Artykuły

Dowcip obuty w baletki

Coraz mniej wokół nas tych, co tak mocno wpisani w kulturę stanowili zarazem pomost z czasem międzywojnia. Oto dziś zostanie pochowana w Warszawie Stefania Grodzieńska... We wrześniu minionego roku skończyła 95 lat - pisze Wacław Krupiński w Dzieniku Polskim.

Tańczyła jeszcze w balecie warszawskiej "Cyganerii", potem legendarny Jarosy, który zobaczył w tancerce "rzewnego komika", zaprosił ją i do tworzonego Cyrulika Warszawskiego; tam w maju 1937 roku poznała swego przyszłego męża, satyryka i komediopisarza Jerzego Jurandota. - Opowiadała, że już byli z Jurandotem parą, kiedy on wydał zbiór tekstów "Niedobrze panie Bobrze", z dedykacją "Mojej żonie". Poczuła się urażona, niemal chciała z nim zerwać, na co on: "To dla Ciebie". Tak pięknie się jej oświadczył - powie mi zaprzyjaźniony z Grodzieńską Zbigniew Rymarz, pianista, kompozytor, archiwista, sam pamiętający tamto dwudziestolecie.

Przywoła też wspomnienie Grodzieńskiej, jak to jeszcze jako "szarpio afrikanske", jak mówił o niej Jarosy z uwagi na jej fryzurę, czyli młoda tancerka idąc do Cyrulika spotkała Hankę Ordonównę w pięknym kapeluszu. "Pani Haniu, ale ma pani piękny kapelusz!". - "Podoba ci się?" - "Bardzo". Po programie przyszła do niej Ordonka: "Ponieważ ci się podobał, to masz". - Nosiłam go na okrągło, czy mi pasował, czy nie pasował - opowiadała Rymarzowi.

Należąc do grona zwanego piplaje, tworzonego przez młode tancereczki i aktoreczki bez specjalnego znaczenia, szybko umiała się z niego wyzwolić. Została solistką; "...z girlasa stałam się prawdziwym członkiem znakomitego zespołu z nazwiskiem na afiszu" - napisze we wspomnieniowej książce o Jarosym "Urodził go Niebieski Ptak. W Cyruliku debiutowała też jako autorka skeczem małżeńskim, który z powodzeniem grała i po wojnie. W przyszłości zasłynie wieloma podobnymi - w ramach cyklu "Mąż i żona" będą je na antenie radia interpretować Magdalena Zawadzka i Wiktor Zborowski.

We wspomnieniach o Jarosym ujmie swe życie krótko: "Dwudziestolecie międzywojenne: pół życia. Okupacja: prawie cała druga połowa. A króciutki pozostały okres to lata 1945-85". Ale to ten "króciutki okres" stworzył Grodzieńską: człowieka radia - była spikerką Radia Lublin już w 1944 r., w radiu przepracowała lata i najbardziej je kochała, a ono uhonorowało ją Diamentowym Mikrofonem. Była też kilkanaście lat związana z redakcją rozrywki Telewizji Polskiej.

Tuż po wojnie zaczęła też pisać felietony - do "Szpilek" i krakowskiego "Przekroju". Urodę jej tekstów doceniał sam Gałczyński. I tak stała się rozpoznawalną i cenioną felietonistką, scenarzystką ("Sprawa do załatwienia", "Deszczowy lipiec"), autorką tekstów kabaretowych, aktorką estrady i teatru. Zaczęła z mężem od miasta swych narodzin, szybko jednak wraz z rewiowym teatrem Syrena przenieśli się do Warszawy. Z monologów i skeczów Grodzieńskiej, pisanych samodzielnie lub z mężem, z którym przeżyła 42 lata, korzystali m.in. Hanka Bielicka, Adolf Dymsza, Alina Janowska, Kalina Jędrusik, Bogumił Kobiela, Irena Kwiatkowska.

Po śmierci Jurandota w 1979 roku zarzuciła na czas dłuższy twórczość kabaretową, skupiając się na pisaniu wspomnień. Pracowała nad książką o Fryderyku Jarosym. Któregoś dnia Zbigniew Rymarz zadzwonił do niej; zwierzyła się, że nie ma nastroju do pisania, że chyba zrezygnuje. - Powiedziałem "wykluczone", po czym zawiozłem Stefie przedwojenny rocznik "Kina". Po dwóch tygodniach zadzwoniła mówiąc, że ów rocznik sprawił, że powróciły wspomnienia, a z nimi jej chęć do pisania...

A potem powstały kolejne książki, felietony.

- Jeszcze parę miesięcy przed śmiercią Stefy byłem na spotkaniu z nią w domu kultury na Pradze. Już słabo się poruszała, ale za to, jak zaczęła mówić, ubyło jej 20 lat. Wciąż prezentowała swój cudowny humor. Była znakomitym konferansjerem, była świetną aktorką, a przede wszystkim świetnym człowiekiem - tak bezpośrednia, kontaktowa. Pamiętam jej pojedynek sprzed lat w Tele Echu, kiedy Irena Dziedzic spytała ją o wiek. Stefa nie miała ochoty opowiadać, zatem migając się, zapytała: "Pani Ireno, Pani jest - owa czy -ówna, bo przecież takie nazwisko powinno mieć przyrostek". Po czym obie panie tak sprytnie poprowadziły dialog, że żadna nie odpowiedziała na pytanie. Była Grodzieńska urokliwa w konferansjerce i znakomita w skeczach, a jej "dzionki małżeńskie" to był majstersztyk. Wielka na scenie, wielka w tym, co pisała i bardzo normalna, ciepła, bardzo zwyczajna w życiu codziennym. Ona sobie niczego nie musiała dodawać, bo wszystko miała - talent estradowy, aktorski, pisarski. Kontakt ze Stefą to było święto - mówi Zbigniew Rymarz.

Cóż, nie darmo kiedyś zauważyła: "(...) wolę się cieszyć bez powodu, niż martwić z powodem".

Pisała świetnym, ładnym językiem, za co w roku 2001 została uhonorowana tytułem "Mistrza Mowy Polskiej", umiała też operować stylem złośliwym, ciętym, ale nawet - jak ktoś kiedyś zauważył - rozdając kopniaki, czyniła to stopą obutą w baletkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji