Artykuły

Taka piękna "Opera"!

Nie wiem czy istnieją dzisiaj w teatrze, nie mówiąc już o publiczności, jakiekolwiek wyrażenia o tym czym tak naprawdę jest teatr Brechta. W programie do "Opery za trzy grosze" wystawionej w "Ateneum" wydrukowano wprawdzie dwa dość istotne teksty na ten temat, ale nie zastąpią one przecież samych przedstawień, a więc praktyki teatralnej, która ostatecznie rozstrzyga o tym, jak ten Brecht dzisiejszy jest.

A odpowiedź jest dość zaskakująca: Brechta tak naprawdę nie ma! Od wielu lat nie było liczącego się spektaklu brechtowskiego, a jednym z ostatnich był "Mahagonny" Krzysztofa Zaleskiego we "Współczesnym" w Warszawie zrealizowany dwanaście lat temu. Do tego jeszcze dwie "Opery za trzy grosze" - Janusza Nyczaka i Jerzego Grzegorzewskiego i to z ważniejszych spektakli wszystko.

Brechta, nie ma, ale z całą pewnością jest legenda brechtowskiego teatru. I właściwie jedynie ta legenda może nas dziś interesować - zdaje się mówić Krzysztof Zaleski w swym ostatnim spektaklu "Opery za trzy grosze".

Legendy mają to do siebie, że prawdę i nieprawdę traktują tak samo, a wszystko ma posłużyć do skonstruowania olśniewającej opowieści o bohaterach i zdarzeniach ze świata na wpół prawdziwego, na wpół zmyślonego.

Krzysztof Zaleski, chętnie ulegający tej zasadzie, buduje zatem wizję pięknego, nostalgicznego i bardzo poetyckiego świata, w którym żyją sobie wytworni i wrażliwi dżentelmeni, o których od czasu do czasu pewnie całkiem niesłusznie mówi się, że są przestępcami; obok nich piękne panie, bardziej podobne do gwiazd filmowych niż do ubogich prostytutek. Wszyscy, łącznie z malowniczymi żebrakami, wyglądają trochę jak z filmowych romansów lat międzywojennych.

Następny element legendy to brechtowskie songi. Pozbawione wprawdzie wszelkiego moralizatorskiego napięcia, ale za to trochę uszlachetnione w instrumentacji przez Jerzego Satanowskiego, może nawet utanecznione, a finały zdecydowanie wystylizowane na operowe pastisze; funkcjonowały tu przede wszystkim jak poetyckie cytaty z trochę rozmaitych ogrodów. Pojedynczo śpiewane na ogół ładnie, sentymentalnie, przejmująco, szczególnie przez Krystynę Tkacz (Celia Peachum), Marię Pakulnis (Jenny) i Agnieszkę Wosińską (Polly), no i z eleganckim wdziękiem przez Piotra Machalicę (Majcher). Zdecydowanie gorzej przez cały zespół w słynnych finałach. Nie jest to niestety zespół, z którego wyemanowałaby jakaś zespołowa energia, nawet przy okazji Brechta. Do tego niezbyt szczęśliwa akurat w tych fragmentach instrumentacja, kłopoty ze znalezieniem właściwej proporcji między rozmaitymi akustykami sprawiły, że to co zawsze może być siłą oper, stało się tu słabością. Drapieżność Brechta w legendzie Zaleskiego okazała się momentami zaledwie łagodną, pełną ciepła i wielkiej wyrozumiałości moralistyką, w której nie ma gniewu, a są jedynie dobrotliwe przestrogi. Coś w tym jest jeśli zestawić Brechta z dzisiejszą sztuką okrucieństwa i z jej relatywizmem etycznym.

Słowem piękna "Opera", trochę nie z tego świata i mimo wszystko, trochę nie z teatru, w którym została zrobiona. Aby nie było wątpliwości, co jest komplement.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji