Artykuły

Najbardziej lubię ludzi rozśmieszać

- Z kabaretową Grupą Rafała Kmity byłam związana kilkanaście lat. Zagrać dobrze w kabarecie i rozbawić widza wcale nie jest łatwo. A ja najbardziej lubię właśnie rozśmieszać. Dziś jestem zadowolona z tego, co robię i co udało mi się osiągnąć. Cieszę się, że dostaję propozycje, że mogę wybierać role - mówi SONIA BOHOSIEWICZ.

Rz: Po smoleńskiej tragedii byliśmy świadkami wielkiej manifestacji jedności narodowej, wielu pięknych i podniosłych gestów. Myśli pani, że zmienią coś w naszym stosunku do ojczyzny, który na co dzień przybiera czasem formę ksenofobicznego, "dresiarskiego" patriotyzmu?

Sonia Bohosiewicz: Pod Smoleńskiem wydarzyła się tragedia przekraczająca wszelkie wyobrażenie. Dlatego najpierw był szok. Podobny do tego po zamachu na World Trade Center: człowiek w coś takiego po prostu nie wierzy. A potem... No, cóż, ludzie są, jacy są. Wiele osób ten dramat dotknął osobiście. Ale jeśli chodzi o resztę, to pewnie było różnie. Od razu ktoś wymyślił, żeby za grube pieniądze sprzedawać najtańsze znicze z supermarketu, stanęły kramy z kwiatkami. Taką człowiek ma naturę. Nie chodzi o to, żeby kogoś osądzać, ale też nie ma sensu przesadzać z entuzjazmem, że jesteśmy tacy wrażliwi. Ci, którzy nie noszą dresów, też mają w sobie coś z dresiarzy.

Natasza, którą pani zagrała w "Wojnie polsko-ruskiej", na podstawie książki Doroty Masłowskiej, przeraża swoim agresywnym stosunkiem do świata. Dla niej, tak samo jak dla głównego bohatera - Silnego, Ruscy są obiektem największego lęku i zarazem nienawiści.

- Kiedy przeczytałam książkę Masłowskiej, zastanowiło mnie od razu: a kto to są ci "Ruscy"? Czy to ci, którzy stoją na bazarze i sprzedają tanie wyciskarki do czosnku? Osobiście lubię Rosjan, sama mam wielu przyjaciół w Moskwie. A wracając do patriotyzmu, pamiętam, że jako mała dziewczynka bardzo się dziwiłam, po co są te wszystkie wojny. Miałam nawet pomysł, żeby dwa skonfliktowane narody zamiast się bić, rozgrywały partię szachów...

Kiedy uświadomiła sobie pani naiwność takiego myślenia?

- Nie pamiętam, chyba szybko. Gdy zorientowałam się, że agresja nakręca ludzi.

Pani była zbuntowaną nastolatką?

- Agresja nie bierze się znikąd. Jesteśmy na każdym kroku krępowani nakazami, jak się mamy zachowywać, a jak nie, reklamami, które wmawiają nam np., że każda kobieta musi być chuda. Nie przechodziłam okresu radykalnego buntu, ale miałam dużo energii. Na szczęście, znalazło się dla niej ujście: miałam fajne, aktywne życie w liceum. No i na Śląsku, gdzie się wychowałam, jest mocno zakorzeniony autorytet rodziców. Ale wyobrażam sobie dzieciaki, którymi nikt się nie zajmuje i które z nudów albo potrzeby wyładowania się urządzają bijatyki.

Spotkała pani kiedyś taką wściekłą babę jak Natasza?

- Dzięki Bogu, nie. Wiadomo, że świat wykreowany przez Dorotę Masłowską i reżysera Xawerego Żuławskiego jest w jakimś stopniu przerysowany. To rodzaj komiksu. Ale przypuszczam, że gdyby pójść w odpowiednie miejsce, np. do jakiejś remizy, można się natknąć na nakoksowane nastolaty, które właśnie tak się zachowują. Postać Nataszy wymyśliła Masłowska. Na zdjęciach próbnych u Żuławskiego zorientowałam się, czego będzie ode mnie oczekiwał, jakiego rodzaju energii. Kiedy znaleźliśmy się na planie, właściwie wszystko mieliśmy dogadane, doszła tylko scenografia, którą trzeba było okiełznać i wykorzystać. Od pierwszej rozmowy wiedziałam, że reżyser ma ten film precyzyjnie przemyślany, ale jednocześnie nie krępował mojej inwencji, pozostawiał swobodę.

Jest pani obsadzana w rolach kobiet silnych, przebojowych, takich, które wiedzą, czego chcą. Prywatnie też taka pani jest?

- Nie przeczę, jestem silna. I na pewno bezpośrednia. Dziś coraz trudniej znaleźć reżysera, któremu chce się poświęcić aktorowi tyle czasu, żeby mógł spróbować różnych wariantów zagrania postaci. Pracuje się pod naciskiem producenta, film musi się sprzedać, dlatego mało kto decyduje się na ryzyko. Niedawno zagrałam panią mecenasową w "Małej maturze 1947" Janusza Majewskiego. Epizod, ale mam nadzieję, że udało mi się ciekawie narysować postać. Cieszę się, bo zazwyczaj byłam obsadzana w rolach prostych dziewczyn.

Jak fryzjerka Hanka z warszawskiej Pragi. Rola w "Rezerwacie" [na zdjęciu] Łukasza Palkowskiego wiele zmieniła w pani aktorskim życiu, posypały się nagrody.

- Toteż na tę moją szufladę specjalnie nie narzekam. Takie postaci jak Hanka nie są jednowymiarowe, pod agresywną, wulgarną powierzchownością mają ciekawe wnętrze, uczucia i tęsknoty.

Idealnie wtopiła się pani w świat praskiego "rezerwatu". W filmie obok aktorów zagrali statyści, rodowici prażanie. Jesteście nie do rozróżnienia!

- Faktycznie, mówiono o mnie, że jestem dziewczyną z Pragi. To przede wszystkim zasługa Łukasza, który świetnie dogaduje się z ludźmi i potrafi stworzyć na planie atmosferę, w której wszyscy się czują dobrze.

Praga pokazana została z dużym sentymentem. Pani znalazła tam coś fascynującego?

- Zanim trafiłam na plan filmu, nie wiedziałam o Pradze dokładnie nic. W czasie zdjęć zorientowałam się, że nie żyją tam jacyś menele, tylko ludzie, którzy nie mieli alternatywy. Bohaterowie filmu mieszkają w kamienicy, która za chwilę ma być wyburzona. Nie wiadomo, co z nimi będzie. To jest świat trochę opryszkowaty, ale nie przestępców i zwyrodnialców. Ci ludzie też mają swoje zasady.

Wychowała się pani w małym miasteczku: śląskich Żorach. Są tam podobne rezerwaty?

- Ślązacy tworzą jakąś enklawę. Są dumni ze swego pochodzenia, "charakterni", żyją właściwie na co dzień z poczuciem zagrożenia. To, że śląskie kobiety są silne, nie wzięło się z niczego. Mają świadomość, że mąż, który rano wychodzi do pracy w kopalni, może już nie wrócić. Dbają o czystość, porządek, co sobotę robią wielkie pranie. Mój ulubiony obrazek ze Śląska to właśnie te obwieszone praniem sznury. Dowód ich troski o rodzinę.

Miała pani niedawno okazję zagrać śląską żonę i matkę w "Laurze" - opartym na faktach filmie o górniku zasypanym w lutym 2006 roku.

- To było niezwykłe doświadczenie. I historia tego człowieka: dramatyczna, wzruszająca, ale bez patosu. Wie pani, że on, leżąc pod zwałami ziemi, opowiadał sobie dowcipy, żeby jakoś wytrzymać? Nie wiedział, czy jest dzień, czy noc ani jak długo jest uwięziony. Kiedy został w końcu odkopany, od razu zapytał, kto wygrał mecz, na który czekali wszyscy kibice.

W "Rezerwacie", w scenie na barce, filmowy Marcin, chłopak z "warszawki", mówi do Hanki, że jej zazdrości. Bo ona ma swoje miejsce. Aktorzy prowadzą zwykle życie nomadów. Pani ze Śląska wyjechała do Krakowa, stamtąd do Warszawy. Znalazła już pani swoje miejsce?

- Nie mam poczucia, że żyję na walizkach. To jest normalna kolej rzeczy, że się wyjeżdża na studia albo do pracy. Wydaje mi się, że miejsce nie określa mnie tak bardzo jak Hankę. W moim przypadku chodzi bardziej o ludzi, którzy mnie otaczają. Kiedy mieszkałam w Krakowie, ściągnęłam tam siostrę, która teraz przeprowadza się do Warszawy. Lubię oswajać miasto, w którym mieszkam, znaleźć sklep blisko domu, w którym ekspedientka będzie mnie znała, stworzyć siatkę miejsc odpowiadających mi atmosferą, kolorami, towarzystwem. Nie wszystko w Warszawie mi się podoba, ale to miasto wystarczająco rozległe i różnorodne, żeby się w nim zadomowić.

Mówiła pani w jednym z wywiadów, że młodzież z małych miast, jak Żory, nie zdaje do szkoły aktorskiej. Więc pani ze swoimi marzeniami długo się ukrywała...

- Trochę się wstydziłam, bo były oderwane od rzeczywistości. Aktorów znałam tylko z telewizji. Raz na Krupówkach w Zakopanem widziałam Janusza Gajosa. Ale to, z czym zetknęłam się na zajęciach studia teatralnego u Doroty Pomykały w Katowicach, natychmiast mnie wciągnęło. Poczułam się raźniej, bo spotkałam młodych ludzi, którzy myśleli podobnie. Potem, znów dzięki Dorocie Pomykale, miałam okazję zweryfikować niektóre wyobrażenia o tym zawodzie z rzeczywistością: dostałam maleńki epizod w "Spisie cudzołożnic" Jerzego Stuhra. I spodobało mi się.

Potem były studia aktorskie, teatry: Stary i Słowackiego. A także kabaret, który trochę tu nie pasuje...

- Dlaczego? Z kabaretową Grupą Rafała Kmity byłam związana kilkanaście lat, zaczęło się jeszcze w szkole teatralnej. Z jednej strony rzeczywiście jest tak, że miejsce Kabaretu Starszych Panów zajęły dziś wygłupy. Ale to, co robił Rafał, nie miało z tym nic wspólnego. To były piękne spektakle, żadne chałtury. Zagrać dobrze w kabarecie i rozbawić widza wcale nie jest łatwo. A ja najbardziej lubię właśnie rozśmieszać.

Na odkrycie przez filmowych i telewizyjnych reżyserów czekała pani dość długo. W "Rezerwacie" zagrała pani już po trzydziestce.

- Wcale nie czekałam. Grałam w teatrze i kabarecie, i sądziłam, że tak będzie wyglądać moja zawodowa przyszłość. Kiedy pojawiła się sposobność zaistnienia w kinie, skorzystałam z niej i bardzo się z tego cieszę.

Ale z teatru praktycznie pani zniknęła.

- Zaszłam w ciążę, przeniosłam się do Warszawy. Nie było sensu prosić żadnego z dyrektorów warszawskich teatrów o angaż, skoro zaraz miałam rodzić. Potem pojawiło się sporo propozycji filmowych i nie miałam czasu na powrót do teatru. Sądzę jednak, że za jakiś czas będzie to możliwe. Nie jest łatwo pogodzić opiekę nad małym dzieckiem z próbami i wieczornymi spektaklami. Musiałabym znaleźć coś naprawdę rewelacyjnego.

Wśród internetowych wpisów na pani temat - na portalu o gwiazdach przeczytałam, że aktorki nie powinno się oceniać po rolach serialowych, tylko po tym, co pokazała w teatrze.

- Nie wiem, o jaką moją rolę serialową chodzi...

Niani w "Pierwszej miłości".

- Ale to była ciekawa postać, czarny charakter. I tylko trzy dni zdjęciowe. Ta propozycja trafiła, przyznaję, w dół finansowy w czasie wakacji, kiedy teatry są zamknięte, a aktorzy nie zarabiają. Nie chciałabym, żeby żadna rola serialowa przylgnęła do mnie jak stempel, dlatego unikam dłuższej współpracy. Nie bardzo też interesują mnie tematy poruszane w większości polskich telenowel.

W serialu komediowym "Usta, usta" gra pani młodą matkę, a więc kogoś, kto powinien pani być szczególnie bliski.

- Wyszło trochę śmiesznie, bo miałam nadzieję, że na planie oderwę się od spraw związanych z macierzyństwem. Tymczasem dostałam obce dziecko na ręce, a moje własne w tym czasie spało w kamperze obok. Ale w odcinkach, które kręcimy teraz, moja bohaterka ma już odchowane dziecko i zupełnie inne problemy.

W filmie Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór" miała pani okazję pracować z aktorami weteranami. Czy dla pani aktorstwo to wybór na całe życie?

- Spotkanie z mieszkańcami Skolimowa było bardzo miłe i dało mi wiele do myślenia.

Dziś jestem zadowolona z tego, co robię i co udało mi się osiągnąć. Cieszę się, że dostaję propozycje, że mogę wybierać role. Dzięki mężowi mam zabezpieczony byt, a niepewność materialna, która jest zmorą wielu aktorów, mnie nie dotyczy.

Gdyby nagle nastąpiła cisza i urwały się propozycje, nie umarłabym z tęsknoty za aktorstwem. Za bardzo jestem związana z rodziną, mężem, dzieckiem. To od nich zależy moje szczęście w życiu, a nie od sukcesu zawodowego.

***

Sonia Bohosiewicz

Jest Ślązaczką, ale jej rodzina ma korzenie ormiańskie. Urodziła się 9 grudnia 1975 roku w Cieszynie. Dzieciństwo spędziła w śląskich Żorach. Po ukończeniu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie pracowała w teatrach - Starym i im. Słowackiego. Przez wiele lat była związana z kabaretową Grupą Rafała Kmity.

Na dużym ekranie zadebiutowała w 1994 roku epizodem w "Spisie cudzołożnic" Jerzego Stuhra. Zagrała m.in. w komedii sensacyjnej "Show" Macieja Ślesickiego, "Zakochanym aniele" Artura Więcka "Barona" i "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta.

Za kreację, którą stworzyła w debiutanckim "Rezerwacie" Łukasza Palkowskiego, zebrała wiele nagród: m.in. na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego i dwie statuetki Orłów (Polskie Nagrody Filmowe). Nominację do Orła przyniosła jej także drugoplanowa rola Nataszy w "Wojnie polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego.

W dorobku telewizyjnym ma m.in. role w serialach "Pogoda na piątek", "39 i pół", "Przystań" oraz "Usta usta". Ostatnio wystąpiła w spektaklu Teatru TV "Rosyjskie konfitury".

Usta, usta | TVN | 20.00 | SOBOTA | 17.00 | NIEDZIELA

Jeszcze nie wieczór | Canal+ | 14.00 | NIEDZIELA

Wojna polsko-ruska | Canal+ | 23.00 | ŚRODA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji