Artykuły

Czas Marty Stebnickiej

Utonęła we wspomnieniach, a potem kwiatach MARTA STEBNICKA, gdy w gronie przyjaciół i znajomych próbowała przywołać swych 60 scenicznych lat, a i 80 lat życia (- Jeszcze nie mam, dopiero będę miała 22 marca).

Tyle że opowiedzieć o tym w czasie jednego spotkania - nie sposób. Upłynęła już godzina, gdy mąż aktorki - Ludwik Jerzy Kern rzucił z sali - Słuchajcie Stebnicka, jesteście dopiero w 21. roku swego życia, a jeszcze zostało 59!

Te pierwsze lata jakże ważne: rodzimy Lwów, tam teatr uczniów, w nim m.in. i Adam Hanuszkiewicz, potem wojna, w 1941 roku w koszu na bieliznę, bo bez papierów, przyjazd do Krakowa, zauroczenie Rynkiem, Floriańską... (- Wiedziałam już, że z tego miasta nie wyjadę...), i Kunstgewerbeschule, gdzie wujek był profesorem, zatem studia z zakresu rzeźby i malarstwa (- Nie miałam żadnego talentu, nawet chciałam przynieść akwarelę, ale się wstydziłam), i wejście w krąg Tadeusza Kantora, udział w spektaklach jego podziemnego Teatru Niezależnego, toż już temat na wielką opowieść - "Balladyna" wystawiona w 1943 roku w mieszkaniu rodziny Siedleckich przy ul. Szewskiej, potem kolejne spektakle, adresy...

A później już Studio Teatralne przy Starym Teatrze (- Posprzątanie sceny, to była nobilitacja...), pierwsze słowo na niej: czas (- Z tym słowem jest całe moje życie związane, lubię to słowo), i pierwsze role, i monodramy, z których słynęła aktorka - wg Erazma z Rotterdamu, Montaigne'a... I jeszcze teatr piosenki Marty Stebnickiej, jej recitale i trwająca już kilka dekad praca pedagogiczna - w PWST w Krakowie (- To jest mój drugi dom), ale też w szkole dramatycznej w Paryżu, gdzie uczyła piosenki francuskiej! I srebrny medal od mera, a był nim sam Chirac, dostała z napisem Paryż - Marcie Stebnickiej.

Ślady tej przeszłości przeniknęły i tego wieczoru - w scenicznym dialogu ze Zdzisławem Mrożewskim, w nagranej ongiś piosence, do słów męża, rzecz jasna (- Już zapomniałam, że kiedyś śpiewałam, w dodatku tak lirycznie, tak cienkim głosem...).

I tak pośród wspomnień, podpowiedzi przyjaciół z sali, śmiechu i bon motów upływał ten wieczór w teatralnym muzeum, tej "garderobie duchów", dowodząc, że nic nie myliła się prowadząca spotkanie Elżbieta Bińczycka mówiąc, że Marta Stebnicka ma talent, urok, wdzięk i pokorę wobec tego, co robi. Zresztą to wiadomo już 60 lat.

A potem były życzenia, kwiaty i medal 200-lecia Starego Teatru od dyr. Grabowskiego... i wino, przy którym wspomnienia toczono dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji