Artykuły

Grzegorzewskiego tańce polskie

Wśród sztuk Stanisława IGNACEGO WITKIEWICZA (Witkacego) "Szewcy" zajmują wyjątkową pozycję. W utworze tym Witkacy zawarł cały niepokój - jeśli tak można powiedzieć - ideologiczny swojej epoki. Klęska świata odchodzącego w przeszłość, degrengolada "wysadzonych z siodła", kryzys mieszczańskiego światopoglądu i obyczajowości, bezsilność teorii i koncepcji klas uprzywilejowanych w stosunku do obiektywnych procesów rozwoju społecznego, nieuchronność narastających konfliktów i wzrastająca rola ludzi pracy, siła klasy robotniczej, zwycięstwo rewolucji w Rosji, stawiające na forum opinii światowej problem innych perspektyw ustrojowych - to wszystko jest osnową wielce subiektywnych, ale często genialnych w swoim wizjonerstwie, dywagacji Witkacego w "Szewcach".

Przy całej oryginalności formy, niezwykłości języka, pozornej absurdalności w łączeniu różnych wątków i motywów jest ten utwór w swojej głównej koncepcji osadzony w starym i znanym w polskiej literaturze schemacie ciągnącym się aż od farsy "Z chłopa król". Sajetan Tempe majster szewski, który drogą nieco abstrakcyjnego przewrotu zdobywa władzę, a potem nie bardzo wie jak ją sprawować to symbol wieloznaczny i niesłychanie nośny w każdym czasie. Kwestia interpretacji tego symbolu w kontekście innych problemów takich jak wolność, prawo do pracy, normy moralne i obyczajowe, światopogląd, wyłożonych w pełnym paradoksów i sarkastycznych aforyzmów dialogu jest bardzo złożona i trudna, wymaga od twórcy przedstawienia "absolutnego słuchu", utrafienia każdorazowo w klimat i atmosferę czasu, w którym rzecz się ukazuje na scenie.

Ale Jerzy Grzegorzewski - jak się zdaje - podszedł do zagadnienia od zupełnie innej strony. Mam wrażenie, iż chciał wpisać dzieło Witkacego w kontekst pewnego nurtu polskiej tradycji kulturowej. Nie od rzeczy wspomniałem tutaj o staropolskiej farsie, długowieczności tego wątku, w naszej tradycji, żywego po dzień dzisiejszy, żeby choć wskazać "Króla Mięsopusta" Jarosława Marka Rymkiewicza. Grzegorzewski umieścił "Szewców" w tych tradycjach farsy polskiej, które niosły za sobą przetwarzanie w określonych sytuacjach błazeńskiego gestu w gest tragiczny i pełny znaczenia, wydobywający spod warstwy groteski i żartu refleksję nad losem narodu, nad jego "sposobem bycia".

W tym nurcie naszej tradycji kultura polska nagromadziła mnóstwo własnych - i trudnych do odczytania dla obcych - tropów znaków, stworzyła nawet pewną konwencję mówienia o ważnych prawach raz poprzez symbole, raz poprzez sarkastyczny gest czy groteskowy żart. I właśnie w przedstawieniu "Szewców" mamy coś w rodzaju antologii tych symboli i gestów, tych tropów i kodów znaczeniowych. Zgrupowane one są wokół motywu tańca. Już pierwszemu dialogowi "Szewców", kiedy mistrzowie kopyta rozważają sprawy tego świata towarzyszy taniec; we wszystkich drzwiach bocznych lóż pojawiają się tańczące postacie, niby kukły czy marionetki, rekwizyty umierającego świata blichtru i przesytu, tańczące w rytm zjadliwie tandetnego tanga granego przez orkiestrę ukrytą gdzieś w kuluarach teatru. Potem triumfującemu prokuratorowi, ni to władcy, ni to sędziemu - stróżowi starego porządku usługiwać będzie tancerka markując klasyczne pas. Scenie triumfu Sajetana, Grzegorzewski w kapitalnym pomyśle inscenizacyjnym zamknął całą istotę problemu: szewcy zasiadłszy w jakiejś zapewne pałacowej sali balowej, syci wszelkich rozkoszy i dostatku "grają" na skrzypcach i kontrabasie w ten sposób, iż muzycy wodzą strunami po trzymanych przez nich smyczkach. Oto kabotyństwo i prymityw kulturalny nowego typu drobnomieszczanina, który się dorwał do władzy. Oto duchowa geneza wszelkiej szmiry. Oto wyraz tych obaw Witkacego-artysty, które wyzierają z jego tekstów.

Ale z tego grymasu czy gestu wynikają dalsze konsekwencje. Sztuka zmierzając do kulminacji zaczyna mnożyć tego rodzaju chwyty, zaczynają się nakładać na siebie wspomniane tu już tropy i symbole, mamy na scenie i parodię narodowej opery i anty-"Wesele".

Jaki jest ostateczny wynik tego artystycznego przedsięwzięcia, tej nowej próby pokazania Witkacego? Wydaje mi się, że w sensie twórczości teatralnej, artystycznej oryginalności jest to spektakl nader ważny i cenny, wnosi bowiem nowe spojrzenie na ciągłość tradycji naszej kultury, pokazuje iż doświadczenia teatru poszukującego nowych form wyrazu, odrzucającego tradycyjną dramaturgię, stare konwencje nie oznacza zrywania z tym co stanowi wartość sztuki - jej zapleczem historycznym i społecznym uwarunkowaniem.

Przy wszystkich wspomnianych już tutaj walorach przedstawienie jako spektakl rozumiany w dosłownym, potocznym i codziennym doświadczeniu teatralnym jest nie zawsze harmonijnie zbudowane, brak mu zwartości i momentami czytelności samego tekstu. Być może przestrzenne rozwiązanie inscenizacji dla sztuki, w której słowo ma tak wielkie znaczenie, było zbyt dużym ryzykiem - "gęstość" samego tekstu jakby się rozpływała, uwaga widza skierowana na śledzenie samej formy spektaklu nie zawsze mogła być skupiona w należytym natężeniu na sens wewnętrzny sztuki. Trudno powiedzieć czy wszyscy widzowie mają podobne odczucie.

Założenia inscenizacyjne nałożyły na zespół aktorski bardzo trudne zadania, wymagały od nich maksimum sprawności warsztatowej niezależnie od rozwiązania problemów interpretacyjnych tworzących w sumie owo witkacowskie panopticum. Doskonale poradzili sobie z tymi problemami wykonawcy czołowych ról, a zwłaszcza SŁAWOMIR MISIUREWICZ jako Sajetan Tempe, ANDRZEJ JURCZAK i IRENEUSZ KASKIEWICZ - Czeladnicy, HALINA KULIKOWNA jako księżna Irina Wsiewołodna - Zbereżnicka - Podberezka nie we wszystkich niuansach tej groteskowej i charakterystycznej roli osiągnęła pełnię sukcesu aktorskiego, ale w sumie utrzymała się w klimacie przedstawienia. Jerzy Przybylski w roli Prokuratora Roberta Scurvy sprawiał wrażenie, jakby bardziej akcentował wewnętrzne cechy tej postaci niż ją zewnętrznie karykaturyzował. MAREK BARGIEŁOWSKI dał w małej rólce Fierdusieńki kwintesencję "lokajstwa".

Cały zresztą zespół aktorski zasługuje tutaj na pochwałę, żeby wspomnieć tylko tak udane miniatury aktorskie jakie zaprezentowali TERESA MARCZEWSKA, HENRYK STASZEWSKI, EUGENIUSZ WAŁASZEK i inni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji