorów), niektóre zdania powracają po kilka razy niby motywy w muzycznej symfonii. Dekoracje, dość rozbudowane, jak zazwyczaj u Grzegorzewskiego, nie wiążą się w sposób funkcjonalny i zgodny z tradycyjną logiką i estetyką teatralną, z wygłaszanymi kwestiami. Aktorzy grają chyba bez przekonania: właściwie tylko końcowy monolog Gustawa Holoubka zostaje w pamięci.

Tu gwoli uczciwości godzi się przypomnieć, że takie same trudności opisowe sprawiał w swoim czasie krytykom słynny spektakl Jerzego Grotowskiego "Apocalipsis cum figuris". Podobne kłopoty krytyczne związane są z dziełami teatralnymi Tadeusza Kantora i Józefa Szajny, z drugiej jednak strony w "Apocalipsie" istnieje wyraźny fabularny ciąg wydarzeń, w przypadku zaś "Umarłej klasy" Kantora czy najwybitniejszych przedstawień Szajny - "Repliki" i "Dantego" - akcja koncentruje się w ramach jednej lub kilku dramatycznych sytuacji. Co ważniejsze, wszystkie te spektakle odwołują się do znaczeń ważnych w kulturze, do pewnych informacji znanych widzowi. Postać Ciemnego z "Apocalipsis" kojarzy się z Chrystusem, wiemy też wszyscy, kim był Dante. To ułatwia zrozumienie całego zespołu sygnałów, aluzji, obrazów plastycznych zawartych w przedstawieniach.

Natomiast "Wariacje" Grzegorzewskiego są luźnym collagem drobnych odprysków literackich nie podporządkowanym czytelnej idei i nie związanym z jakąś wyraźną kanwą. Jest to spektakl zbyt osobisty, zbyt subiektywny, aby mógł być odebrany ze zrozumieniem przez publiczność. Sam autor mówiąc w radiowym wywiadzie o genezie "Wariacji" wyprowadził ją z własnych pragnień i obsesji. Od dawna chciał wystawić "Czajkę" Czechowa - otrzymywał jednak inne propozycje. W rezultacie "Czajka" stała się dla reżysera rodzajem mitu. W "Wariacjach" motywy z dramatu Czechowa powtarzają się najczęściej, a towarzyszą im fragmenty z dzieł tych pisarzy, którzy - jak można sobie wyobrazić - pojawiali się w artystycznym życiu Grzegorzewskiego zamiast Czechowa.

"Wariacje" przypominają sen, majaczenia, i tak je trzeba odbierać: jak marzenie czy wizję senną, a nie realistyczną opowieść. Widz, który nie podda się nastrojowi, nie przyjdzie z wiarą do teatru, będzie rozczarowany. Czyż zresztą nie przypomina to sytuacji teatralnej Grotowskiego albo Kantora? Czy nie jest to w ogóle sytuacja nowoczesnej sztuki, która oddziałuje na emocje, a nie racje, i dlatego rozważana na zimno, bez entuzjazmu i zaufania, często okazuje się dosłownie kupą starych szmat, kawałkiem zardzewiałej blachy, zbiorem zużytych przedmiotów, które cywilizacja codziennie przetrawia w ogromnych ilościach.

Wracając zaś do "Wariacji" można by je opisać jako Witkiewiczowską "czystą formę". Zakopiański mistrz przedstawił kiedyś, jak sobie taki spektakl wyobraża:

"A więc: wchodzą trzy osoby czerwono ubrane i kłaniają się nie wiadomo komu. Jedna z nich deklamuje jakiś poemat (powinien on robić wrażenie czegoś koniecznego w tej właśnie chwili). Wchodzi łagodny staruszek z kotem na sznurku, dotąd wszystko było na tle czarnej zasłony. Zasłona rozsuwa się i widać włoski pejzaż. Słychać muzykę organów. Staruszek mówi coś z postaciami, coś, co musi dawać odpowiedni do wszystkiego poprzedniego nastrój. Ze stolika spada szklanka. Wszyscy rzucają się na kolana i "płaczą". Itd, itd. Każdy, kto był na "Wariacjach", przyzna, że podobieństwo jest uderzające. Witkacy zaś, opisawszy przykład "czystej formy" na scenie, dodawał: "(...) tą metodą można, pisząc sztukę na serio i wystawiając ją odpowiednio, stworzyć rzeczy niebywałej dotąd piękności".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji