Artykuły

Poznań. "W sobotę o ósmej" Hanocha Levina w Nowym

Głęboka emocjonalność, beckettowska dziwność i udręczone miłością dusze. W sobotę w Teatrze Nowym premiera sztuki Hanocha Levina "W sobotę o ósmej" w reżyserii Mariusza Puchalskiego.

Hanoch Levin, izraelski dramaturg, reżyser, pisarz i poeta był postacią nietuzinkową. Wychowany w rodzinie ortodoksyjnych Żydów, konsekwentnie mówił, że Boga nie ma. Pisał zajadłe polityczne satyry, antywojenne manifesty, ale też metafizyczne poematy. Często dosadnym, bezkompromisowym językiem. "Hanoch Levin widział świat od stóp do głów. Od kłopotów z wypróżnieniem po kłopoty z sensem egzystencji. (...) Pokazywał ów świat w swoim teatrze w Tel Awiwie, łącząc nowoczesną, skondensowaną formę z poczciwością żydowskiego wodewilu" - pisał krytyk teatralny Jacek Sieradzki.

"W sobotę o ósmej" w reżyserii Mariusza Puchalskiego to adaptacja "Hartiti et libi", jednego z pierwszych dramatów Levina, ale odnalezionego dopiero po śmierci dramaturga. Levin skrzętnie go ukrywał, bo łatwo byłoby rozpoznać pierwowzory postaci - bohaterów "Hartiti...". Spektakl do tej pory pokazywano jedynie w Teatrze Cameri w Tel Awiwie. Premiera na Scenie Nowej Teatru Nowego w sobotę o godz. 19.15. Kolejne spektakle o tej samej godzinie w niedzielę oraz codziennie, od wtorku do następnej niedzieli.

Rozmowa z Mariuszem Puchalskim

Michał Gradowski: Hanoch Levin napisał dziesiątki dramatów, ale znany jest głównie z tych mocnych, obrazoburczych, zaangażowanych. Widzowie rzucali w aktorów pomarańczami, spektakle zdejmowano z afisza. A pan z pomocą Levina postanowił opowiedzieć o miłości.

Mariusz Puchalski: W lipcu zeszłego roku dyrektor Wiśniewski zaproponował mi wyreżyserowanie kolejnego spektaklu. Czytałem wiele dramatów i w końcu dostałem od Michaela Handelsalza, przyjaciela naszego teatru, tłumaczenie z hebrajskiego "Hartiti et libi" Levina. Zaintrygował mnie styl, język tej sztuki. Jest w niej coś niepokojącego, przewrotnego. Rzecz o miłości, ale napisana w niecodzienny sposób - nie ma fabuły, akcja prawie się nie rozwija, a czuje się głęboką emocjonalność, taką beckettowską dziwność.

(...)

Pieśniarka kocha sędziego, niespełnionego amanta, który co tydzień, w sobotę o ósmej, poddaje się paramiłosnemu rytuałowi.

- Tak, sterczy pod oknem ukochanej. On nic nie robi, tylko kocha. Gdyby ktoś zapytał go, co było sensem jego życia, odpowiedziałby: czekać pod jej oknem z rozedrganym sercem.

Oprócz nich jest też stare, zmęczone sobą małżeństwo.

- (...) Ta starsza para to projekcja życia tej młodszej. Sygnał, że podobny scenariusz może czekać i ich. Levin pokazuje bohaterom, że ciężko jest nie tylko na początku.

"Hartiti et libi" to sztuka określana przez krytyków "komedią męczarni". Będą męczarnie?

- Tak, męczarnie obolałych z powodu miłości dusz. Ale nie tylko, bo rzeczywistość jest zawsze komediodramatem. W chwilach dramatycznych zachowujemy się z nieznanych powodów przedziwnie. I to dla obserwatorów może być śmieszne.

Całość: Gazeta Wyborcza Poznań

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji