Artykuły

Twarz Marszałka

JANUSZ ZAKRZEŃSKI był aktorem niedzisiejszym. Zupełnie nie nadawał się do udziału w telenowelach, gdzie gra się szybko. - Ponieważ zawsze bardzo dokładnie analizował każdą postać, miał wiele pytań i wątpliwości, jeden dzień zdjęciowy z jego udziałem trwałby tydzień - powiedział jeden z reżyserów.

JANUSZ ZAKRZEŃSKI (1936-2010), aktor, studiował medycynę i aktorstwo w Krakowie, był wykładowcą retoryki w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie,

członkiem rady programowej Związku Piłsudczyków.

Jeśli spotkało mnie w życiu coś interesującego, zawdzięczam to przypadkowi - powtarzał wielokrotnie.

Choć jego ukochanym miejscem był teatr, to w pamięci najszerszej publiczności pozostanie dzięki trzem postaciom filmowym: Korczyńskiemu, Witkacemu i Józefowi Piłsudskiemu. Benedykt Korczyński w ekranizacji "Nad Niemnem" był wywiedziony z jego rodzinnych wspomnień. Zakrzeński dzieciństwo spędził w majątku ojca w Przededworzu na Kielecczyźnie. Lubił wspominać, że dorastał wśród lip posadzonych przez dawnego właściciela, generała Dezyderego Chłapowskiego. Na planie filmu "Nad Niemnem" - kręconego nad Bugiem - był zawsze niesłychanie szarmancki. Uwielbiał jeździć konno, chodzić nad rzekę, pływać łódką. Marzył, by wyjechać nad prawdziwy Niemen i pokazać ten film potomkom jego bohaterów. To życzenie się spełniło. Pojechał do Bohatyrowicz i poznał ludzi, którzy dziś noszą to nazwisko.

Zanim przekonał się, że aktorstwo będzie jego największą pasją, próbował innych sposobów na życie. Za namową matki rozpoczął w Krakowie studia medyczne, ale nie dawały mu one wielkiej satysfakcji. Postanowił więc sprzeciwić się woli ojca, rasowego ziemianina, i za namową ciotki Kazimiery Szyszko-Bohusz, aktorki Teatru im. Słowackiego, zdawał do krakowskiej PWST. Z powodzeniem.

Teatr wyraźnie go polubił, bo po zakończeniu szkoły reżyser Bohdan Korzeniewski zaproponował mu rolę Hektora w "Troilusie i Kresydzie". Tak trafił do legendarnego Teatru im. Słowackiego, w którym spędził kilka sezonów.

Od 1967 roku związał się z warszawskim Teatrem Polskim, który odtąd z małymi przerwami miał być jego miejscem na ziemi. Świetnie odnajdował się w polskiej i światowej klasyce, w sztukach Fredry, Słowackiego, Szekspira, Schillera, Moliera, ale także Sartre'a czy Ionesco. Ze swego talentu aktorsko-wokalnego uczynił szczególny walor w wystawianej w Teatrze Polskim śpiewogrze Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner "Na szkle malowane". Wcielił się tam w postać Janosika i grał go niemal 700 razy.

Zawsze był duszą towarzystwa. Na widowni miał grono fanek. Jak wieść niesie, najbardziej rzucała się w oczy pewna dziewczyna, która w latach 70. do Teatru Polskiego przychodziła na jego spektakle wielokrotnie. Siadała w pierwszych rzędach z książką. Czytała cały czas, dopóki Zakrzeński nie pojawił się na scenie, a kiedy schodził - wracała do lektury.

Nigdy nie krył, że był koneserem kobiecej urody. Jeszcze w czasach krakowskich wyjechał w góry i zachwycił się piękną góralką, która grabiła siano. Olśniony nią, tak skutecznie zabiegał o względy dziewczyny, że wkrótce wzięli ślub. Uczucie okazało się nader stabilne, bo do końca pozostali szczęśliwym małżeństwem.

Był aktorem niedzisiejszym. Zupełnie nie nadawał się do udziału w telenowelach, gdzie gra się szybko. - Ponieważ zawsze bardzo dokładnie analizował każdą postać, miał wiele pytań i wątpliwości, jeden dzień zdjęciowy z jego udziałem trwałby tydzień - powiedział mi jeden z reżyserów.

Kilkakrotnie wcielał się w postacie historyczne i był w tym naprawdę dobry. - Jestem trochę metafizykiem. Mam taką metodę, że oczy nie kłamią. I z oczu biorę postać - mówił. Inspiracją mógł być nawet niewielki szczegół. Przed zagraniem Napoleona w "Popiołach" Wajdy pojechał do Paryża, by w muzeum wojskowym obejrzeć dokładnie kapelusz cesarza.

Zachwycił i zdumiał główną rolą w filmie "Tumor Witkacego" w reżyserii Grzegorza Dubowskiego. Trafił w sedno tej postaci, cudownie balansując na krawędzi serio i zgrywy. A jednocześnie było w tym Witkacym coś tragicznego.

Wreszcie jego pomnikowa rola - Piłsudski. Aż trudno uwierzyć, że zagrał ją właściwie przypadkiem, bo wcześniej Bohdan Poręba proponował rolę w filmie "Polonia Restituta" Henrykowi Machalicy. Ostatecznie zagrał Zakrzeński i okazał się idealnym odtwórcą. Odtąd dla widzów - filmów i spektakli marszałek Piłsudski miał rysy Janusza Zakrzeńskiego. Bo nie tylko grał go wiele razy, lecz także występował z tą postacią w szkołach i na patriotycznych wieczornicach, a jako Piłsudski w Święto Niepodległości odbierał hołd od urzędników państwowych. Z najwyższym z nich 10 kwietnia wyruszył do Katynia, by wziąć udział w patriotycznej manifestacji.

Jan Bończa-Szabłowski jest dziennikarzem działu kultury "Rzeczpospolitej".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji