Artykuły

Pułapka na robaki

Naprawdę nietuzinkowa i niebanalna jest "Przemiana" Zbigniewa Brzozy. Dwa elementy sceniczne wprawiają w zachwyt - zmiana teatru w kino i niezwykle sugestywne oświetlenie sceny.

Brzoza przemawia do współczesnego widza językiem kina. Siedzimy na "Przemianie" jak na niemym filmie. Podrzędne kino z taperem, trzeszczące, tanie krzesełka, stylowe napisy na ekranie, rozdygotany obraz, zbrudzone smugami barw kostiumy z kina Fritza Langa rodem. To niesamowity świat, w którym plan filmowy dramatycznie blisko sąsiaduje z krzesłami widowni. Często zapominamy, po której stronie rampy jesteśmy. Groza przemiany bohatera w robaka - bo każdy z nas ma w sobie coś podobnie wstrętnego, powiada Kafka - przybiera tu ekspresyjne pozy bohaterów niemego kina.

Kto chce zobaczyć, jak robak-Gregor chodzi po suficie czy jak kurczy się do rozmiarów karalucha, będzie miał więcej niż uciechę. To zdumiewająco plastyczne sąsiedztwo znakomitej, piętrzącej głębie - jak głębie ostrości w foto-aparacie - scenografii. Konstrukcja złożona z pokracznych fotosów, niemego kina i surrealnej przestrzeni teatralnej Brzozy olśniewa. Można nawet nie słuchać, co mówią aktorzy, by wyjść zachwyconym. O światłach nie ma co opowiadać. Trzeba je zobaczyć. Jak w "Płatonowie" Jarockiego - nie dość, że słońce i księżyc wschodzą i zachodzą, to wiele z aktorskich zachowań jest rzeźbionych snopami, strugami, plamami światła. Urzeka prześwietlanie ścian - raz jakby kamiennych, to znów spowijających postacie czarnymi ekranami z muślinu.

Piękne mosiężne łóżko - królestwo zmutowanego Gregora - z lśniącą jak jedwab pościelą, która raz zmienia się w pancerz chroniący obolałe ciało karalucha-Gregora, to znów stanowi ostatni dowód człowieczeństwa bohatera, bo łączy go ze światem zza ściany, w którym zwykli ludzie-potwory - bo odrzucają jakąkolwiek inność - nadal pracują, kochają, jedzą i śpią. Łóżko chroni przed potwornością i niewyrozumiałością rodziny. Jest też ostatnim przystankiem przed odlotem w nicość. To pod tym wybłyszczonym superłóżkiem bohater kurczy się do rozmiarów karalucha i - osamotniony - zdycha.

Moraliści wyjdą stąd zachwyceni, że w pancerzu obojętności i z zapatrzeniem w czubek własnego nosa żyją nie ci, których dotyka los, ale ci, którzy nie potrafią w sobie wzbudzić miłości, by koić ból. Jest tu również protest przeciw egoizmowi, bo nawet miłość, praca, oddanie - to wszystko może być chorobą, jeśli zamykamy siebie przed innymi. Grają Mariusz Kiljan, Jerzy Schejbal, Krzesisława Dubiel i Edyta Łukaszewska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji