Z halbardnika na króla
- Wokół nas jest bardzo dużo Ryszardów. Różnego kalibru. Nie ma znaczenia czy walczy się o tron, czy o wygodny stołek - mówiła Nina Andrycz, która wraz z zespołem warszawskiego Teatru Polskiego przez dwa dni entuzjastycznie była oklaskiwana w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Widzowie Śląska mieli okazję zobaczyć jeden z najgłośniejszych obecnie spektakli w kraju - "Ryszarda III" Szekspira.
Jego premiera odbyła się w październiku ubiegłego roku. Trzeba było dopiero spektakularnego sukcesu na niedawnym Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu, gdzie aktorzy Teatru Polskiego zebrali prawie wszystkie nagrody - Jan Englert główną, Halina Łabonarska - I stopnia, Eugenia Herman - za rolę drugoplanową, Piotr Bąk - Młodego Aktora, Nina Andrycz - nagrodę "Gazety Wyborczej", by i Warszawa uznała "Ryszarda III" za wydarzenie teatralne.
- W stołecznych dziennikach przedstawienie to miało zaledwie trzy gwiazdki, mniej niż "Pan Twardowski" w Teatrze Komedia - mówili w Chorzowie aktorzy.
Praca nad "Ryszardem III" przebiegała niemal bezkonfliktowo, co przy Szekspirze jest ewenementem. - Z reżyserem Maciejem Prusem jedliśmy sobie z dzióbków - śmieje się Englert. - Kazimierz Dejmek (mimo obowiązków ministerialnych nadal sprawujący artystyczną opiekę nad Teatrem) powiedział, że spektakl może trwać tylko dwie i pół godziny. Roniłam łzy, bo tak dużo skreślono mi z roli, ale Janek pocieszał mnie: Pani i tak z tego ogryzka coś zrobi - wspomina Andrycz.
Już dawno nie oglądaliśmy tak świetnej jak Englertowska interpretacji roli Ryszarda III. - W 1965 roku był moim halabardnikiem w "Balladynie". Coś miał takiego w zielonym oku, że wyciągnęłam go z siódmego rzędu i zrobiłam sobie z Englertem zdjęcie - przywołuje anegdotę Andrycz. - Tak zaczęła się moja kariera - śmieje się Englert.
Godzinę przed poniedziałkowym spektaklem rozszalała się burza. - Jak widzowie dojdą do teatru? - martwiła się Nina Andrycz. Doszli i zgotowali aktorom Teatru Polskiego owację na stojąco.
