Artykuły

Kiepski miodowy miesiąc

"Honeymoon" w reż. Zbigniewa Najmoły w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze. Pisze Artur Łukasiewicz w Gazecie Wyborczej Zielona - Góra.

Sporą część filmowych komedii i seriali romantycznych da się obejrzeć raz i natychmiast zapomnieć. Niestety, to samo da się powiedzieć o "Honeymoon", najnowszej premierze na zielonogórskiej scenie (...)

W filmie recepta na lekką komedię z motywem walki płci jest doskonale znana i wielokroć zastosowana. Parę żelaznych reguł i potrawa gotowa - lekkostrawna, dietetyczna, kolorowa i zdrowa jak surówka wiosenna. W zielonogórskim przedstawieniu "Honeymoon" też niby wszystko wygląda jak należy. Dopracowane, staranne opakowanie - apartament z wielkim oknem i widokiem na drapacze chmur, meble jak z biura korporacji, z telewizora na ścianie leci słodki stary przebój George'a Michaela, ewentualnie kanał z modą. W barku drogi koniak. Bohaterki jak z żurnala, klasa średnia, majętna, garściami korzystająca z życia - to też model z kinowych współczesnych produkcji komediowo-melodramatycznych. Jeszcze zgrabne dialogi. - Lepsze mnóstwo niż ubóstwo - śmieją się trzy bohaterki podczas rozmów o facetach. I popijają szampana.

Sztukę - łudząco przypominającą popularny serial komediowy - napisał austriacki aktor i scenarzysta Gabriel Barylli (...) Wychodzi na to, że "Miesiąc miodowy" (Honeymoon) napisał z nudów i podrzucił bulwarowym teatrom, które w kłopoty wpędzają zabawne. Jeżeli telewizją rządzi rozrywkowy "Seks w wielkim mieście", to teatr weekendowy nie powinien się silić na coś oryginalniejszego. A i powodzenie zagwarantowane. Tyle że ta zasada w przypadku zielonogórskim nie zadziałała.

Mamy trzy bohaterki, niby różne, ale jakby sklonowane. Christine (Tatiana Kołodziejska) - dobrze zarabiająca psychoterapeuta i właścicielka mieszkania z widokiem na city. Rozwódka, marzy o dziecku. Linda (Kinga Kaszewska-Brawer) kolekcjonuje facetów. Mylą jej się wycieczki. "Egipt? Wyspa Wielkanocna?". I Barbara (Marta Frąckowiak), świeżo po porażce małżeńskiej. Jej kochany wybrał sekretarkę. Chciałaby się odegrać i też kolekcjonować wedle zasady "lepsze mnóstwo niż ubóstwo". Mężczyźni, banalni zalotnicy, nagrywają się jedynie na sekretarkę.

Filmowe pierwowzory nadrabiają zabawną fabułą, zwrotami akcji. Tu ważniejsze są dialogi. Jeśli myślisz z początku, że zaserwują ci choćby kopię "Ladies", to nie będzie źle. Nic z tego, błyskotliwie, zabawnie ani inteligentnie nie jest. Rozmowy trzech bohaterek zlewają się w jeden nudnawy szczebiot. Ograny, przerabiany, nijaki (...) Trudno im czynić zarzut, że to, co mówią, jest stare jak świat. Że banały w komediach się opowiada na okrągło. Ważniejsze jest - jak to robią.

Aktorki nie porywają. Ich gra - poza króciutkimi przebłyskami - nie ma polotu. Brakuje smaku tytułowego miodu, a jak już to czujemy sztuczny (...) Z filmowym "Seksem w wielkim mieście" nie wygrywają, nawet z odcinkiem powtarzanym trzynasty raz, w paśmie śniadaniowym. Wychodzi na jaw, że opakowanie to za mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji