Artykuły

Królowa i Halabardnik

Teatr Polski w Warszawie jest bodaj jedynym, gdzie istnieje oficjalny zakaz - wydany przez Kazimierza Dejmka - pokazywania się w telewizyjnej reklamie. Można się przeciw temu mniej czy bardziej buntować - twierdzą aktorzy związani z tą sceną - ale rzeczywiście trudno grać dramatyczną rolę i równocześnie zachwalać podpaski Always.

"Polski" stanowił zawsze specyficzną scenę, związani z nim byli najwięksi polscy aktorzy, reżyserzy - Szyfman, Schiller. Jedną z ostatnich premier teatru jest "Ryszard III" Williama Szekspira, w którym gra wielu wyśmienitych aktorów. Po raz któryś z rzędu występują razem Nina Andrycz i Jan Englert. Na parę chwil przed kolejnym gościnnym występem w chorzowskim Teatrze Rozrywki opowiadają nieco o sobie i o przygotowaniu spektaklu.

Jan Englert: "Pani Nino, zawsze będę pamiętał jak mnie Pani wyciągnęła z siódmego rzędu."

Nina Andrycz: "Och, ja czułam pismo nosem, że z niego będzie aktor. Był moim halabardnikiem, beztekstowym. Ale coś miał w tym zielonym oku... jak słuchał człowieka to się czuło, że on słucha. Wyciągnęłam go z tego siódmego rzędu i powiedziałam: "Chcę się z Panem sfotografować". Myślę, że to zdjęcie przyniosło mu trochę szczęścia i potem poszło już dobrze. Przyszedł ze szkoły z opinią bardzo dobrego artysty i doskoczył do roli. Doskoczenie do roli też jest zrządzeniem losu."

J. Englert: "Przypomnę Pani Nino, że debiutowałem u Pani boku jako 80-letni starzec. Ciężko było mi się wybić."

N. Andrycz o Szekspirze: Jego sztuki mają ponad 400 lat, a są tak aktualne w treści, dynamiczne w formie i tak żywe, jakby ktoś je niedawno napisał z myślą o naszym XX wieku. Kwestia zdobywania władzy, dochodzenia do niej jest czymś, o czym każdy z nas słyszał, widział, doświadczał i doskonale wie jak te wygląda. Myślę, że wokół nas jest bardzo dużo Ryszardów, tylko różnego kalibru: wielkich, średnich i małych. Czy walczy się o tron, czy tylko o wygodny stołek, kwestia zażartości w tej walce, bezwzględności, wykańczanie swoich dawnych sojuszników, aby podskoczyć na pierwsze miejsce jest szalenie podobna. Pewien dziennikarz nie grzeszący nadmiarem inteligencji w chwili szczerości zapytał mnie: "Pani Nino, pani jest czołową aktorką Teatru Polskiego, a gra właściwie niedużą rolę. Małgorzata ma tylko dwie sceny." Na to ja mu odrzekłam w prostocie ducha: "Ja wolę niedużo w Szekspirze niż dużo w szmirze".

J. Englert o Ryszardzie: "Gdzie jest powiedziane, że to jest potwór? Na takich rolach odkładają się archetypy, związane z tradycją, odczytaniem tekstu np. Tomasza Moora. Niekoniecznie tak być musiało. Oczywiście jak każdy aktor, który gra negatywną postać, bronię jej. Myślę jednak, że przedstawienie to nie jest o potworze lecz o potwornym świecie, potwornym porządku tego świata, w którym się znalazł najinteligentniejszy i doprowadził zło do absurdu. Mój Ryszard jest właśnie takim inteligentem w świecie zła, który ów świat poprzez fermentację rozsadza. Zresztą od pierwszego momentu interesował mnie w tym wszystkim dramat dziecka - odrzuconego, kalekiego.

N. Andrycz o teatrze i zawodzie aktora: "Bywa tak, że czego by dany artysta nie zrobił, jest uznawane za fenomenalne. I bywa tak, że mówi się: i owszem, poszło mu zupełnie nieźle. Znakomity pisarz Ionesco określił aktorstwo jako zawód tragiczny. I coś w tym jest. Był kpiarzem, stworzył teatr absurdu. Ale kiedy jego jedyna córka wyraziła chęć pójścia na scenę złapał się za głowę i powiedział: "Mój Boże przecież to jest zawód okrutny". I myślę, że miał rację. Ja to doskonale wiem. Z początku jest się predestynowanym do wielu ról ze względu na swoje warunki naturalne. Pamiętam jak dyrektor Szyfman mówił: "Do tej roli jest Pani jeszcze za młoda", potem usłyszałam, że do którejś jestem za stara. I nigdy nie wiadomo kiedy jest ten złoty środek. Kiedy właściwie wszystko można pogodzić."

J. Englert: "Jeśli człowieka, który przeszedł trzy, cztery stopnie wtajemniczenia dziennikarze uznają za bardzo dobrego aktora, to potem może kopać rolę po roli i długo musi czekać, żeby powiedziano o nim, że jest słaby. I odwrotnie. To okrutne, ale naturalne. Podobnie z teatrem.

Ja miałem takiego pecha w swoim życiu, że trafiałem zawsze pod adresy pierwszoligowe, które przestawały być mistrzami Polski. Do Axera trafiłem wtedy kiedy schodził z boiska, już jako mistrz został uznany za dysydenta żydowskiego pochodzenia. I co byśmy nie robili, to było średnie albo słabe. Potem przyszedłem do Dejmka i stan wojenny wprowadził ten teatr z różnych stron w drugą ligę. Wiem zatem jak to smakuje. Nie są to narzekania zawiedzionego czy rozgoryczonego, bo wiedzie mi się dobrze, lecz stwierdzanie po prostu funkcjonującej rzeczywistości."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji