Artykuły

O pięknej Helenie, Aidzie i innych...

"Piękna Helena i inne" w reż. Macieja Wojtyszki w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Maria Sztuka w Śląsku.

Po niezwykłych i monmentalnych ucztach estetycznych, jakimi były: kantata sceniczna "Carmina Burana" Carla Orffa i jedyna opera Ignacego Jana Paderewskiego - "Manru", tym razem Opera Śląska bawi widzów zaskakującym spektaklem "Piękna Helena i inne". Ta szczególna chwila relaksu to pomysł inscenizacyjny Macieja Wojtyszki, wybitnego reżysera filmowego i teatralnego, pisarza i dramaturga. Przedstawienie - zdaniem jego twórcy - miało wywołać uśmiech na twarzach widzów: żadnej polityki, aluzji, podtekstów, odniesień - Wyłącznie dobra zabawa, wsparta wspaniałą muzyką i wartką akcją. I tak też się stało. Spektakl śmieszy a zarazem uwodzi wdziękiem pięknych kobiet i frapujących mężczyzn, urzeka mistrzowskimi dźwiękami i przykuwa bogactwem oprawy plastycznej.

Choć opowieść jest oparta na kanwie Offenbachowskiej "Pięknej Heleny", poza częścią tytułu i bohaterką, niewiele ma wspólnego ze znaną z mitologii historią. Choć losy najpiękniejszej kobiety świata (Sabina Olbrich-Szafraniec) i rozkochanego w niej Parysa (Patrycy Hauke) pozostają główną osią przedstawienia, to ich miłosne perypetie Wojtyszko przewrotnie zamącił i zgotował im małe piekiełko. Miotają się więc kochankowie pomiędzy płomienną miłością, znudzeniem, pokusami i zdradą, docierają jednak szczęśliwie do finału i nie jest to bynajmniej wojna trojańska, ale ... ognisty kankan. Aby urozmaicić ten niezwykły romans pojawiają się na scenie: czarująca Primadonna (Joanna Kściuczyk-Jędrusik), prorok Kalchas (Włodzimierz Skalski), wpadający w sidła przewrotnej Aidy (Aleksandra Stokłosa), Rudolf (Maciej Komandem), Menelaus (Hubert Miśka), a nawet... Pracownicy Techniczni (Janusz Wenz, Witold Dewor). Jak łatwo się domyśleć - tak liczne grono bohaterów, uzbrojonych na dodatek w wymowne a czasem wręcz szokujące rekwizyty, czyni gigantyczny bałagan. Bez miotły więc ani rusz. Ale, jak mówi reżyser: "rzecz dzieje się w teatrze, a teatr bawi się sam sobą, swoimi możliwościami i swoją umownością".

Maciej Wojtyszko określa to dzieło mianem "patchworku", składającego się z wielu utworów operowych i operetkowych, w spektaklu wykorzystał fragmenty "Wesela Figara" i Czarodziejskiego fletu" W. A. Mozarta, "Wesołej wdówki" F. Lehara, "Księżniczki czardasza" E. Kalmana, "Cyrulika sewilskiego" G. Rossiniego, "Pięknej Heleny", "Pericolli" i "Opowieści Hoffmana" J. Offenbacha, "Aidy"

G. Verdiego, "Giocondy" A. Ponchiellego, "Cyganerii" i "Manon Lescaut" G. Pucciniego, "Eugeniusza Oniegina" P. Czajkowskiego, "Wiktorii i jej huzara" P. Abrahama... a także mniej znanych utworów: "Zamku na Czorsztynie" K. Karpińskiego, "Madame du Barry" K. Millóckera, "Marty" F. Flotowa, "Dzwonów z Corneville" R. Planguette'a i "Zaręczyn przy latarniach" J. Offenbacha. Ta lista (oczywiście niekompletna) arcydzieł to jeden z powodów, aby ten spektakl obejrzeć a przede wszystkim posłuchać arii, czasem komicznie, czasem perfidnie skompilowanych, ale zawsze wykonanych po mistrzowsku.

Pod kierunkiem muzycznego wodza Tadeusza Serafina soliści, chórzyści, orkiestra oraz balet Opery Śląskiej, pod czujnym okiem Henryka Konwińskiego (choreografia i ruch sceniczny), uruchamiają wielką machinę inscenizacyjną, nadając jej chwilami szaleńcze tempo. O ile w sferze pomysłu operetta mirta może budzić wątpliwości, o tyle jej wykonawcy zdobywają sympatię widzów od pierwszego spotkania. Powabna I Primadonna, którą Joanna Kściuczyk-Jędrusik okrutnie obnażyła, poturbowała i wyśmiała, pozostaje nadal wytworną damą, choć niejednokrotnie balansuje na granicy groteski, czasami wręcz docierając się o tragedię. Aktorka z wielkim taktem "dystansuje się do swojej bohaterki, a publiczność obdarowuje niezwykle piękną arią Królowej Nocy, trudno będzie także zapomnieć szlochającą arię ze śmiechem rozchwianej psychicznie Aidy (Aleksandra Stokłosa), czy wyznanie Parysa (Patrycy Hauke) Myszko, to była cudna noc. Sabina Olbrich-Szafraniec piękną królową Sparty odarła z mistycznej powagi i rozkapryszoną żonę Menelausa przemieniła w potulną Helkę. Kalejdoskop pojawiających się postaci, gorączkową bieganinę i zawrotne tempo tonuje nastrojowa scenografia Pawła Dobrzyckiego: wyłaniające się z półmroku antyczne rzeźby, rozłożyste połacie zieleni, szemrząca w fontannie woda - koją rozbiegane od kulisy do kulisy oczy, przypominając, że życie jest operetką.

Nie ma sensu doszukiwanie się podtekstów tworzenia łańcucha cytatów muzycznych arcydzieł, wątek fabularny nie jest w tym spektaklu najważniejszy. Pogubić się nie można a gdyby jednak komuś Eugeniusz Oniegin poplątał się z Rudolfem, to i tak finał wszystko wyjaśni. Kto nie lubi anegdot i żarty go nie bawią "Piękną Helenę..." Macieja Wojtyszki może sobie darować. Pozostałych, którzy wierzą w magię teatru i jego terapeutyczną moc - gorąco zachęcam. To ponad dwie godziny wolne od myślenia, relaksujące i zabawne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji