Artykuły

Artyści w służbie kandydatów na prezydenta RP

Nigdy wcześniej tak wielu artystów nie angażował się w komitety poparcia głównych kandydatów na prezydenta RP jak teraz. Dlaczego zdecydowali się złożyć swój autorytet i wizerunek na szali politycznej walki - pisze Anita Czupryn w Polsce - dodatku Magazyn Warszawa.

Daniel Olbrychski wybrał komitet honorowy Bronisława Komorowskiego, bo jest przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i nie waha się mówić o tym publicznie. Wokalistka rockowa Kora Jackowska, również stojąca po stronie Komorowskiego "rękami, nogami i każdą komóreczką swojego ciała", tłumaczy: - DIatego, że gwarantuje mi spokój, jest racjonalny, nieemocjonalny. Wiem, że przy takim prezydencie moja resztka życia upłynie w spokoju.

Piosenkarka tym samym wyraźnie daje do zrozumienia, że przy Jarosławie Kaczyńskim jako prezydencie takiego spokoju by nie miała. Podobnie aktor Andrzej Chyra, który wybrał Komorawskie go, bo jak twierdzi, w politykę się nie włącza. - I mam nadzieję, że Komorowski będzie takim prezydentem, który pozwoli mi pozostać z dala od niej również po wyborach-mówił na prezentacji komitetu honorowego w warszawskich Łazienkach.

Komitet poparcia Bronisława Komorowskiego liczy prawie 150 osób i prócz aktorów znalazła się w nim cała plejada innych znanych osobistości:pisarzy, kompozytorów, reżyserów, są też znani sportowcy.

Nie inaczej jest w przypadku Jarosława Kaczyńskiego, kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Aktor Jerzy Zelnik postanowił zagłosować na Kaczyńskiego, bo uważa go za dzielnego człowieka, który mimo traumy po śmierci bratapotrafi zachować spokój i wykazuje się gestami politycznej kohabitacji.

Wśród osób, które apelują o poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego, znaleźli się też kompozytor i muzyk Przemysław Gintrowski, siostra Zbigniewa Herberta Halina Herbert-Żebrowska czy aktorka Ewa Dałkowska. Dlaczego zdecydowali się poprzeć Kaczyńskiego? "[...] Czujemy się wykonawcami poetyckiego testamentu Zbigniewa Herberta. Patriotyzm i postawa obywatelska Jarosława Kaczyńskiego pozwalają nam żywić nadzieję, że jako prezydent kraju będzie on wcielał wżycie myśl wielkich naszych przodków, wieszczów i narodowych bohaterów, którzy marzyli o Polsce prawej i sprawiedliwej" - napisali w apelu.

Jakby tego było mało, w każdym mieście każdego dnia spontanicznie zawiązują się społeczne komitety znanych osób popierających kandydata Prawa i Sprawiedliwości.

Artyści ze swojej natury rzadko angażują się w polityczne działania. Jeśli już się na to decydują, to wspierają raczej projekty o charakterze niepodległościowym, misyjnym czy charytatywnym. Co takiego się wydarzyło, że w trakcie tej kampanii mamy do czynienia z tak liczną i gwałtowną mobilizacją celebrytów?

Obrazowo rzec można, że sytuacja ta przypomina opowieść o mrowisku, do którego dociera informacja o tym, że królowa jest zagrożona. Do jej ochrony ruszają wszyscy żołnierze, w pierwszym rzędzie zaś mrówczana arystokracja. Obsiadają swoją królową tak gęsto, że z jednej strony dobrze ją chronią, ale z drugiej - zasłaniają.

To, że aż tak wielu celebrytów zdecydowało się "obsiąść" Bronisława Komorawskiego i Jarosława Kaczyńskiego świadczyć może, że poczucie zagrożenia u artystów przekroczyć musiało punkt krytyczny.

- Ale ta liczba znanych twarzy, które towarzyszą głównym kandydatom na prezydenta RP, może po prostu przyćmić samych kandydatów - uważa psycholog i doradca gwiazd Krzysztof Korona, ekspert z zakresu wizerunków medialnych. A przez to sami kandydaci na prezydenta zamiast wyrazistych mogą sprawiać wrażenie nijakich albo wręcz niewidzialnych.

Jednak to swoiste pospolite ruszenie zarówno wśród tych, którzy opowiadają się za Bronisławem Komorowskim, jak i zwolenników Jarosława Kaczyńskiego rodzi jeszcze jedno pytanie: co wspólnego ma artysta z politykiem?

Społeczeństwo się gubi, bo nie rozumie, czy udział artystów w kampanii ma wymiar finansowy. Czy artyści mają z politykami wspólny interes biznesowy? Zostali wynajęci przez sztaby wyborcze za pieniądze? Czy może raczej ich opowiadanie się za konkretnym kandydatem ma być spełnianiem publicznej misji - bo znane twarze, podobnie jak namawiają np. do ratowania grobów na cmentarzach 1 listopada, tym razem nakłaniają ludzi do wzięcia udziału w wyborach w ogóle? Czy może w ten sposób wyrażają swój lęk o przyszłość ojczyzny?

- Wsparcie kandydatów na prezydenta RP przez tak wielu celebrytów, którzy zgodzili się dać swoje twarze w kampanii, faktycznie budzi zaskoczenie - mówi psycholog Krzysztof Korona. I tłumaczy, że powodem tego mogą być emocje po smoleńskiej tragedii, które stworzyły atmosferę zagrożenia.

Reakcja artystów jest z pewnością wynikiem smoleńskiej tragedii. Z jednej strony echa kwietniowych wydarzeń zrodziły reakcję wspólnoty, jak chęć zaangażowania się w działania na rzecz wspierania rodzin ofiar. Ale z drugiej strony atmosfera smoleńskiej katastrofy jest obecna w kampanii wyborczej.

Tyle że, zdaniem eksperta, artyści biorący udział w kampanii nie poszli do niej z działaniami misyjnymi, ale ich obecność związana jest z korzyścią, jaką daje celebrytom przypominanie własnego wizerunku.

Nie zgadza się z tym Artur Barciś, który nie pierwszy raz angażuje się w polityczne kampanie. - Brałem udział w kampanii na rzecz Jacka Kuronia. Staram się być aktywny, co nie znaczy, że chcę wchodzić w politykę - mówi w rozmowie z "Polską". I dodaje: - Pieniędzy za to nie dostałem, ale już dostaję obelżywe listy.

Jeden z nich aktor zacytował na swojej stronie internetowej: "Artur, za wsparcie Komorowskiego w kandydowaniu na prezydenta jesteś dla mnie zerem - to przesądziło o twoim wizerunku w moich oczach. Rozumiem, że jesteś słabego ducha i boisz się o swoją przyszłość, ale trudno, twoja decyzja. Jesteś za postkomuną PO-PZPR? Wtedy więcej płacili za role drugoplanowe, a teraz nie grasz wcale - przemyśl swoją decyzję, nie idź z falą. Pozdrawiam - dotychczas fan twój".

Swój udział w komitecie honorowym kandydata PO Artur Barciś tłumaczył też na swojej stronie: "Najwygodniej (jak większość moich kolegów) jest siedzieć cicho i niech się dzieje co chce. Tym bardziej że Platforma niewiele dla ludzi kultury zrobiła, że o pracownikach TVP nie wspomnę. Jednak uznałem, że nie mogę być oportunistą i skoro ta wizja Polski jest mi bliższa, to muszę się zgodzić. Mimo kosztów, jakie poniosę. Po prostu wiem, że tak trzeba. Po prostu to wiem. Wyrażę to, głosując w wyborach. Na tym polega demokracja. Jestem szczęśliwy, że doczekałem takich czasów".

Czy jednak, godząc się na przypisywanie swojej twarzy określonej opcji politycznej i konkretnemu kandydatowi, nie ryzykują potknięcia z własnym wizerunkiem? Przykłady z innych krajów pokazują, że takiego niebezpieczeństwa nie ma, a nawet mogą być profity.

W 1984 r. były aktor i były gubernator Kalifornii Ronald Reagan pozował przed kamerami z Arnoldem Schwarzeneggerem, który właśnie nakręcił "Terminatora". 20 lat później to Conan Barbarzyńca powoływał się, już jako gubernator Kaliforni, na spuściznę Reagana. Kampania wyborcza w Stanach Zjednoczonych jest nie do pomyślenia bez udziału muzyków, sportowców i aktorów, chociaż ich aktywne uczestnictwo w polityce wzbudza duże wątpliwości wśród opinii publicznej. Przedostatnią kampanią w USA telewizja CBS postanowiła zapytać o to obywateli i głosy w sondażu podzieliły się mniej więcej po równo: 49 proc. Amerykanów uważa, że celebryci powinni trzymać się od polityki z daleka, a 46 proc. jest przeciwnego zdania. Kandydaci nie chcą jednak rezygnować z możliwości przyciągania niezdecydowanych wyborców, które dają celebryci. Senator Barack Obama jako demokrata mógł tradycyjnie liczyć na większe poparcie Hollywood. Lawinę wystąpień popierających celebrytów uruchomiła prezenterka telewizyjna OprahWinfrey, która już w prawyborach postawiła na Obamę. Poparcie zgłosili też Halle Berry, George Clooney,

Bob Dylan, Tom Hanks, Ben Affleck, Matt Damon, Robert De Niro, Morgan Freeman i wiele innych znanych osób.

Tak wielu celebrytów poparło Obamę, że sztab Johna McCaina wyemitował spot, na którym ujęcia uśmiechniętego gubernatora z Illinois połączone są z ujęciami Paris Hilton i Britney Spears. - Jest największą gwiazdą na świecie. Ale czy potrafi prowadzić kraj? - pyta ironicznie narrator. Paris Hilton odpowiedziała na to własną reklamówką. Na filmie celebrytka pręży się na leżaku i zapowiada, że przemaluje Biały Dom na różowo.

Mimo że sztab McCaina wyśmiewał rozmiary grona wielbicieli Obamy, wcale nie zlekceważył poparcia celebrytów. Wśród znanych osobistości, które od początku poparły kandydata Republikanów, był m.in. aktor Jon Voight i gwiazda reality show Heidi Montag. Angelina Jolie, córka Voighta, do końca zwlekała z ogłoszeniem swojego poparcia. Dopiero ostatnio przyznała się, że nie jest fanką Obamy.

McCain ucierpiał na braku zainteresowania Hollywood. Wielkie nazwiska przyciągają w USA nie tylko uwagę mediów, ale też pieniądze sponsorów. To właśnie gwiazdy organizują koncerty i gale, na których zbierane są datki. W Kaliforni Oprah Winfrey przygotowała dla Obamy uroczystość, w czasie której zebrano ok. 3 min dol. W czasie prawyborów

w Los Angeles piosenkarz Seal wystąpił na gali dla obecnego prezydenta USA, na którą bilety sprzedawano po 2-3 tys. dol.

Ale już w tegorocznej kampanii wyborczej w Wielkiej Brytanii kryzys dał się we znaki, również jeśli chodzi o udział gwiazd. Brytyjscy komentatorzy zwracali uwagę, że znane osobistości można by policzyć na palcach jednej ręki. J.K. Rowling walczyła dla Gordona Browna i Partii Pracy, a sir Michael Caine wystąpił razem z liderem konserwatystów Davidem Cameronem. I to w zasadzie tyle. Minęły dni "Cool Britannia" i nowej Partii Pracy spod znaku Tony'ego Blaira.

W Polsce nie pierwszy raz artyści tak gremialnie garną się do politycznych działań. W kampanii wyborczej do parlamentu 4 czerwca 1989 r. również bardzo mocno zaznaczyli swoją obecność. Wtedy jednak czuli, że to posłannictwo. Wzywała ich ojczyzna, która była w potrzebie. Ale przecież za równie jasne i uczciwe uważa się, kiedy aktor gra za pieniądze. Nikogo nie dziwi fakt, że wizerunek został wykupiony przez sztaby wyborcze kandydatów na prezydenta RP. W końcu aktor jest od tego, żeby się wynajmować do określonej roli. Przykład: Anna Cugier-Kotka, która jednego roku wystąpiła w spocie reklamowym Platformy Obywatelskiej, zachęcając do głosowania na tę partię w wyborach parlamentarnych. Następnie w ubiegłym roku zgodziła się reklamować Prawo i Sprawiedliwość w czasie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.

To było uczciwe i na tym polegała jej robota: pokazać twarz w określonej reklamie. Nie ma tu żadnej różnicy między spotami PO czy PiS a reklamą herbaty Lipton, w której wziął udział Wojciech Mann - potwierdza Krzysztof Korona. Najgorszą sytuacją jest jego zdaniem, gdy aktor angażuje się w popieranie jednego kandydata, tłumacząc, że to publiczna misja. Wyborcy bowiem nie chcą widzieć w kampanii misyjności, ale rzeczową dyskusję na argumenty między kandydatami.

- Jeśli artyści twierdzą, że zaangażowali się w wybory z powodów emocjonalnych, to jest zrozumiałe. Są istotami wrażliwymi, łatwo przesiąkają emocjami, poczuli, że powinni działać. Ale podkreślanie, że na tym polega misyjność, to jest wykorzystywanie naiwności społeczeństwa, które żywo reaguje na hasła. Mam wątpliwości co do etyki - mówi Korona. I dla niego w tym znaczeniu udział aktorów w komitetach wyborczych uczciwy nie jest. Zwłaszcza że może się przecież przydarzyć, iż za kilka lat zmienią polityczne barwy i będą przeciwko kandydatowi, którego popierają teraz. Tak jak Paweł Kukiz, muzyk rockowy i aktor, który trzy lata temu firmował swoją twarzą Platformę Obywatelską. Dziś mówi z goryczą:- Teraz dbam wyłącznie o własną twarz. Paweł Kukiz zgodził się oddać swój wizerunek na rzecz PO, jak mówi, nie dlatego, że Donald Tusk jest sympatyczny, bo jest, ani dlatego, że kilku jego kolegów ma w tej partii wysokie stanowiska. Ale dlatego, że liczył na reformę dwóch instytucji: MON i Komendy Głównej Policji, które dla niego nadal funkcjonują jak za czasów komuny. - Głosowałem na PO również dlatego, że NFZ miał być zlikwidowany. Z tych obietnic niewiele zrealizowano. A kiedy jeszcze usłyszałem, że Bronisław Komorowski na spotkaniu z młodzieżą akademicką mówi, że chciałby być prezydentem wszystkich Polaków jak Aleksander Kwaśniewski, to pomyślałem: "Po cholerę wobec tego walczył z komuną?" - mówi muzyk. I zaznacza, że dziś, gdy obserwuje polską scenę polityczną, przeraża go, że sposób uprawiania polityki nie różni się od stylu Dody. -Politycy, którzy rządzą dziś w Polsce, nie posiadają cech mężów stanu, ale raczej przypominają modeli i wschodzących aktorów, którzy stawiają nacisk na wizerunek osoby z przyklejonym uśmiechem. Takiej, która martwi się jedynie o to, jak się ubrać i co o niej mówią.

Być może wydarzenia z 10 kwietnia, kiedy usłyszeliśmy, że para prezydencka nie żyje, a razem z nią zginęło wiele osób ważnych dlapolskiej polityki, mają emocjonalnie podobną wagę do tychz4 czerwca 1989 r. Ale wydaje się, że dzisiejsze uczestnictwo w kampanii wyborczej celebrytów może być obarczone ryzykiem utraty własnego wizerunku. Jeśli ich kandydat zwycięży i w polityce będzie odnosił sukcesy, to i oni zyskają i będą się pławić wsukcesach.przypominając: "ja na niego głosowałem, to ja się do tych sukcesów przyczyniłem". Ale jeśli przegra, to ich nikt nie będzie chciał oglądać.

Współpraca: Maciej Domagała

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji